Teoria opanowywania trwogi

Ocena: 3.58 (12 głosów)
opis

Coś mi się wydaje, że ta recenzja będzie równie obfita w słowa, a uboga w konkret co recenzowana książka... Ale po kolei. W moje ręce trafił debiut prozatorski Tomasza Organka, muzyka i kompozytora, piosenkarza oraz autora tekstów. Człowieka, o którym dotąd nie słyszałam. Jak to mam w zwyczaju, przeszukałam sieć, żeby trochę go poznać. Dowiedziałam się, że już wcześniej parał się pisaniem, ale krótką formą i dopiero "Teoria opanowywania trwogi" dała mu możliwość powiedzenia wszystkiego tak, jak chciał (parafrazując za Newsweekiem). Tak więc zasiadłam do lektury, mając świadomość, że trzymam w ręku książkę pisaną przez artystę. Debiut, ale bynajmniej nie twór niewprawnej ręki, dopiero uczącej się, jak trzymać pióro. Co kryje się za niepozorną, minimalistyczną okładką? Opowieść o wspólnej podróży Borysa i Anety (Niety), dwojga ludzi jednocześnie bliskich sobie i obcych, różnych, a jednak zaskakująco podobnych. Oboje uciekają przed światem, każde na swój sposób. Żadne nie pasuje do rzeczywistości, z tym, że jedno z rezygnacją się z tym godzi, a drugie agresywnie walczy.

Słowa, słowa, słowa, jakby to rzekł Hamlet. W "Teorii..." słowa zagarniają przestrzeń. Przykładowo, znajdziemy w niej rozpisywanie się na parę stron o tym, że w pewnej klubokawiarni pękła rura w WC. Swoją drogą, jakie tam serwowano genialne jedzenie! Moje wege-serduszko (a raczej wege-żołądek) radowało się równie mocno, jak mocno autor kpił z hipsterskości tejże kawiarni. Wybrałabym się tam bez wahania i nie odstraszyłyby mnie "te wszystkie grafiki, nie bez pewnej dosłowności wskazujące na pedofilne tony seksualności en vogue, te plastikowe klasycyzujące rzeźby, skąpane w kontrolowanym przez neobanalistów kiczu, wreszcie ta czarno-biała podłoga w toalecie. Ta wydyskutowana w męczarniach niekończących się debat metafora dosadności przyziemia, po którym stąpamy. Poza puchem różu, w który uciekamy w swym pragnieniu piękna i rozkoszy, pod stopami jest jeszcze czarno-biały konkret".

Zastanawiałam się, czy, a jeśli - to kiedy zacznie mnie drażnić organkowe rozwleczenie stylu, brak konkretów w fabule, leniwy słowotok, samonakręcający się zachwytem nad plastycznością języka. Zdania przewalające się przez kilka wersów, żeby wreszcie przekazać treść właściwą. I budzące się gdzieś w głębi trzewi rozdrażnienie, jak w rozmowie z osobą, która się jąka. Chciałoby się jej pomóc, podpowiedzieć, jakoś przyspieszyć jej wypowiedź, ale w obawie przed gafą milczy się i cierpiąc cierpliwie czeka na kropkę. Zastanawiałam się, czy nie zacznę tęsknić za lakonicznością Pilipiuka, który bijatykę ze świszczeniem krowich łańcuchów i fruwaniem wybitych zębów potrafi opisać jednym, góra dwoma zdaniami.

W "Teorii..." akcja właściwa rozkręca się (o ile można tak rzec o tej książce) dopiero od połowy. Mamy do czynienia z przemocą słowną i fizyczną, "teraźniejszą" oraz tą, która trwała przed laty, ale bardziej niż strach przed pobiciem czy śmiercią z rąk bandytów w trakcie czytania czuje się strach przed życiem, przed jego jałowością. Czuje się tę tytułową trwogę - świadomość nieuchronności końca, tymczasowości na tym świecie. Memento mori. Znów przypomniał mi się szatan Staffa, taki zasmucony życiem, że wszystko wokół niego umierało.

Niewątpliwie Tomasz Organek pisze niecodziennie, nietypowo, tak bardzo inaczej. W dobie łatwych, lekkich książek do przeczytania na raz jego debiut zaskakuje. Wielu pewnie zaskoczy nieprzyjemnie, bo zmusza do skupienia i analizy czytanych treści ("co poeta miał na myśli"). Nie da się go przelecieć oczami, jednocześnie lajkując kolejne fotki na Instagramie. To nie taka książka. Sama planowałam przeczytać ją w jedno popołudnie i beztrosko skrobnąć recenzję. Naiwna... W "Teorię..." trzeba się wtopić, zespolić z nią, a później przespać i przetrawić. Potem dopiero można myśleć o dzieleniu się wrażeniami.

Chociaż może tak nie brzmię, debiut Organka mi się podobał. Zadziwił mnie wnikliwością obserwacji autora, odniesieniami do literatury i muzyki (no dobrze, to akurat mnie nie zdziwiło), przekonał poczuciem humoru. Trochę też zasmucił, a trochę wprawił w dyskomfort, bo przypomniał mi moje rozterki egzystencjalne. Może wszyscy boimy się tego samego - czy znajdziemy swoje miejsce w życiu, czy staniemy w punkcie przydzielonym nam przez los? A może trzeba mieć większą wrażliwość do takich rozmyślań? Nie wiem. Polecam, ale z rozwagą. Nie każdemu podejdzie, zdecydowanie nie każdemu.

Informacje dodatkowe o Teoria opanowywania trwogi:

Wydawnictwo: W.A.B.
Data wydania: 2019-05-29
Kategoria: Literatura piękna
ISBN: 9788328066311
Liczba stron: 352
Dodał/a opinię: katarzynabletek

Tagi: bóg

więcej

POLECANA RECENZJA

Zobacz opinie o książce Teoria opanowywania trwogi

Kup książkę Teoria opanowywania trwogi

Sprawdzam ceny dla ciebie ...
Cytaty z książki

Na naszej stronie nie ma jeszcze cytatów z tej książki.


Dodaj cytat
REKLAMA

Zobacz także

Recenzje miesiąca
Virion. Legenda miecza. Krew
Andrzej Ziemiański ;
Virion. Legenda miecza. Krew
Kołatanie
Artur Żak
Kołatanie
W rytmie serca
Aleksandra Struska-Musiał ;
W rytmie serca
Mapa poziomów świadomości
David R. Hawkins ;
Mapa poziomów świadomości
Ostatnia tajemnica
Anna Ziobro
Ostatnia tajemnica
Hania Baletnica na scenie
Jolanta Symonowicz, Lila Symonowicz
Hania Baletnica na scenie
Lew
Conn Iggulden
Lew
Jesteś jak kwiat
Beata Bartczak
Jesteś jak kwiat
Niegasnący żar
Hannah Fielding
Niegasnący żar
Pokaż wszystkie recenzje
Reklamy