Brzuch Bałtyku unosi się ciężko. Wdech, wydech, wdech, wydech. Na dnie żyją olbrzymy, choć tak naprawdę nikt ich nie widział. A w nadmorskiej wsi dziwy: ksiądz, który zgubił czarnowłose dzieci, Basia, która stała się polną myszą, Gienio, który chciał wypłynąć za horyzont, pies, nad którym było tylko niebo. Narrator i bohater w jednej osobie prowadzi nas przez kolejne opowieści niczym kronikarz spisując prowincjonalne losy. Miraże, senne mary, wytwory wyobraźni, a może po prostu codzienność, która kryje w sobie więcej tajemnic, niż może się wydawać.
Debiut Patryka Zalaszewskiego to czarujące i pełne melancholii literackie zaproszenie do nadbałtyckiej wioski. Nad tymi pulsującymi niepokojem historiami nieustająco unosi się pytanie o istotę życia: i to już wszystko?
Wydawnictwo: Czarne
Data wydania: 2024-11-13
Kategoria: Literatura piękna
ISBN:
Liczba stron: 152
Przeczytane:2025-07-07, Ocena: 5, Przeczytałem,
Bałtyk mam w głowie od zawsze - ten mroczny i groźny, ten niebezpieczny, ten niepostrzeżenie hipnotyzujący najpiękniejszymi ciemnymi barwami morskich głębi. A teraz - po lekturze debiutanckiego zbioru opowiadań Patryka Zalaszewskiego "Luneta z rybiej głowy" - teraz mam go bardziej.
Oto 12 historii o znikaniu, a także zanikaniu (pewnej nadmorskiej społeczności i kultury), o których nie będzie łatwo zapomnieć. Każda dotyczy innego braku, innego rodzaju pustki, która spotyka bohaterów - z ich winy, bez ich działania, a może to tylko dopust boży? Bo niby rządzi tu natura (żywioł niczym prabóstwo i prazasada istnienia wszystkiego), niby wszechpotęgą jest morze, ale to ludzie przecież tworzą swój świat: ze swoich wartości i wad, nieprzystosowań i zachcianek, czynów wartych pochwały i takich, o których sami woleliby nie wiedzieć.
Bo co widać przez lunetę z rybiej głowy? Przede wszystkim obiekty naziemne. Obserwujemy nadmorskie miejsca, w których przyroda wyznacza rytm dnia i życia ludzi, mających sekrety i tajemnice - jak wszędzie. Ten zamknięty mikrokosmos nadbałtyckiej wioski wymaga (choćby z definicji) istnienia siły porządkującej, nadrzędnej. I może jest nią Bóg, a może nie - bo zbyt często milczy. A człowiek zostawiony sam sobie nie przestaje jednak pytać: dlaczego? Ciągle poszukuje odpowiedzi, by swoje życie doprowadzić do ładu, by utrzymać w ryzach, bo tylko tak można żyć.
Patryk Zalaszewski zaserwował nam mity swojego (?) dzieciństwa profesjonalnie ubrane w literaturę. I jest to literatura piękna, która o niepięknych rzeczach, sprawach i ludzkich postawach traktuje. Co kilka stron każe się w lekturze zatrzymać i ościami nieszczęścia, niesprawiedliwości i niezgody w mózgu staje. I choć te opowieści nadawane są tonem sprawozdawczym, to jednak w oniryczny, poetycki sposób. Wspomnieniowo, ale z dystansu. Nie dziwi zatem brak happy endu. Ten statek nie wróci do portu; nie ma latarnika, który by czuwał nad jego powrotem. Brakuje światła, do którego można podążać. Pozostaje tylko pustka.