Recenzja książki: Na tropie jednorożca

Recenzuje: Damian Kopeć

Wredne krasnoludki są na świecie, i gobliny, i elfy, i nawet gnomy

John Justin Mallory - detektyw. Prywatny detektyw. Klimat iście chandlerowski się kłania: Philip Marlowe, Bogart, opary alkoholu, przyciemnione światła, dym papierosowy, zakazane gęby, wiaderka soczystej ironii wylewane wprost na głowę czytelnika. Facet, to znaczy Mallory, ledwo wiąże koniec z początkiem. Wymięte dolary nie trzymają się jego wymiętej kieszeni. Właśnie rozwiązał swój długoletni problem. Jego żona, Doreen - kiedyś słodka Doreen - odeszła od niego wraz z porządnie rozczłapanymi czternastoletnimi kapciuszkami. Zasadniczo odeszła z Nickiem Fallico, drugim właścicielem wspólnej agencji detektywistycznej, ale za nim John nie będzie tęsknił. Skończyły się, co prawda, pięcioletnie narzekania na oboje z nich, skończył się też pewien etap życia, ale i skończyły się niezapomniane chwile w dobrze rozchodzonych kapciach. No i - na ostatek - skończył się kolejny, niezbyt w sumie udany rok. Żegnany flaszką poczciwego, gatunkowego bourbona i miłą pogawędką z Ezechielem, starym dozorcą budynku, w którym mieści się biuro Mallory`ego. Byłbym zapomniał: rzecz dzieje się na Manhattanie, tym naszym ukochanym Manhattanie.

John Justin Mallory (...) najlepszy detektyw świata. Dyskrecja zapewniona. Podejmuje się każdej roboty, przyjmuje każdą zapłatę, oferuje specjalne zniżki dla kobiet w obcisłych skórzanych kombinezonach z biczami w ręku.

Taaa... czas na podsumowanie roku, bilans zamknięcia i bilans otwarcia. No cóż, kiedy się człowiek naogląda za dużo filmów z Bogartem, kończy jako detektyw - i to bez Velmy, pulchnej sekretarki. Za to z wielką Gracie, która niczego nie potrafi zapisać bezbłędnie. Pozostaje tylko bourbon, ale i on się szybko kończy, jak stary rok w sylwestrowy wieczór. Dotąd mamy zatem klasyczny amerykański czarny kryminał. Od tej chwili zaś... coś jeszcze. Fantastycznie komiczny kryminał lub: pełen humoru kryminał w fantastycznych klimatach.

Oto bowiem przed biurkiem rozgrzanego wybornym trunkiem detektywa staje niski, zielony elf. Mürgenstürm. Ślicznusi. I ma dla jego w tym momencie dość zapijaczonej morduni ważną robotę nie cierpiącą ani jednej zwłoki. Sprawę życia i śmierci, jakby były jakieś inne do wyboru. Nie może ona zaczekać nawet jeden dzień. Mały elf zginie o świcie, jeśli nie odnajdzie powierzonej jego opiece zguby, cennego jednorożca Ostróżki. Mallory, popchnięty przez wielkie łapy okoliczności, zgadza się pomóc nieszczęsnemu (tak to wygląda, kiedy się trochę wypiło) elfowi. Choć bardziej wierzy w oprychów właśnie nachodzących go w biurze niż w elfy, jednorożce i istnienie równoległe innego, pełnego magii Manhattanu. Mallory rusza za elfem i rzeczywiście trafia na Manhattan, który wydaje się nie do końca podobny do tego w którym nasz bohater dotąd żył.

Wyobraźmy sobie zatem, że musimy zaufać czemuś/komuś, w co/kogo nie wierzymy. Zaczyna się ostra jazda bez trzymanki, jak w miejskim autobusie z kierowcą trzypromilowym. Trafiamy do świata, który można dostrzec, jeśli się odpowiednio przekręci głowę. Nieznane szerzej stacje metra prowadzą nas jak drogowskazy. Podobnie jak gnomy żywiące się żetonami z metra, przemykające po okolicy chimery i tym podobne oznaki, że dzieje się coś zdecydowanie dziwnego.

To, co tu spotykamy, to nie jest rodzaj humoru, który każdemu musi się podobać. Ale jeśli coś podoba się wszystkim, to raczej nie jest zbyt wiele warte. Powieść jest humoru pełna po brzegi kart. Absurdalnego, prześmiewczego, ironicznego humoru rodem z Manhattanu. Jego źródłem jest życie, także to rzeczywiste, lecz przede wszystkim to, o którym mówią w mediach. Źródłem są słowa, które mienią się znaczeniami, zależy jak na nie spojrzeć lub jak je wymówić. Jest tu coś z klimatu "Alicji w Krainie Czarów" w wersji dla dorosłych, lekko rozerotyzowanej. Zwariowaność, oszołomstwo semantyczne, szaleństwo skojarzeń i rozkojarzeń. Wartka akcja, prawie pozbawiona opisów. Maksimum dialogów, które rwą do przodu jak harty na wyścigach psów. Jest zabawa konwencjami i żonglerka popkulturowymi ikonami. Resnick niczego nie pozostawia suchym, oblewając całokształt obficie wodą ironii.

Ciekawe postaci należą do najjaśniejszych punktów tej książki. Sarkastyczny Mallory, zalotna kobieta-kot (miauuu!) Felina, prawdziwy demon (można by nawet rzec: demoniczny filozof) Grundy, wredny krasnoludek Lep Gillespie. Elf Mürgenstürm, niepoprawny erotoman, któremu lepiej nie wierzyć na słowo. I inni, nie licząc elfów, gnomów, goblinów, trolli i ludzi, którzy występują w rolach drugoplanowych oraz jako tak zwane tło wydarzeń.

Spotykamy tu nawet polonica, jak te wypowiedziane ustami pewnego Anglika: „Wszystkie wyścigi wygrywa się siłą spokoju - zacytował Wilton Sznytke.” Są spostrzeżenia poważne, niepoważne i takie sobie.
- Najmądrzejsi ludzie potrafią rozwiązywać największe problemy świata, ale każ im tylko dopasować skarpety albo wymienić koło, zaraz robią się bezradni jak dzieci.” Czyż słowa te nie odnoszą się do wielu uznanych autorytetów nauki czy wykładowców akademickich, którzy twierdzą, że znają się tylko na własnych dochodach i makroekonomii?!

Przygoda goni przygodę, a autor nieźle bawi się słowami, postaciami i sytuacjami. Lekko, z solidnym przymrużeniem oka traktuje fantasy i fantastykę, magię i życie, powieści kryminalne i sensacyjne. Ma dar opowiadania, snucia gawęd z zadziwiającą lekkością (słów i związanych z nimi bytów). Daje nam popis nieokiełznanej wyobraźni, łapania słów i za słówka, szukania znaczeń po drugiej stronie liter. Kreuje światy z dużym poczuciem humoru i tylko czasami, pomiędzy tymi radosnymi słownymi poszturchiwaniami, mówi coś przykrego o człowieku i jego wielce znaczących osiągnięciach.

Zwraca uwagę niezła okładka, dobrze pasująca do klimatu książki.

Kup książkę Na tropie jednorożca

Sprawdzam ceny dla ciebie ...

Zobacz także

Zobacz opinie o książce Na tropie jednorożca
Autor
Książka
Inne książki autora
Starship: Bunt
Mike Resnick0
Okładka ksiązki - Starship: Bunt

Jest rok 1966 Ery Galaktycznej. Stworzona przez ludzi Republika musi stawić czoła Federacji Teroni, związku obcych ras, które dominację człowieka w Galaktyce...

Starship: Okręt Flagowy
Mike Resnick0
Okładka ksiązki - Starship: Okręt Flagowy

Trwa wojna pomiędzy Republiką i Federacją Teroni. Wilson Cole, dowódca zbuntowanego okrętu wojennego „Teodor Roosevelt” przygotowuje...

Zobacz wszystkie książki tego autora
Recenzje miesiąca
Fałszywa królowa
Mateusz Fogt
Fałszywa królowa
Zagraj ze mną miłość
Robert D. Fijałkowski ;
Zagraj ze mną miłość
Między nami jest Śmierć
Patryk Żelazny
Między nami jest Śmierć
Ktoś tak blisko
Wojciech Wolnicki (W. & W. Gregory)
Ktoś tak blisko
Serce nie siwieje
Hanna Bilińska-Stecyszyn ;
Serce nie siwieje
Olga
Ewa Hansen ;
Olga
Zranione serca
Urszula Gajdowska
Zranione serca
Znajdziesz mnie wśród chmur
Ilona Ciepał-Jaranowska
Znajdziesz mnie wśród chmur
Pokaż wszystkie recenzje
Reklamy