"Kiedyś przeczytała, że nie ma brzydkich kobiet, są tylko zaniedbane. I coś w tym było."
Tego to się nie spodziewałam...
Nie to, żeby zdziwił mnie cytat, który przytoczyłam Wam na wstępie, mam na myśli to, że czuję się zaskoczona "Szkołą żon" w całej swej okazałości. Ukazuje nam ona zupełnie inne oblicze Magdaleny Witkiewicz, znanej jako specjalistka od szczęśliwych zakończeń. Choć książka okazała się całkowicie odmienna od pozostałych powieści autorki, muszę przyznać, że tego pozytywnego finału nie zabrakło i tu. Tylko charakter tej historii jest inny, bardziej frywolny, ale nie pozbawiony też moralizatorskiego wydźwięku.
"Szkoła żon" to powieść, w której przybliżona zostaje nam placówka, gdzie kształcą się kobiety. I choć nazwa może sugerować, że panie mają tam odebrać nauki mające na celu udoskonalenie swoich kobiecych umiejętności, celem przypodobania się mężczyznom - nic bardziej mylnego. Uczestniczki szkolenia mają przede wszystkim odnaleźć siebie i nauczyć się dbać o swoje potrzeby. My wszystkie mamy skończyć z poczuciem, że stanowimy dodatek do mężczyzn, same w sobie jesteśmy wyjątkowe i nie potrzebujemy do tego obecności płci przeciwnej. Wszelkie zabiegi pielęgnacyjne powinnyśmy podejmować wyłącznie dla siebie, a podczas zbliżeń pamiętać o zaspokajaniu swoich potrzeb.
Takiej terapii poddane zostają cztery bohaterki. Oczywiście, kobiet uczestniczących w szkoleniu jest więcej, jednak to właśnie ich poczynaniom przyglądamy się w szczególny sposób. Julia, Michalina, Marta i Jadwiga vel Jagoda - kobiety znajdujące się w zupełnie innym miejscu w życiu, których losy niespodziewanie zetknęły się w "Szkole żon". Każda z nich udała się w to miejsce z innych pobudek i z całkowicie odmiennym nastawieniem. Bohaterki miały różne oczekiwania i, co ciekawe, uległy one zmodyfikowaniu w miarę rozwoju akcji.
Już sama historia wyróżnia się na tle pozostałych książek autorki, a jeśli dodać do tego nagromadzenie scen erotycznych... Tak, nie znałam Magdaleny Witkiewicz od tej strony. Ale, nie musicie się obawiać, zbliżenia opisane zostały naprawdę ze smakiem i co więcej, mocno oddziałują na kobiecą wyobraźnię.
W końcowych partiach książki znalazłam informację, że powieść można czytać bez scen seksu i na niczym ona nie straci. Trochę trudno mi się z tym zgodzić, uważam że opisy zbliżeń mają ogromne znaczenie w procesie terapeutycznym jednostki. Czytając "Szkole żon" czułam się jakbym to ja sama znajdowała się w tej placówce i wspólnie z bohaterkami doświadczała tego wszystkiego. Wspólnie z nimi nabierałam pewności siebie i odczuwałam przyjemność płynącą z opisywanych scen. Myślę, że to ważna lektura, dzięki której nie będziemy mogły zapomnieć o tym, jak ważne jesteśmy.
"Szkoła żon" może wywoływać kontrowersje, ale też nauczyć świadomości własnego ciała oraz drzemiącego w nim piękna. Bo prawdą jest, że nie ma brzydkich kobiet, są tylko takie, które z różnych powodów przestały o siebie dbać. A przecież kluczem do szczęścia jest akceptacja siebie.
Serdecznie polecam na poprawę humoru, ale też i po to, by zajrzeć w głąb siebie.
Moja ocena 8/10.
Wydawnictwo: Filia
Data wydania: 2013-04-17
Kategoria: Romans
ISBN:
Liczba stron: 256
Język oryginału: polski
Ilustracje:Olga Reszelska/Drew Hadley Photographs
Dodał/a opinię:
Katarzyna Jabłońska
- Czekaj, czekaj. Wszystko da się załatwić. Po kolei. Wstań. - Wyciągnął rękę w jej kierunku. - Idziemy na spacer. Musimy te wszystkie negatywne emocje wypuścić w kosmos.
- Ta. Coby spadły na nas ze zdwojoną siłą... - To tak nie działa. Rozpadną się na miliard kawałków. I już nie będzie tak strasznie.
Ada ma kłopoty. Złamane serce i pusty portfel. Na gdańskim osiedlu otwiera małą cukiernię, bo tylko to potrafi robić – piec ciasteczka. Cukiernia...
Mała Przytulna - urokliwe miasteczko wśród ukwieconych wzgórz. To miejsce, gdzie każdy chciałby zamieszkać. Miejsce, w którym wędrowny grajek od lat opowiada...
Kiedyś chyba Paul Newman powiedział, że nie zdradza żony, bo nie sięga po hamburgera, kiedy w domu ma befsztyk... No cóż. Widocznie ona, Jadwiga Maliszewska, tym befsztykiem nie jest. Tylko kotletem. Odgrzewanym kotletem. A może nawet nie? Nawet nie odgrzewanym.
Zimnym kotletem powszednim.
Więcej