Jest słoneczny dzień, 6 sierpnia 1945 roku. Piętnaście minut po godzinie ósmej rano. Panna Sasaki z działu kadr odwraca głowę do koleżanki. Pani Nakamura, wdowa po krawcu, stoi przy kuchennym oknie. Terufumi Sasaki, chirurg w szpitalu Czerwonego Krzyża, idzie korytarzem, trzymając w ręku próbkę krwi.
I wtedy oślepiający błysk uderza w ich miasto. Huk wybuchu nadchodzi po zaskakująco wielu sekundach. Tak zaczyna się era atomowa.
Gdy II wojna światowa się skończyła, nikt nie zdawał sobie sprawy z tego, co tak naprawdę wydarzyło się w Hiroszimie i Nagasaki. Młody reporter John Hersey postanowił odnaleźć tych, którzy przeżyli.
Jego reportaż ukazał się 31 sierpnia 1946 roku w wyjątkowym wydaniu ,,New Yorkera" - z numeru usunięto wszystkie inne artykuły, felietony i rubryki, a okładka nie zapowiadała opowieści o apokalipsie.
Hersey w niezwykle oszczędny i poruszający sposób pokazuje godzina po godzinie rzeczywistość osób, które znalazły się w sercu atomowego piekła. Tekst został uznany za najważniejszy reportaż XX wieku.
Nie ma w tej książce nic na temat tego, czy decyzja prezydenta Trumana była lepszą czy gorszą decyzją niż decyzja o konwencjonalnej inwazji na Japonię. Nie ma w niej żadnej publicystyki, którą uwielbia wielu reporterów, którzy jakby się obawiali, że zostaną odebrani tylko jako rekonstruktorzy wydarzeń. Nie dane i opinie, ale przeżycia i sceny są siłą Hiroszimy.
Mariusz Szczygieł fragment książki ,,Fakty muszą zatańczyć"
"Uważam, że p. Hersey nakreślił prawdziwy obraz zatrważających skutków użycia niewyobrażalnej siły niszczącej bomby atomowej na współczesne społeczeństwo," pisał Albert Einstein szóstego września 1946 r., w liście do członków Emergency Committee of Atomic Scientists. Reportaż Hersey'a był w mniemaniu Einsteina przełomowy. Jego autor opisywał szczegółowo skutki zrzucenia przez wojsko amerykańskie bomby atomowej, nad której budową przez trzy lata pracowały setki naukowców w ramach Projektu Manhattan. Moc nowej technologii została wykorzystana, by siać zniszczenie o apokaliptycznej skali. Cały świat nieodwracalnie wszedł tym samym w odmęty ery atomowej.
Przeprowadzając w zdewastowanej Hiroszimie ponad pięćdziesiąt wywiadów z osobami, które były świadkami wybuchu bomby dziennikarz Hersey utwierdził się w przekonaniu, że to ich świadectwa musi uczynić centrum swojej opowieści. Chciał pisać o ludzkiej tragedii, a nie o zniszczonych budynkach. Dziś Hiroszima pozostaje niekwestionowanym klasykiem. W 1999 roku została ogłoszona najważniejszym amerykańskim tekstem dziennikarskim XX wieku.
Michał Choiński, fragment przedmowy
Wydawnictwo: Znak
Data wydania: 2025-07-16
Kategoria: Biografie, wspomnienia, listy
ISBN:
Liczba stron: 232
Czy jesteś gotów spojrzeć w oczy tragedii, która wydarzyła się naprawdę? Nie z perspektywy polityki, wielkiej historii czy podręcznika, ale z poziomu człowieka, który właśnie stracił dom, rodzinę i nadzieję?
,,Hiroszima" Johna Herseya to książka, której nie da się przeczytać bez bólu. To reportaż, który nie pozwala zapomnieć, że za każdą datą, za każdym wydarzeniem, za każdym ,,działaniem wojennym" stoi żywy człowiek - ze swoim ciałem, cierpieniem, lękiem i przerażeniem.
To jeden z tych tekstów, przy których milknę. Bo co można powiedzieć o historii, która zaczyna się dokładnie 6 sierpnia 1945 roku, o 8:15 rano, kiedy niebo nad Hiroszimą rozdarło się na pół, a świat wszedł w nową, przerażającą erę - erę atomową? Hersey zabiera nas do miasta, które w jednej chwili przestało istnieć. Ale nie pokazuje zniszczeń z dystansu. Nie skupia się na liczbach. Jego opowieść zaczyna się i kończy na człowieku.
Poznajemy sześć osób. Zakonnicę, lekarza, wdowę z trójką dzieci, niemieckiego duchownego, pastora i urzędniczkę. Każdy z nich żył tego dnia ,,normalnym" życiem. Gotował ryż, czytał gazetę, szedł do pracy. I nagle - błysk. Cisza. Huk. Śmierć. Chaos. Przetrwanie.
To, co mnie uderzyło najmocniej, to sposób, w jaki Hersey prowadzi narrację - chłodno, rzeczowo, bez emocjonalnych ozdobników, ale z ogromnym szacunpkiem dla ludzkiego cierpienia. Dzięki tej oszczędności w formie, emocje - te prawdziwe, surowe - uderzają jeszcze mocniej. Widzimy nie tylko fizyczne zniszczenie miasta, ale też coś znacznie trudniejszego do opisania - kruszenie się psychiki, powolne pojmowanie skali tragedii, nieświadomość, która z czasem staje się przerażającą wiedzą.
Hersey pokazuje też coś, co trudno zrozumieć z naszej perspektywy - ogromną samotność i brak wsparcia, jakiego doświadczyli hibakusha, ocaleni z Hiroszimy. Mijają dni, miesiące, lata - a oni nadal są pozostawieni sami sobie. Nikt ich nie leczy, nikt im nie pomaga, nikt nie pyta, co czują. Dopiero jego reportaż - opublikowany w całości w ,,New Yorkerze" - sprawił, że świat wreszcie spojrzał w tę stronę. I zadrżał.
Ale ,,Hiroszima" to nie tylko świadectwo okrucieństwa broni atomowej. To również zapis niezwykłego humanizmu. W najczarniejszych chwilach bohaterowie tej książki pomagają sobie nawzajem, ryzykują życie, by nieść pomoc rannym, opatrują, karmią, przenoszą ciała. Ich cicha odwaga, bez żadnej gloryfikacji, jest najbardziej przejmującą częścią tej opowieści.
Zamykałam książkę z uczuciem, jakby coś we mnie pękło. To lektura trudna, niewygodna, bardzo wymagająca emocjonalnie - ale konieczna. Bo tylko pamiętając o tym, do czego zdolna jest ludzkość, jesteśmy w stanie nie dopuścić do powtórki.
Dla mnie ,,Hiroszima" to absolutnie klasyczny reportaż, który każdy powinien przeczytać choć raz w życiu. Żeby zrozumieć, żeby się zatrzymać. Żeby nie zapomnieć.
Ocena: 10/10 - za rzetelność, prostotę formy i potężną siłę przekazu. To nie jest książka, która ,,się podoba". To książka, która zostaje z tobą na zawsze.
Gdy pękło niebo, a błysk stał się jaśniejszy niż słońce... W jednej chwili sto tysięcy ludzi po prostu wyparowało, a Japonia została rzucona na kolana...
When the first atomic bomb was dropped on Hiroshima in August 1945, killing 100,000 men, women and children, a new era in human history opened. Written...
Przeczytane:2025-12-07,
Ostatnie lata to boom na Azję Wschodnią. Polacy (i część obywateli Zachodu) odkryła k-pop, kimchi i koreańskie seriale. Podobna fascynacja trwa jeśli chodzi o Japonię – jej kulturę, bogaty świat anime czy wspaniałe szpalery kwitnących wiśni. Ale każdy z tych krajów ma też swoją historię, przeszłość która wpłynęła na to jak obywatele tych krajów żyją, rozwijają się. To doświadczenia z przeszłości zbudowały to, co teraz podziwiamy – pracowitość, dyscyplinę oraz szacunek wobec tradycji.
Zapraszam Was na małą wycieczkę w czasie do Japonii w 1945 roku. Poniedziałek 6 sierpnia zapowiadał się słonecznie. Parę minut po ósmej Panna Sasaki rozmawia z koleżanką z działu kadr. Pani Nakamura stoi przy kuchennym oknie i podziwia widok za oknem. Chirurg w szpitalu Czerwonego Krzyża trzyma w ręku próbówkę krwi. Ktoś inny idzie ulicą, ktoś dojada śniadanie… Ot, zwykły początek tygodnia.
Godzina 8.15 zmienia wszystko. Następuje rozbłysk. Coś uderza w miasto. Po kilku sekundach słychać huk. Tak rozpoczęła się era atomowa. Wojska amerykańskie zrzuciły na Hiroszimę ładunek o nazwie „Little Boy”. W ułamkach sekund zginęło 80 tysięcy ludzi, liczbę rannych szacowano na około 35 tysięcy. W ciągu kilku godzin miasto ogarnęły pożary. Liczba ofiar śmiertelnych z powodu poparzeń i choroby popromiennej osiągnęła w sumie około 250 tysięcy, a zniszczeniu uległo około 90% budynków. Brakowało jedzenia, woda staje się niezdatna do spożycia. Liczby i opisy tragedii przerażają.
Niedługo potem na miejscu pojawia się amerykański dziennikarz John Hersey. W towarzystwie tłumacza, przemierzając zdewastowane miasto poszukiwał światków tej tragedii. Przeprowadził w sumie ponad pięćdziesiąt wywiadów z „hibakusha” (osobami ocalałymi po wybuchu bomby atomowej). W swym reportażu o prostym tytule Hiroszima” skupił się na sześciorgu z nich. Pokazał ich codzienne życie w momencie tragedii oraz wszystko to, co nastąpiło potem.
Ludzki wymiar tragedii, opowiedziany poprzez pryzmat pojedynczych osób, z którymi można się zidentyfikować wywołał szok w społeczeństwie amerykańskim (to oni jako pierwsi mogli przeczytać ten reportaż). Koszmar wojny wydawał się odległy a jej ofiary anonimowe, John Hersey złamał tabu. Obdarł z anonimowości i bezimienności ofiary tragedii, by oddać im głos. Autor w oszczędny sposób, godzina po godzinie nakreśla rzeczywistość w jakiej znalazły się te osoby, ciężar ich strat osobistych i świat który trzeba odbudować.
Nie ma w tej książce żadnych prywatnych opinii, wniosków, sugestii, które mogły by wpłynąć na ocenę odbioru treści przez czytelnika. Nie ma danych, tony dokumentów i liczb. Jest za to świetna robota reporterska. Pokazanie wielkiej tragedii, zagłady miasta przez pryzmat zwykłych ludzi uświadamia nam, że rzeczy straszne i złe mogą zdarzyć się każdemu. Wojna, śmierć czy eskalujące konflikty dotykają przeciętnych śmiertelników, zwykłych osób, które nigdy nie są gotowe na tak wstrząsające wydarzenia.
Reportaż Johna Hersey ukazał się w „New Yorker” 31 sierpnia 1946 roku i uważam, że nic nie stracił na swej wyrazistości przekazu, mocy opowieści i nadal rozbija nasz obraz świata z mocą bomby atomowej. Wspaniale, że Wydawnictwo Znak Literanova umieściło w nowym wydaniu okładkę będącą grafiką Charlesa E. Martina, która ukazała się też w wydaniu gazety. Przedstawia ona sielankowy obraz parku, w którym ludzie grają w tenisa, jeżdżą na rowerach, odpoczywają na plaży, by dzięki swej treści pokazać w jak szybki sposób można to stracić.
Publikacja, która warto poznać.