Austria, rok 1279. Po zakończeniu krwawej wojny o koronę Królestwa Niemiec kraj cieszy się chwilowym spokojem. Chcąc zadowolić krnąbrnych wasali, król Rudolf Habsburg nakazuje zorganizować turniej na zamku Rappottenstein − zaprasza na niego wojowników i władców z ościennych krajów. Atmosfera towarzysząca rycerskim zmaganiom wydaje się beztroska, jednak wystarczy iskra, aby na nowo wzniecić wojenną pożogę.
Kiedy możni ścierają się o doczesną chwałę, na traktach wokół zamku dochodzi do serii brutalnych ataków. W miejscach masakry pozostają tylko okaleczone zwłoki i wyryte na drzewach słowa. Ci, którzy je widzieli, mawiają, że kraj nawiedził Titivillus – demon słów. Do walki z czartem staje brat Gotfryd, doświadczony inkwizytor i członek zakonu dominikanów – oraz jego wierni towarzysze z Małopolski: Jaksa Gryfita i Lambert z Myślenic.
Szybko okazuje się, że krążący po gościńcu diabeł nie jest jedynym złem, jakie wkroczyło między austriackie doliny.
Wydawnictwo: Initium
Data wydania: 2019-02-12
Kategoria: Historyczne
ISBN:
Liczba stron: 352
Tytuł oryginału: Czarcie słowa
Język oryginału: polski
JAK TO DRZEWIEJ BYWAŁO…
Lubicie cofać się w przeszłość? No to cofamy wskazówki, cofamy coraz szybciej i szybciej, aż do roku… Do roku 1279. Daleko? Nawet bardzo. No to jeszcze przeskoczmy trochę w lewo na mapie i będziemy w Austrii. I cóż tu się ciekawego dzieje? Na tronie Królestwa Niemiec zasiada Rudolf Habsburg, ale spokój w królestwie jest niepewny, kruchy i złudny. Król wyrusza więc na zamek Rappottenstein, do grafa von Kuenringa, aby tam oglądać wielki turniej rycerski. Na turniej, jak to na turniej, ściąga rycerstwo nie tylko niemieckie, ale i z państw ościennych. Są wśród nich dwaj Polacy: Jaksa Gryfita i Lambert z Myślenic. Jaksa, niegdysiejszy opój, teraz niezmordowany gaduła i zakała swego zacnego rodu oraz Lambert- drobny szlachcic, za to nadrabiający szlachetnością, prawością i niezrównaną ręką do fechtunku. Na zamku gości też ich dawny druh, brat Gotfryd, dominikański inkwizytor. Nasi trzej przyjaciele będą musieli rozwikłać kilka zagadek, bo na zamku i wokół niego dziwa i cuda się dzieją. Po korytarzach błąka się jakowaś biała dama, ktoś zabija kolejnych rycerzy, a jakby tego było mało, okoliczne wioski nawiedził diabeł. Diabeł Titivillus, demon słów, wyskrobujący na drzewach pozornie pozbawione sensu wyrazy. A wszystko to w scenerii ponurej twierdzy w gęstych lasach, przerywane od czasu do czasu szczękiem mieczy i rżeniem koni… „Ta sytuacja to jak chodzenie we mgle po bagnach. Żeby wyjść z tego cało, trzeba sto dobrych kroków, a żeby umrzeć, wystarczy jeden, fałszywy i ostatni.”
„Czarcie słowa” Grzegorza Wielgusa są drugim tomem przygód Gotfryda, Lamberta i Jaksy. Nasi przyjaciele spotkali się w tomie „Pęknięta korona”, ale – i tu wielkie brawa dla autora – niekoniecznie trzeba czytać pierwszy tom, żeby dobrze bawić się przy drugim. Znać początek nie zaszkodzi, ale niekoniecznie (ja na przykład czytałam tomy w odwrotnej kolejności i zupełnie w niczym mi to nie przeszkadzało). Książki Wielgusa dzieją się w czasie dość od nas odległym, a język autora jest stylizowany na średniowieczny. W lekturze to jednak nie przeszkadza (kusiło mnie, coby napisać: „nie wadzi”). Warto wspomnieć o dwóch dużych plusach tej książki. Pierwszym z nich jest dbanie autora o szczegół; mamy tu krótki opis rycerskiej zbroi, pojedynków czy samych zasad, jakimi rządził się rycerski turniej. Dla pasjonata może to za mało, ale dla kompletnego laika- w sam raz, żeby opisać, a nie zanudzić. Drugim plusem są sami bohaterowie. O ile brat Gotfryd to ponurak (choć sprytny i spostrzegawczy), o tyle już Polacy… Co jeden, to lepszy. Zwłaszcza Jaksa Gryfita, ze swoją niewyparzoną gębą, poczuciem humoru i pijackimi wybrykami! Aż się żałuje, że to nie on jest tu głównym bohaterem, bo za takimi bohaterami się tęskni, takich bohaterów się kocha i zapamiętuje na długo.
Gdyby ktoś chciał się do czegoś w książce Wielgusa przyczepić, to może, oczywiście; a to komuś język może nie odpowiadać, a to kolorytu lokalnego za mało, a to polityki za dużo… „Czarcie słowa” są idealną książką na dwa, trzy długie wieczory, kiedy nie bardzo wiadomo co ze sobą zrobić. Książka krótka, nie przegadana, udanie łącząca powieść historyczną, kryminał i polityczne intrygi. Każdy znajdzie tu coś dla siebie (oprócz wielbicielek romansów, bo tych tu ani, ani). Czyta się to szybko, bezproblemowo, intryga wciąga, a zanim zdążycie się znudzić, doczytacie do końca. Czego chcieć więcej? Chyba tylko więcej Jaksy w kolejnym tomie…
Akcja drugiej części przygód inkwizytora Gotfryda rozpoczyna się sześć lat po wydarzeniach opisanych w "Pękniętej koronie". Tym razem przenosimy się do Austrii, gdzie właśnie ma się rozpocząć turniej rycerski. Z tej okazji w zamku Rappottenstein spotykają się wojowie z wielu ościennych krain, w tym również z Polski. Atmosfera, początkowo radosna i beztroska, szybko przeradza się w pełną podejrzliwości i ukrytych intryg, a to za sprawą grasujących wśród rycerzy skrytobójców. W dojściu do prawdy Gotfrydowi pomagają dwaj towarzysze, z którymi już kiedyś miał przyjemność pracować. Jaksa i Lambert w między czasie próbują również pomóc w odnalezieniu sprawcy krwawych mordów, których ofiarami są okoliczni chłopi. Pozbawione głów zwłoki, wyryte na drzewach obrazki i słowa, niespotykana brutalność ataków sprawiają, że okoliczna ludność zaczyna wierzyć w ożywieńca, Titivillusa - demona słów.
Muszę przyznać, że jestem bardzo pozytywnie zaskoczona. "Pęknięta korona" mi się podobała, jednak miałam co do niej kilka zastrzeżeń. Przede wszystkim w "Czarcich słowach" wreszcie trochę lepiej poznałam brata Gotfryda. Nadal jest on dosyć tajemniczą osobą, niemniej autor odkrywa trochę jego przeszłości. Po drugie akcja jest znacznie bardziej dynamiczna. Podobały mi się opisy dotyczące turnieju rycerskiego. Chrzęst blachy, tętent kopyt, gwar widzów. Plastyczny język pozwala pracować wyobraźni, wczuć się w klimat średniowiecznych potyczek, poczuć niepokój i napięcie spowodowane licznymi intrygami. Dialogi są na znacznie lepszym poziomie niż w poprzedniej części, przy czym zachowany został swoisty, ironiczny humor. Nadal zachwyca stylizacja języka. Dodatkowym smaczkiem są łacińskie wstawki, zawsze doskonale dopasowane do okoliczności.
Nasi bohaterowie trochę się zmienili w przeciągu tych sześciu lat. Choć Jaksa nadal jest wyszczekany i zadziorny, to nie pije już tyle i wiedzie osiadły tryb życia, a nawet posiada giermka. Lambert również się ustatkował, a nawet ożenił. Obaj wskoczyliby za sobą w ogień i są przykładem prawdziwej męskiej przyjaźni. Dialogi tej dwójki niejednokrotnie wywoływały uśmiech na mojej twarzy. Jak już pisałam, brat Gotfryd stał się dla mnie trochę mniej tajemniczy, a to dzięki odsłonięciu kawałka jego przeszłości z czasów, kiedy jeszcze nie był inkwizytorem.
Tempo powieści jest dosyć miarowe i dynamiczne, głównie za sprawą dwuwątkowości. Trójka bohaterów próbuje rozwikłać intrygę wśród szlachetnie urodzonych, mogącą doprowadzić do wojny, i jednocześnie pracują nad złapaniem Titivillusa, siejącego panikę wśród okolicznych mieszkańców. Przyznaję bez bicia, że znacznie bardziej podobał mi się drugi wątek. Po pierwsze dlatego, że dotyczy on wierzeń ludowych, jak również dlatego, że niekiedy ociera się o grozę. Poza tym rozwiązanie tego wątku mocno mnie zasmuciło. Natomiast akcja dziejąca się na zamku przytłaczała mnie nazwiskami i tytułami. Czasami musiałam się mocno zastanawiać kto jest kim i po czyjej stronie. Ale to właściwie jedyny minus tej książki.
"Czarcie słowa" to kawał dobrze napisanej powieści historyczno- kryminalnej, z nutką grozy i dużą dawką humoru. Znakomicie wystylizowany język pasujący do epoki, dobre, plastyczne opisy, ciekawi bohaterowie oraz dynamiczne tempo akcji sprawiają, że powieść czyta się z dużą przyjemnością. Polecam.
Austria, 1279 rok. Jaksa i Lambert przybywają na turniej rycerski odbywający się na zamku Rappottenstein i chociaż początkowo wydaje się to być wydarzenie podobne wielu innym, to z czasem zaczynają zachodzić coraz bardziej niepokojące okoliczności towarzyszące. Gdyby tego było mało, w okolicy dochodzi do brutalnych ataków, a w miejscach zbrodni zawsze pojawiają się wyryte na drzewach słowa. Pośród ludności zamieszkującej te tereny zaczynają w związku z tym krążyć legendy o Titivillusie, demonie słów. Czy bohaterom uda się udaremnić spisek? I czy mają szansę wygrać potyczkę z diabolicznym mordercą?
Na samym początku muszę zaznaczyć, że chociaż „Czarcie słowa” są drugą częścią serii, to można ją równie dobrze potraktować jako osobną powieść, ponieważ wszystkie nowe wątki w książce rozpoczynają się i zostają zakończone w tym samym tomie. Dzięki Grzegorzowi Wielgusowi czytelnicy mają okazję po raz kolejny przenieść się do średniowiecza wraz z Jaksą Gryfitą, Lambertem z Myślenic oraz inkwizytorem, bratem Gotfrydem. Tym razem bohaterowie wyruszyli na poszukiwanie przygód poza granice Polski i również tam postanowili nieźle namieszać. Z tą trójką nie można się nudzić!
Już podczas recenzowania „Pękniętej korony”, czyli pierwszej części serii, zwróciłam uwagę na to, jak dobrze autorowi udaje się stosować stylizację językową oraz jak realistycznie oddaje on specyficzny klimat ówczesnych czasów. Jego książki są pełne przygód i intryg, sięga również po folklor średniowiecznych europejczyków, co jest dodatkowym smaczkiem. Ogromną zaletą dla mnie jest również specyficzny „męski” humor, który pojawia się zwłaszcza w dialogach, dodatkowo podkreślając relacje występujące pomiędzy bohaterami. Jeżeli już mowa o pojawiających się w książce postaciach, to może i ich sylwetki nie są szczegółowo przybliżone, a jednak są wyraziste i nie brakuje im charakteru.
„Czarcie słowa” to bardzo dobra książka przygodowa, zwłaszcza dla wielbicieli powieści historycznych. Ta historia wyróżnia się pod wieloma względami, zwłaszcza spośród polskiej współczesnej literatury tego typu i jest zdecydowanie warta uwagi. Nie wszyscy poszukują literatury ambitnej z górnej półki, a w moim odczuciu jest to porządne czytadło, które przede wszystkim spodoba się czytelnikom płci męskiej (ale nie tylko!). Chociaż przygody bohaterów nie są oparte na prawdziwych postaciach, to okoliczności wydają się bardzo realne i przemawiają do wyobraźni. Jeżeli macie ochotę na chwilę przenieść się w czasie, wziąć udział w pojedynkach rycerskich, rozwikłać kilka zagadek i przeżyć niejedną awanturniczą przygodę, to nie zastanawiajcie się, tylko sięgnijcie po „Czarcie słowa”! Jeżeli podobała Wam się „Pęknięta korona”, to tym bardziej nie macie się nad czym zastanawiać – ja cieszę się, że miałam okazję wrócić do tego świata i mam nadzieję, że jeszcze mi się to uda.
„Czarcie słowa” Grzegorza Wielgusa to doskonała propozycja dla wszystkich miłośników historycznych kryminałów. Jeśli interesuje Was europejskie średniowiecze, lubicie niepokojące opowieści, które momentami przypominają thrillery, doceniacie przepełnione intrygami fabuły, to „Czarcie słowa” będą dla was idealną lekturą.
Polski pisarz zabiera czytelników w pasjonującą podróż do średniowiecznej Austrii. Jest rok 1279, w zamku Rappottenstein zostaje zorganizowany turniej rycerski, na który ściągają sławni wojowie Królestwa Niemieckiego i moc gości z całej Europy. Wśród nich znajdują się starzy znajomi - inkwizytor Gotfryd, dawny przyjaciel burgrabiego Norymbergii Fryderyka Hohenzollerna oraz dwóch rycerzy z Małopolski oczekujących na poselstwo z Krakowa, Lambert z Myślenic i Jaksa Gryfita.
W Roppottenstein źle się dzieje. W okolicznych lasach grasuje brutalny morderca, którego miejscowi biorą za demona słów Titivillusa, a i atmosfera na zamku staje się napięta, kiedy ktoś próbuje zabić księcia Bawarii. Kim jest tajemnicza postać mordująca podróżnych? Kto stoi za zamachem mogącym zburzyć z trudem zawarty pokój? Dawni kompani po raz koleiny zostają zmuszeni do wcielenia się w rolę średniowiecznych detektywów, którzy z narażeniem życia będą dążyli do odkrycia prawdy…
„Czarcie słowa” to doskonale napisany utwór, któremu nie mogę niczego zarzucić. Dopracowana w najdrobniejszych detalach fabuła, wspaniałe i szczegółowe opisy rycerskich zmagań oraz zwyczajów związanych z organizacją turniejów, genialne, okraszone dużą dawką humoru dialogi – to wszystko buduje niezwykłą opowieść kryminalną, od której ciężko się oderwać. Polubiłam trójkę głównych bohaterów, a ich przepełnione ciętymi ripostami rozmowy niejednokrotnie doprowadzały mnie do niepohamowanych wybuchów śmiechu. Pełen powagi Gotfryd, lubiący popić, żartowniś Jaksa i próbujący trzymać przyjaciela w ryzach Lambert tworzą rewelacyjną drużynę średniowiecznych śledczych.
Jeśli jesteście fanami kryminałów i poszukujecie naprawdę oryginalnej powieści tego typu, fascynuje Was historia i kochacie rycerskie opowieści, koniecznie pamiętajcie o „Czarcich słowach”.
Grzegorz Wielgus powraca z kryminałem obsadzonym w średniowieczu! W książce „Czarcie słowa” ponownie spotkamy się z bratem Gotfrydem i rycerzami Jaksą i Lambertem. Jesteście ciekawi, jakie przygody spotkają naszych bohaterów?
Austria, rok 1279. Sześć lat po wydarzeniach w Krakowie nasi bohaterowie spotykają się na zamku Rappottenstein. Po zakończeniu krwawej wojny o koronę królestwa Niemiec cały kraj cieszy się spokojem, a król Rudolf Habsburg, chcąc zadowolić swoich poddanych, zamierza zorganizować rycerski turniej. Na to wydarzenie zostają zaproszeni także wojownicy i władcy z ościennych krajów. Choć atmosfera jest pogodna i beztroska, nie brakuje wśród zgromadzonych spiskowców. Na traktach wokół zamku zacznie dochodzić do serii brutalnych ataków, a w miejscach masakry pozostaną tylko okaleczone zwłoki i wyryte na drzewach słowa. Co znaczą? Niektórzy twierdzą, że to sprawka diabła – Titivillusa – demona słów. Czy tak jest naprawdę? Rozwiązania tajemnicy mordów podejmie się doświadczony inkwizytor brat Gotfryd a pomagać mu będą Jaksa Gryfita i Lambert z Myślenic. Czy dojdą do prawdy?
W ‘Czarcich słowach” autor uchyla rąbka tajemnicy dotyczącej przeszłości brata Gotfryda. Dowiemy się m.in. dlaczego wstąpił do zakonu. Niezmiennie jednak moim ulubieńcem pozostaje Jaksa. Po prostu uwielbiam tego bohatera za poczucie humoru oraz sarkazm! Przez sześć lat przeszedł także przemianę, choć nadal jest zadziorny, to zaczął wieść osiadły tryb życia i nawet ma swojego giermka. W życiu Lamberta także wiele się zmieniło – ustatkował się oraz ożenił. Jaksę i Lamberta wciąż łączy jedno – zawsze są gotowi by ruszyć na pomoc Gotfrydowi. Do naszych bohaterów dołączy też wielu wspaniałych rycerzy i król. Tylko na początku miałam problem, by zapamiętać wszystkie nazwiska oraz tytuły, oraz zorientować się, kto jest dobrym, a kto złym. Nie zapominajmy, że wśród licznego grona gości przebywa spiskowiec!
Fabuła jest prowadzona dwuwątkowo. Będziemy obserwować zmagania rycerzy podczas turnieju, tętent kopyt, zgrzyt kopii i chrzęst zbroi – niczego tu nie zabraknie! Dodajmy do tego także spisek na królewskim dworze, komu zależy, by doprowadzić do wojny? Ponownie autor wprowadził do fabuły pogańskie wierzenia i stwory, pojawi się tutaj siejący panikę wśród mieszkańców sam Titivillus – ożywieniec. Cóż to jest za potwór i z jakiego powodu morduje wieśniaków? Ciekawszy był dla mnie wątek dotyczący polowania na potwora, pojedynek z nim czytałam z wypiekami na twarzy!
Czytając pierwszą część – „Pęknięta Koronę”, miałam tylko jedno zastrzeżenie, a mianowicie, że książka jest za krótka, bo miała tylko 240 stron. Po wzięciu najnowszej książki do ręki ogromnie ucieszyło mnie to, że tym razem autor rozbudował fabułę i wydłużył czas spędzony na lekturze książki. To ogromny plus! Miałam także jedno zastrzeżenie dotyczące języka, wydawał mi się on za bardzo współczesny, widać to było w porównaniach użytych w dialogach oraz w przekleństwach. I tu ponowne zaskoczenie, ponieważ autor pracując nad tą częścią wziął sobie wszystkie uwagi do serca i zadbał o to, by słownictwo nie przypominało tego współczesnego. Wielkie brawa! Autor nie zrezygnował z łacińskich zwrotów i archaizmów (bez obaw, wszystko jest wytłumaczone), co nadało książce autentyczności. Czytanie dialogów Jaksy i Lamberta jest zawsze ogromną przyjemnością, bowiem nie brak w nich humoru oraz sarkazmu.
„Czarcie słowa” to książka, która nie ustępuje poziomem swojej pierwszej części. Wciąż pozostajemy w fascynującym klimacie średniowiecza, dojdzie do niejednego morderstwa i pojawi się przerażający stwór. Do samego końca trzyma w napięciu i już teraz jestem ciekawa, czy powstanie następna część i jakie przygody spotkają naszych bohaterów.
Tym razem Grzegorz Wielgus zabiera swoich czytelników w ekscytującą, pełną niebezpiecznych przygód podróż do niespokojnej Austrii. Akcja rozgrywa się w roku 1279, kiedy to w zamku Rappottenstein zostaje zorganizowany sławny turniej rycerski, ściągający wielu odważnych. Zlot wojowników i władców z krajów ościennych staje się tłem dla cyklicznych, makabrycznych, niewyjaśnionych morderstw. Podejrzanym, wbrew pozorom wcale nie jest zwykły człowiek, wszystkie znaki na niebie wskazują na potężną siłę nieczystą. I tu właśnie do akcji wkracza doskonale znany nam brat Gotfryd i jego kompani. Czy ten nieposkromiony zespół podoła postawionemu przed nim niełatwemu zadaniu? Czy przerażający Titivillus naprawdę istnieje?
"Kiedy ktoś zapomni jakiegoś słowa modlitwy lub zatai coś, co winien był wyznać, diabeł wpada w szał i pazurami zaczyna na własnej skórze te wyrazy wycinać. Kiedy brakuje mu już grzbietu, wtedy ponoć rzeza po drzewach, kamieniach, księgach i każdym innym miejscu."
Kontynuacja, tak jak i pierwsza część, urzekła mnie idealnym odzwierciedleniem średniowiecznej epoki. Dzięki sugestywnym opisom czytelnik w zasadzie przenosi się w czasie, staje się naocznym świadkiem naszkicowanych, niebezpiecznych, niecodziennych wydarzeń, które wielokrotnie przyprawiają o ciarki. Całość dopełnia pióro, jakim nakreślona jest powieść. Język jest specyficzny, dopasowany do ukazywanych czasów, dzięki czemu lektura staje się naprawdę pasjonującym, niezapomnianym, w pełni angażującym doświadczeniem.
"Czarcie słowa" to bezsprzecznie misternie skonstruowana powieść historyczno-kryminalna, która trzyma w niemiłosiernym napięciu i stale zaskakuje. Z jednej strony znajdziemy aferę polityczną, z drugiej niebanalną zagadkę podsyconą dawnymi wierzeniami ludowymi. Takie zestawienie daje w efekcie wybuchową mieszankę, od której nie sposób się oderwać ani na sekundę.
"Od lat widzę te same grzechy, tę samą krew, tych samych martwych... Ludzie grzeszą, ja im wybaczam. Nic się nie zmienia i tylko mnie coraz ciężej jest zdobyć się na odpuszczenie im win. Zastanawiam się, czy miłosierdzie to dla nich zbyt mało czy może zbyt wiele?"
Fundamentem tej niezwykłej opowieści są wyraziste, doskonale nakreślone postacie, które już zdążyliśmy pokochać w pierwszej części. Teraz możemy poznać ich jeszcze lepiej, w pamięci pozostaną szczególnie ich nieopisana odwaga i specyficzne poczucie humoru. Brat Gotfryd i jego wierni towarzysze to osoby mężne, waleczne oraz zaparcie broniące swoich ideałów, dlatego nie sposób nie zapałać do nich szczególną sympatią.
Całość przesiąknięta jest mrocznym, tajemniczym klimatem, dotyka mocy spoza tego świata, dzięki czemu rozpala wyobraźnię do granic i angażuje intensywnie czytelnika. Nie zabrakło również solidnej dawki dobrego humoru. Emocjonujące, zabawne dialogi, przesiąknięte sarkazmem i ciętymi ripostami, podsycają atmosferę i umilają lekturę.
"Kłamstwo, gniew, kradzież zostały przez człowieka obłaskawione i udomowione niczym psy, stając się jego nieodłącznymi towarzyszami. Żywiąc się zazdrością, dumą swych właścicieli czy zatajonymi słowami, grzechy każdego dnia wzrastały w siłę, oplatając człowieka pajęczyną."
"Czarcie słowa" to wciągająca, dopracowana historyczno-kryminalna powieść, która oczaruje fanów średniowiecznych klimatów, groźnych tajemnic, ciekawych spisków i intryg. Doskonałe kreacje bohaterów, rycerski nastrój, niebezpieczne zagadki, a wszystko dopełnione niebanalnym humorem i ciętym językiem. Ta książka ma w sobie coś magicznego, co nie tylko funduje niezapomnianą podróż w czasie, ale i zapewnia solidną dawkę obezwładniających emocji. Jeśli macie ochotę wziąć udział w niecodziennym śledztwie, w którym afera polityczna przeplata się z polowaniem na istoty nadprzyrodzone, koniecznie musicie sięgnąć po tę fascynującą, mroczną pozycję. Gorąco polecam!
"Czarcie słowa" Grzegorza Wielgusa chwycą za serce amatorów powieści historycznych. Od samego początku zanurzamy się całkowicie w średniowiecznych realiach. Język, ubiory, zwyczaje - wszystko dopracowane do szczegółów.
Co więcej, w tej książce znajdą uciechę również fani powieści kryminalnych i detektywistycznych zagadek. Mamy bowiem morderstwa z zimną krwią, tajemnicze znaki i nieuchwytnego zbrodniarza. Polecam!
Nie ma nic groźniejszego niż cud, a cudem jest Ziemia Święta.Średniowiecze, czas wypraw krzyżowych i walk o wyzwolenie Jerozolimy z rąk muzułmanów...
Nie uciekniesz. Nie ukryjesz się. On już złapał twój trop. Wyjazd w Gorce miał być dla Alicji wytchnieniem od pracy, a wyświadczenie przysługi przyjacielowi...
Ocena: 5, Przeczytałam, Mam,
Rok 1279, Austria. Na zamku Rapottenstein odbywa się turniej rycerski, na który ściągają rycerze i goście z całego kraju i zza granicy. Wśród uczestników znajdują się także Jaksa Gryfita i Lambert z Myślenic, dwaj przyjaciele z Małopolski. Beztroską atmosferę zakłócają wieści o brutalnych mordach w okolicy, a na ustach przerażonych ludzi pojawia się jedno imię: Titivillus, demon słów. Wkrótce dochodzi też do próby zamachu na księcia bawarskiego Henryka Wittelsbacha i innych tajemniczych zabójstw. Badający sprawę Jaksa, Lambert i brat Gotfryd szybko odkrywają spisek wymierzony w samego króla Rudolfa Habsburga.
Turniej rycerski, pojedynki i bitwy, a w tle tajemniczy morderca zwany Titivillusem, demonem słów, zostawiający za sobą ślady w postaci setek wyrytych na drzewach przypadkowych wyrazów - tak w największym skrócie można by opisać nową powieść autorstwa Grzegorza Wielgusa. Gdy już przywyknie się do stylizowanego języka, lektura idzie dość gładko, choć nie ułatwia jej mnogość trudnych nazwisk przemieszanych z wszelkimi możliwymi określeniami bohaterów po ich pochodzeniu, pełnionej funkcji czy charakterystycznych cechach. Ten zabieg może i ubarwia język, lecz w moim przypadku sprawiał, że gubiłam się w tym, kto jest kim i jaką pełni rolę. Moja uwaga skupiła się więc na Jaksie i Lambercie, których na szczęście nauczyłam się rozróżniać jeszcze w „Pękniętej koronie”. Jaksa, gdy już przestał tyle pić, od razu stał się sympatyczniejszy, podobał mi się jego ironiczny humor. Natomiast odważny i szlachetny Lambert to wzór rycerza godny naśladowania . Duży plus za tę dwójkę.
Sama fabuła dość dobra, wystarczająco, by lektura nie była nużąca, choć może nie aż tak dobra, by naprawdę wciągnąć - to akurat jest moja bardzo subiektywna opinia, gdyż czytając „Czarcie słowa” byłam świeżo po lekturze wybitnego kryminału. Natomiast patrząc bardziej obiektywnie, pomysł z Titivillusem jest naprawdę ciekawy i nie mogłam doczekać się rozwiązania jego zagadki.
Powieść doskonale przenosi czytelnika w czasy średniowiecza, ukazując realia tamtych czasów i pozwalając podejrzeć życie rycerzy. Powoli odkrywane tajemnice, spiski i odrobina grozy do końca utrzymują napięcie na przyzwoitym poziomie, a lektura, gdy już przywyknie się do stylizowanego języka, idzie szybko.