
Książkę udało mi się nabyć na wyprzedażach Hurtowni Expans. Od razu, gdy zobaczyłam ją na palecie, wiedziałam, że chcę ją mieć. Książek nie ocenia się po okładce, jednak w tym przypadku ta reguła u mnie nie zadziałała. Zahipnotyzowała mnie okładka, a gdy odwróciłam ją do tyłu i zobaczyłam zaledwie jedno zdanie: "Była sobie raz dziewczynka, która nauczyła się bać...", wiedziałam, że ten kawałek literatury może być czymś niezłym.
Jakże się rozczarowałam narracją Salli Simukki, którą prowadziła w niezwykle chaotyczny sposób. Już sam początek pozostawiał wiele do życzenia, dalej - musiałam po prostu przywyknąć i się przemęczyć. Rozczarowali mnie również bohaterowie - są tak dziwnie skonstruowani, że z żadnym nie sposób się utożsamiać, w żadnym nie sposób zobaczyć choć cząstki siebie. Naiwna Elisa - bogata i rozpieszczona córeczka tatusia, dla której pozory są ważniejsze niż to, co prawdziwe i szczere, Kaspar i Tukka - kolejne bogate dzieciaki, które z rozdziału na rozdział coraz bardziej irytują i wisienka na torcie - Lumikki - dziewczyna z bolesną przeszłością, tak wyobcowana, samotna i odizolowana od świata, że aż trudno uwierzyć w to, że faktycznie przejęłaby się losami trójki bohaterów wymienionych wcześniej.
Akcja niby toczy się wartko, a jednak książkę czytało mi się ciężko. Wydawałoby się, że maksymalnie dwa wieczory wystarczą, by uporać się z 250 stronami, jednak mi zajęło to ponad tydzień. Nie wiem, czy Simukki napisała tak fatalną książkę, której nie uratował nawet najlepszy tłumacz czy zawiodło to drugie. Niemniej jednak - nie zmienia to faktu, że naprawdę męczyłam się z "Czerwoną jak krew".
Sama fabuła wydawała mi się irracjonalna. Gangi narkotykowe i skorumpowany policjant - okej, w to jestem w stanie uwierzyć, ale w nastolatków, którzy wplątują się w aferę związaną dodatkowo z morderswem, z których jedno poświęca się bardziej niż pozostali i ryzykuje wszystkim, co ma, któremu udaje się uciekać zbirom trzy razy pod rząd i dziwnym trafem kończy się to jedynie draśnięciem, a na koniec mamy happy end - w to nie jestem w stanie uwierzyć. Jakim cudem nastolatka jest w stanie wyprowadzić na manowce groźnych przestępców? Łut szczęścia i chłodna głowa przy pierwszym razie, nawet przy drugim, ale zabrakło w "Czerwonej jak krew" wyjaśnienia co stało się z Lumikki od chwili postrzału. Kto zadzwonił na pogotowie? Jak znalazła się w szpitalu? Podczas lektury nasunęło mi się jeszcze jedno pytanie - czy ci groźni przestępcy jak Sokołów i reszta naprawdę nie potrafią celnie strzelać? Najgłupszą sceną w calej książce był jednak fragment, w którym Lumikki zamyka się na własne życzenie w zamrażarce. Pozostawię tą scenę bez komentarza. Szczyt głupoty bohaterki i niezbyt trafne posunięcie autorki. Dzięki takim scenom książka - i tak mierna - traciła swoją wiarygodność. Bohaterka zawsze wykaraskała się z kłopotów. Nawet tych najgorszych. Wyprowadzanie na manowce przestępców przychodziło jej wręcz z nienaturalną łatwością.
Podsumowując, "Czerwona jak krew" być może warta jest uwagi osób, które lubią połączenie kryminału i thrilleru, w których głownymi bohaterami są nastolatkowie i osób, które nie oczekują od książek czegoś więcej niż tylko chwili rozrywki. Dla fanów Lackberg i "prawdziwych" kryminałów ta pozycja jest zdecydowanie do odrzucenia. Mnie osobiście książka niezwykle zawiodła. Oprócz chwytliwej okładki i zdania na tylnej okładce nie ma w niej nic, co bardziej by mi się podobało. Jest tylko ciąg zarzutów - od słabego tłumaczenia do irracjonalnych posunięć głównej bohaterki. Nie pozostaje mi nic innego jak tylko szybko zapomnieć o tej książce i wziąć się za nieco ambitniejszą lekturę.
W szkole trwają przygotowania do spektaklu o Królewnie Śnieżce. Lumikki Andersson gra w nim główną rolę. W tym samym czasie zaczyna otrzymywać listy od...