Kiedy otrzymałam wiadomość, z której dowiedziałam się, że dostanę "Złodziejki świąt" do recenzji byłam bardzo szczęśliwa. Choć kompletnie nie wiedziałam czego się spodziewać, prócz tego, że to "komedia obyczajowa o szalonych pisarkach", gdyż nie czytałam żadnej książki Pani Hanny, a jak niczego innego, potrzebowałam teraz czegoś lekkiego, przyjemnego, co poprawi mi nastrój i wprowadzi w klimat świąt. Fakt, iż to opowieść o pisarkach i wydawniczym światku dodatkowo pobudził moje zainteresowanie książką. Natłok różnych spraw spowodował, że chwilkę trwało nim ją przeczytałam, ale nie tylko. Szczerze mówiąc nie czytało mi się jej lekko i przyjemnie. Większą część treści mnie zmęczyła. Dopiero końcówkę czytało się trochę lepiej. Za dużo treści, postaci, które się mieszały, brak humoru - przynajmniej takiego, który wywoływałby salwy śmiechu podczas czytania, albo po prostu nie trafił w moje poczucie humoru i świąt, których w niej, jak na lekarstwo. Określiłabym ją raczej jako powieść obyczajową, z pewnością nie jako komedię.
Autorka zdradza trochę faktów zza kulis wydawniczo - pisarskiego światka, o których zwykły czytelnik nie ma pojęcia. Pokazuje również, iż za nazwiskami, bądź pseudonimami artystycznymi pisarzy kryją się zwykli ludzie. Ludzie mający wady i zalety, pewne życiowe doświadczenia, problemy, wzloty i upadki. Jak każdy z nas mają też możliwość zmiany swojego postępowania i naprawy błędów. Podsumowując - książka nie ma nic wspólnego z wprowadzeniem czytelnika w klimat świąt, czyta się ciężko, choć pomysł na fabułę był niezły i z pewnością nie jest to komedia.
Wydawnictwo: Rebis
Data wydania: 2020-11-24
Kategoria: Obyczajowe
ISBN:
Liczba stron: 360
Dodał/a opinię:
patrycjadyrda
Co się stanie, kiedy spotkają się dwie kobiety, które w zwykłych okolicznościach nigdy by się nie poznały? Joy Makeba mieszka w Pretorii w Republice Południowej...
Tylko kochanka, zawsze inna. Historia kobiety, która nigdy się nie poddaje. Wszelkie przyjemności hiszpańskiej riwiery, a potem smętna rzeczywistość...