Reportaż historyczny o czerwonych beretach
Ich odwadze w boju dorównywała tylko ich niesubordynacja wobec niewygodnych rozkazów komunistycznych notabli
6 Dywizja Powietrznodesantowa to nie było zwykłe wojsko. Tworzyli ją spadkobiercy generała Sosabowskiego i jego 1 Samodzielnej Brygady Spadochronowej. Czerpano z tradycji polskich formacji komandosów na Zachodzie.
W razie konfliktu z Zachodem polscy desantowcy mieli zdobyć duńskie wyspy. Trudni do pokonania w walce i jeszcze trudniejsi w dowodzeniu, gdy w grę wchodziła polityka. Komunistyczna wierchuszka nie odważyła się użyć spadochroniarzy, gdy wybuchały strajki w marcu 1968 roku i dwa lata później na Wybrzeżu.
W najnowszej książce Piotra Korczyńskiego żołnierze dywizji zabierają głos, by opowiedzieć nam: jak wyglądało szkolenie desantowców w PRL-u? Jak trudno było służyć ojczyźnie w niełatwych politycznie czasach, by zachować honor? A wreszcie - jaką cenę w wolnej Polsce przyszło za tę służbę zapłacić?
Desant za komuny to było wojsko, które kojarzyło się z Zachodem, to było wojsko, w którym naprawdę chciało się służyć. Czerwony beret, pikujący orzeł na piersi i podwinięte rękawy uesa - wielu marzyło, by przyjeżdżać na przepustkę w takim mundurze. Zającem mógł być każdy, spadochroniarzem - tylko wybrani. Po takim wojsku liczyli się z tobą i w robocie, i w domu - na wsi czy w mieście, a jeśli chciałeś się uczyć - po służbie w desancie też było łatwiej. Politrucy mogli wciskać swe głodne kawałki o tym, że jesteśmy forpocztą Układu Warszawskiego... My wiedzieliśmy swoje: jesteśmy jak komandosi z amerykańskich filmów. Niektórzy pamiętali też o tym, że 6 Pomorską Dywizję Powietrznodesantową formowali oficerowie od generała Sosabowskiego... Taka to była nasza dzika dywizja.
Wydawnictwo: Znak
Data wydania: 2024-09-11
Kategoria: Historyczne
ISBN:
Liczba stron: 400
Książka w przystępny i popularny sposób stara się opisać trudną i mało znaną historię dyscypliny w Wojsku Polskim, ale nie tylko to. Przy okazji...
Ostatnia szansa, by posłuchać żołnierzy walczącej Polski Wacław Feryniec, weteran spod Lenino i Studzianek. Dowodziłem czołgiem T-34 o numerze bocznym...
Przeczytane:2025-05-31, Ocena: 6, Przeczytałam,
Piotr Korczyński w książce, reportażu oddającym ducha i jak by nie mówić historycznym przekazie pod znamienitym tytułem „Dzika Dywizja. Historia Czerwonych Beretów” przedstawia koleje losów 6 Pomorskiej Dywizji Powietrznodesantowej. Autor nie skupia się tylko na rzeczonej dywizji. Przedstawia czytelnikowi historię 1 Samodzielnej Brygady Spadochronowej generała Stanisława Sosabowskiego, koleje losu jej żołnierzy aż po ziszczoną wizję generała Józefa Kuropieski, oczywiście nie pomijając przemian lat dziewięćdziesiątych. Nie bawi się w analizy historyczne, rozmawia z kombatantami, żołnierzami począwszy od generalicji a skończywszy na szeregowych żołnierzach tych zacnych jednostek. A, że żołnierz ma zazwyczaj barwne życie i potrafi opowiadać to reportaż czytelnik dosłownie chłonie przyswajając nabytą wiedzę.
Trudno w to uwierzyć, ale 6 Pomorskiej Dywizji Powietrznodesantowej w tych czasach PRL-u nie po drodze było z linią partii, do tego stopnia, że Krakusy uważali ją za swoją dywizję. Ot po prostu żyła swoim życiem. Dowiedziałem się też jakiż to dowódca odmówił pomocy milicji w tłumieniu demonstracji, przez co stracił dowodzenie albo jak to beton partyjny bał się wysłać chłopaków na wybrzeże w 1970, żeby ci do Krakowa nie wracali przez Warszawę. Generałowi Kuropiesce i kilku zapaleńcom udało się niemożliwe, stworzyli formację, która tradycjami łączyła żołnierską przeszłość przeciwstawnych obozów a w czasach współczesnych jest to pięknie także kultywowane.