KARTA W GRZE
Ostatnimi czasy mam szczęście do książek, w których jednym z głównych bohaterów jest miasto. Wymyślone, ale charakterne miasto. Zaczęło się od zadymionego, zalanego deszczem i niebywale wprost ponurego Grimm City. Potem przyszedł czas na pełnego magii Warsa i szaloną, nieobliczalną Sawę. Jeszcze potem szukałam zaginionego Szlochu, którego nazwa zostawiała na języku słony posmak łez. Teraz zaś przyszedł czas, aby bliżej poznać Hausenberg, zwane też Miastem Szulerów…
Hausenberg niby ma dwa życia, ale w dzień niewiele się tu dzieje. Za to nocą… Nocą kwitnie tu szemrany interes, bandyterka i hazard. Kto ma dłonie sprawne do noża, pałki czy garoty znajdzie tu swoje miejsce; przy zielonych stolikach siedzą z kolei ci, którzy dobrze liczą, znają się na aktorstwie i potrafią szybko przekładać karty wyjęte z rękawa. Do tych drugich należy Slava, jedyny uczeń największego szulera w mieście. Slava ma sprawne dłonie, potrafi czytać ze współgraczy jak z otwartych zeszytów i blefuje jak nikt. Ma też gorącą głowę i marzy o wielkości, sławie i legendzie. Wszystko to razem wzięte sprawia, że Slava pakuje się w jedne kłopoty po drugich. Z tych ambarasów pomaga mu się wykaraskać dwójka kompanów: samozwańczy król złodziei Petr i tyle sprawny co cichy zabójca, Nino ( który powinien mieć ksywę „Jakoś se poradzę”, jako że te słowa to chyba jego motto życiowe). Ta wesoła kompania wprowadza w życie jeden przekręt po drugim, ale wszystko trwa do czasu. Okazuje się, że w mieście pojawił się nowy gracz, który ma własne plany, niekoniecznie współgrające z tym, co wymyśliła nasz mały triumwirat. Sprawy więc zaczynają się komplikować. I to bardzo komplikować.
„Wszyscy patrzyli, nikt nie widział” Tomasza Marchewki to jego debiut książkowy. Debiuty jak to debiuty: albo są kompletnie do luftu, albo wybitne, albo też dają nadzieję na to, że coś dobrego z autora wyrośnie. Ten akurat debiut daje nadzieję. Książka jest napisana sprawnie i ciekawym językiem, co u debiutanta może tylko cieszyć ( przykro mi to pisać, ale niektóre polskie książki z chęcią umieściłabym na liście pozycji zakazanych ze względu na sam styl pisania). Bohaterowie są wyraziści, charakterni ( w końcu to chłopaki z ulicy, prawda?) i nawet postaci z drugiego czy trzeciego planu zapadają w pamięć. Jako że to książka łotrzykowska, ważna jest intryga. No jest intryga, a nawet ,rzekłabym, kilka. Akcja plecie się jak kłębek nitki, przeskakuje pomiędzy tym, co tu i teraz, a tym, co kiedyś, ale bez szkody dla fabuły. Że trzeba trochę się skupić? Co w tym złego? Tajemnica goni tajemnicę, jeden drugiemu w karty zagląda, a tak naprawdę talię trzyma w ręku sam autor i umiejętnie tasuje swoje karty. A że czasami oszukuje? Przecież to Hausenberg… Nie ma znaczonych kart, nie ma zabawy.
Debiut Marchewki na pewno spodoba się fanom gry w karty, a tych na pewno nie brakuje. Ja co prawda całe lata nie miałam talii w ręku, ale jeszcze potrafię odróżnić karetę od fulla, a strita od trójki. Jeśli ktoś w karty nie gra i grać nie zamierza, bawił się będzie gorzej. No, chyba że bardzo lubi książki o złych chłopcach, nocnych ulicach, złodziejach, płatnych mordercach i balecie. Tak, o balecie, on też tu odgrywa swoją rolę. Że nie pasuje?! Tu jest Hausenberg, tu wszystko jest możliwe. Zwłaszcza, jeśli umiesz grać w karty. Ewentualnie: jeśli grać nie umiesz, a masz za dużo pieniędzy, Hausenberg z chęcią cię ugości. Nie gwarantuję tylko w jakim stanie wrócisz do domu. I czy w ogóle wrócisz…
Więcej ciekawych książek do recenzji tutaj:czytampierwszy.pl
Wydawnictwo: Sine Qua Non
Data wydania: 2017-05-24
Kategoria: Fantasy/SF
ISBN:
Liczba stron: 336
Dodał/a opinię:
Renata Kazik
Według planu. Z fartem. Jeśli chcesz przekazać komuś przesyłkę, i zrobić to anonimowo, jest tylko jedna osoba, do której możesz się zgłosić - Iva...