„Atlas motyli i ciem” to powieść, która od pierwszych stron obiecuje — i deklaruje — coś więcej niż typowy romans. To historia czterech mężczyzn: dwóch par, których relacje są skomplikowane, naznaczone rutyną, pragnieniami, lękami. Z jednej strony mamy Krzyśka i Roberta — związek, w którym kiedyś było dobrze, ale teraz codzienność zmieniła się w ciągłość obietnic bez emocji, chłód, odległość. Z drugiej: Adam i Marcin — para balansująca na granicy lojalności i zdrady. Losy tych dwóch par splatają się niespodziewanie, na pewnej imprezie: znajomość, drobna fascynacja, spotkania, które początkowo wydają się tylko „odskocznią”, przyciągają się magnetycznie. Z czasem relacje się komplikują, a uczucia — motyle w brzuchu — przeradzają się w coś, co wymaga od bohaterów konfrontacji z samym sobą, ze swoimi pragnieniami, granicami, zasadami.
To, co najbardziej w tej książce zyskało moją sympatię, to odwaga autora, by pisać o miłości i związkach — również tych niesztampowych, skomplikowanych, nieidealnych. Żelazowski nie maluje lukrowanych portretów: nie obiecuje błogich uniesień, szczęśliwych zakończeń, idealnych dialogów. Zamiast tego pokazuje relacje jako coś żywego — pełnego sprzeczności, lęku, pożądania, winy, wątpliwości i nadziei. W świecie, gdzie często romantyzm przeplata się z brutalnością uczuć, „Atlas motyli i ciem” zdaje się mówić: miłość nie zawsze jest jasna i cudowna. Czasem — bywa ciemna, niepokojąca, trudna. I to ją czyni prawdziwą.
Podoba mi się też, że książka stawia pytania — nie daje gotowych odpowiedzi. Czy związek można zbudować na więcej niż jednej relacji? Czy miłość, lojalność i pragnienie wolności mogą ze sobą współistnieć? Co to znaczy być szczerym — wobec partnera, wobec siebie, wobec własnych potrzeb? W tym sensie powieść ma wartość nie tylko rozrywkową, ale i refleksyjną. Dla mnie, jako czytelniczki, stała się pretekstem do zastanowienia się nad tym, co w relacjach jest najważniejsze, co mnie pociąga, a co — odrzuca.
Z drugiej strony — i tu już wchodzę w moje zastrzeżenia — „Atlas motyli i ciem” nie do końca unika pułapek. Narracja i styl są bardzo nierówne, momentami język brzmi… zwyczajnie, jak z amatorskiego tekstu, albo jak „szkolnego wypracowania". Mimo erotycznego ładunku książki, sceny intymne bywają opisywane topornie lub zbyt prosto.
Czułam to — kiedy czytałam — że autor momentami się waha: chce poruszyć tematy trudne, pragnienia, które zwykle zostają w cieniu, ale jednocześnie nie zawsze potrafi je ubrać w słowa z odpowiednim ciężarem. Zdarzały się fragmenty, które mnie zanudzały, bo dialogi były płaskie, a emocje – niedopowiedziane lub wymuszone. Czasem miałam wrażenie, że postacie stoją w miejscu, że więcej tu fizycznego spotkania niż głębszego rozwoju psychologicznego. I to sprawiało, że trudno było mi uwierzyć, że relacja między nimi mogłaby faktycznie przetrwać w realnym życiu.
Mimo to — uważam, że warto tę książkę przeczytać, zwłaszcza jeśli interesują Cię związki nieoczywiste, temat wolności w miłości, potrzeby bliskości i lęki, które są z tym związane. „Atlas motyli i ciem” może nie jest ideałem — ma swoje słabości, nie zawsze porywa stylem — ale zawiera w sobie autentyczną próbę opowiedzenia o czymś, co bywa marginalizowane, wypierane, ukrywane. I to czyni ją ważną.
Osobiście — zyskałam z tej lektury coś więcej niż historię w stylu „miłość, seks, skandal”. Zyskałam poczucie, że uczucia są płynne, zmienne, kruche. Że czasem to, co najbardziej kuszące, bywa jednocześnie najbardziej niestabilne. Że „więcej” nie zawsze znaczy „lepiej” — i że czasem trzeba się zatrzymać, posłuchać siebie, zanim podejmie się decyzję.
Jeśli miałabym opisać „Atlas motyli i ciem” jednym zdaniem — to byłaby to opowieść o tym, jak bliskość i pożądanie potrafią rozsadzać relacje, a jednocześnie jak bardzo ludzie pragną być kochani, niezależnie od tego, ile to może kosztować. I chociaż nie wszystkie fragmenty mnie przekonały, to i tak jestem przekonana, że ta książka zostanie ze mną na długo — z pytaniami, które powinna zadać każda osoba, która kiedyś kochała, pożądała albo bała się zbliżenia.