W wyniku gwałtownego pożaru giną wszyscy członkowie znanej grupy tanecznej. Co wydarzyło się tamtego wieczoru? Jak do tego doszło? I kim jest odnaleziona na dachu dziewczynka, która nie chce wypowiedzieć nawet jednego słowa?
Za sprawą „Tańczących martwych dziewczynek” spotkałam się z Grahamem Mastertonem po raz pierwszy. Nie ukrywam, że przygoda ta wywoływała u mnie wielkie zaciekawienie, twórczość autora bowiem okryła się już niemałą sławą. Rozpoczynając lekturę wciąż zastanawiałam się, czy i ja dołączę do powiększającego się grona fanów.
To, co zwróciło moją uwagę w pierwszej kolejności, to kreacja głównej bohaterki. Katie Maguire okazała się nie tylko doświadczoną, inteligentną i zdolną nadinspektor, ale także kobietą po przejściach, z trudną przeszłością, która wpłynęła na jej podejście do pracy i życia, po części ukształtowała ją właśnie w taką osobę, jaka zaimponowała mi na książkowych stronach. Uwielbiam silne kobiece charaktery, które wiedzą czego chcą, podążają do celu pewnym krokiem, a przy tym nie tracą empatii i szacunku dla innych.
Masterton konsekwentnie podkreśla, że życie detektywa to silne zaangażowanie, gotowość do poświęceń, konieczność zapomnienia na jakiś czas o własnym ja oraz tym, co zazwyczaj znajduje się na pierwszym planie. W jego powieści policjanci są przepracowani, statystyki kuleją, a do rozwiązywania spraw wciąż brakuje środków finansowych. Moim zdaniem to ważne, by pokazać świat policji w taki sposób, by nie idealizować na siłę, tylko postawić na pewną dozę szczerości i realizmu, nawet jeśli są tak brutalne.
Sięgając po thrillery i kryminały liczę na to, że powieściowy świat zaskoczy mnie mrokiem, zauważalnym nie tylko w charakterze opisywanych wydarzeń i zbudowanym dla nich tle, ale także w sercach bohaterów. Lubię, kiedy zbrodnie i intrygi są brudne, brutalne, szokujące, kiedy sporo się dzieje- sporo złego. Takie elementy znalazłam właśnie w książce Mastertona. Dzięki nim całość nabrała bardzo mocnego wyrazu, wypadając przekonująco i korzystnie.
Fabuła staje się jeszcze ciekawsza za sprawą poprowadzonej dwutorowo narracji. Z jednej strony śledzimy pracą inspektorów, obserwujemy odkrycia poczynione w śledztwie, poznajemy podejrzanych, z drugiej zaś przekonujemy się jak mocno wpływa na ludzi fanatyzm polityczny i jak wielką rolę odgrywa na etapie podejmowania przez nich decyzji. Tak poprowadzona fabuła i takie połączenie tematów sprawia, że powieść czyta się szybko i bezproblemowo.
Nie wszystkie wątki przypadły mi natomiast do gustu i nie wszystkie okazały się na swoim miejscu. Wydaje się, że od początku wiemy, kto stoi za drastyczną sceną podpalenia, dzięki czemu podążamy za autorem z pewną niechęcią i nieufnością. Uważam, że sceny dotyczące seksu zostały przesadnie opisane i tym samym wyeksponowane, nie wydaje mi się, żeby trzeba było się w ten temat tak zagłębiać przy tym gatunku powieści.
Ostatecznie „Tańczące martwe dziewczynki” wypadają na plus. Ta powieść może się podobać fanom podobnych gatunków i ciężkich klimatów. Wydaje mi się, że nie jest jednak odpowiednia dla kogoś, kto swoją przygodę z autorem dopiero zaczyna- nie zapada w pamięć wystarczająco mocno.
Wydawnictwo: Albatros
Data wydania: 2018-09-19
Kategoria: Kryminał, sensacja, thriller
ISBN:
Liczba stron: 464
Tytuł oryginału: Dead girls dancing
Język oryginału: Angielski
Tłumaczenie: Paweł Korombel
Dodał/a opinię:
Ewelina Olszewska
Degustator restauracyjny Charlie McLean podróżuje z nastoletnim synem Martinem po kraju, wykonując swoja pracę. Chłopiec jest zbuntowany, nie słucha...
W Nowym Jorku szaleje "wampirza" epidemia. Jej ofiary podrzynają gardła innym ludziom, a następnie wypijają ich krew. Ilość morderstw idzie w setki, w...