Ciemność zaprasza. Ale nie każdego. Czy odważysz się otworzyć drzwi... i wpuścić ją do środka?
Blackeberg, spokojne przedmieście Sztokholmu, skrywa coś więcej niż nudę codzienności. Nieśmiały i zakompleksiony dwunastoletni Oskar mieszka z matką. Nie ma przyjaciół, w szkole jest przedmiotem nieustannych drwin i szyderstw, koledzy dręczą go i prześladują. Pewnego dnia do sąsiedniego mieszkania wprowadza się Eli. Jest rówieśniczką Oskara, ale nie chodzi do szkoły. I opuszcza dom tylko po zmroku. Chłopiec dostrzega w niej bratnią duszę -- inność, samotność i tajemnicę. Jednak Eli nie jest taka jak inni... Nagle w okolicy zostaje znalezione ciało nastolatka - bez kropli krwi. Lecz Oskara bardziej intryguje fakt, że ofiara to jego prześladowca. A przecież jest ich wielu...
Pozwól mi wejść to mroczna, hipnotyzująca opowieść o dojrzewaniu, potrzebie bliskości i granicach człowieczeństwa. John Ajvide Lindqvist, nazywany ,,szwedzkim Stephenem Kingiem", splata grozę z melancholią w sposób, który zapada głęboko w pamięć.
,,Cudownie ponura i oszczędna w emocjach. Kapitalne połączenie horroru z thrillerem i opowieścią o dojrzewaniu".
,,Kirkus Reviews"
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Data wydania: 2025-09-30
Kategoria: Horror
ISBN:
Liczba stron: 492
Tytuł oryginału: Latt den ratte komma
„Pozwól mi wejść” Johna Ajvide Lindqvista to powieść, która – mimo że formalnie zaklasyfikowana jako horror – działa na znacznie głębszym, trudniej uchwytnym poziomie. To książka, która zostawia po sobie ślad nie tyle dlatego, że straszy, ile dlatego, że obnaża w człowieku tę część, którą zwykle wypieramy: samotność, potrzebę bliskości, mrok dojrzewania, rozpadające się granice moralne. To opowieść niepokojąca, lepka, surowa, ale też boleśnie ludzka. Czytając ją, miałam wrażenie, jakby ktoś patrzył mi przez ramię i zadawał pytania, na które wcale nie chce się odpowiadać.
Co uderza od początku, to umiejętność autora do budowania świata przesyconego szarzyzną codzienności. Blackeberg – zwyczajna, skandynawska dzielnica, pozornie nudna i przewidywalna – staje się tu czymś w rodzaju sceny teatralnej, na której rozgrywa się tragedia z udziałem postaci pogubionych, wykluczonych, przepełnionych tęsknotą. To tło nie jest dekoracją; ono żyje własnym życiem, podkreślając, że prawdziwy horror nie zawsze kryje się w nadnaturalnych zjawiskach, ale w pustce między ludźmi, w milczeniu, które narasta, w pęknięciach, które nikt nie próbuje zakleić.
W centrum historii stoi relacja Oskara i Eli – dwojga dzieci, które w innej rzeczywistości mogłyby być po prostu przyjaciółmi szukającymi sensu w świecie dorosłych. Ale tu nic nie jest proste. Oskar to chłopiec dręczony, zepchnięty na margines, wewnętrznie naznaczony poczuciem niesprawiedliwości. Jego cicha frustracja wisi w powietrzu od pierwszych stron, jakby czytelnik mógł niemal usłyszeć jej rytm. To postać boleśnie autentyczna, przedstawiona z takim zrozumieniem, że trudno pozostać wobec niej emocjonalnie obojętnym. Jego samotność jest wręcz dotykalna – tak prawdziwa, że momentami nieprzyjemna.
A Eli… Eli jest jak rozdarcie. Jak tajemnica, której nie da się jednoznacznie ocenić. Lindqvist stworzył w niej postać będącą dokładnie na styku człowieczeństwa i nieludzkiej natury. To nie jest kolejny wampir z literackiej popkultury. Eli wymyka się schematom: jest niewinna i jednocześnie przerażająco brutalna, współczująca i bezwzględna, łagodna i śmiercionośna. Ta dwoistość sprawia, że czytelnik nie może jej zaszufladkować, a przez to nieustannie pozostaje w napięciu. Relacja między Oskarem a Eli nie jest ani czysta, ani zrozumiała, ani wygodna. Jest prawdziwa w swojej nieidealności, a dzięki temu dużo bardziej przejmująca.
Jednym z największych atutów książki jest jej ton emocjonalny: melancholijny, nieco ospały, ale jednocześnie podskórnie napięty. Pisarz nie spieszy się z budowaniem grozy. On ją sączy. Każda scena jest jak kropla spadająca do wody – pozornie niewinna, ale z czasem tworząca kręgi, które docierają coraz dalej. Dzięki temu warstwa horroru staje się czymś więcej niż tylko elementem fabularnym. Groza wynika tutaj najczęściej nie z brutalnych scen, choć takich nie brakuje, ale z poczucia, że w człowieku – w każdym z nas – drzemią potwory, które uaktywniają się pod wpływem strachu, samotności, pragnienia bliskości czy zemsty.
To, co mnie uderzyło najmocniej, to perspektywa dziecięca skontrastowana z okrucieństwem dorosłego świata. Oskar, zamiast otrzymać pomoc i wsparcie, zostaje pozostawiony sam sobie. Dorośli w powieści jakoś dziwnie nieobecni, zajęci własnymi dramatami, zbyt zmęczeni, by spojrzeć naprawdę. Ta obojętność jest jedną z najbardziej gorzkich warstw książki. Lindqvist wydaje się mówić, że czasami największą krzywdę wyrządza brak reakcji, ciche przyzwolenie, odwrócenie wzroku. I to właśnie ta codzienna, bardzo ludzka obojętność okazuje się groźniejsza niż jakikolwiek wampir.
Zastanawia mnie też, jak precyzyjnie autor balansuje na granicy romantyzmu i horroru. Związek Oskara i Eli można odczytywać na różne sposoby: jako przyjaźń, jako potrzebę akceptacji, jako desperacką próbę przetrwania w świecie, w którym nikt ich nie chce. Ale jednocześnie jest coś niepokojącego w ich bliskości, coś, co skłania do zadawania pytań o naturę zależności, o granice dobra, o to, czym właściwie jest miłość, jeśli odrzeć ją z sentymentalnych ozdobników. Czy można mówić o uczuciu, gdy jedna strona potrzebuje drugiej do przeżycia – dosłownie? Czy to więź, czy może transakcja? A może jedno i drugie? Właśnie ta niejednoznaczność sprawia, że długo po zamknięciu książki myśli nadal krążą wokół tej relacji.
Twórca nie ucieka też od obrazów drastycznych, niezwykle realistycznych, wręcz filmowych. Jego brutalność nie jest jednak efekciarska. Raczej funkcjonalna. Każde okrucieństwo ma swoje uzasadnienie w psychologii postaci, w dynamice świata. Dzięki temu książka unika popadania w sensację. Zamiast straszyć dla samego straszenia, straszy dlatego, że tak wygląda prawda – prawda o społecznej izolacji, o przemocy, o nienawiści, o ludziach, którzy próbują ocalić siebie kosztem innych.
„Pozwól mi wejść” to powieść, którą trudno jednoznacznie ocenić, bo działa na tak wielu poziomach naraz. To historia o wampirze, ale jednocześnie wcale nie o wampirach. To horror, który bardziej boli niż przeraża. To portret ludzi, którzy pragną, aby ktoś ich zauważył, aby ktoś ich wpuścił do środka – nie tylko do domu, ale do świata, do serca, do rozmowy. I właśnie w tym zawiera się najważniejsza metafora książki: że największym pragnieniem człowieka jest to, by ktoś powiedział „tak, możesz wejść”, nawet jeśli wiąże się to z ryzykiem.
To jedna z tych powieści, po których trudno przejść do porządku dziennego. Zostawia człowieka z pytaniami, z lekkim dyskomfortem, z niepokojącym przeczuciem, że granica między tym, co ludzkie, a tym, co potworne, jest cienka i krucha. I może właśnie dlatego jest tak dobra – bo nie pozwala zostać biernym obserwatorem. Zmusza, by otworzyć drzwi, choć człowiek nie ma pewności, co znajdzie po drugiej stronie.
“Miłość oznacza, że kładzie się swoje życie innemu człowiekowi u stóp; do tego jednak ludzie dzisiaj nie są zdolni”.
Oskar to samotny, pełen kompleksów dwunastolatek, mieszkający z rozwiedzioną matką w Blackebergu – surowym, betonowym przedmieściu Sztokholmu. W szkole jest popychadłem, stale szykanowany i wyszydzany, jakby jego istnienie było dla innych jedynie pretekstem do zadawania bólu. Pewnego dnia do mieszkania tuż obok wprowadza się dziewczynka w jego wieku. Eli nie chodzi do szkoły, wychodzi z domu dopiero po zmroku i roztacza wokół siebie aurę cichej, niepokojącej tajemnicy. W Oskarze natychmiast rodzi się fascynacja – dostrzega w niej inność. Wkrótce między tą dwójką wyrzutków zaczyna tlić się delikatna więź, a Oskar po raz pierwszy w życiu znajduje bratnią duszę. Jednak Eli skrywa sekret, który pachnie grozą. W mieście zostaje znalezione ciało nastolatka pozbawione krwi. Dla Oskara liczy się tylko to, że jeden z jego prześladowców już nigdy nie podniesie na niego ręki.
Od pierwszych stron pulsuje niepokój, a akcja – prowadzona spokojnym, konsekwentnym rytmem – wciąga nas w gęstniejącą atmosferę szarości, chłodu i milczącego cierpienia. Autor, pisząc prostym, niemal lodowatym językiem, buduje klimat narastającej grozy i przygnębienia. Przedmieścia, po których błąkają się bohaterowie, przypominają labirynt bez wyjścia – ukryte miejsca pełne sekretów, niewypowiedzianych emocji, rozpadających się relacji. Postacie są wyraźnie nakreślone, choć niesympatyczne, jakby pozbawione ciepła i prawdy. Paradoksalnie to wampirzyca wydaje się najbardziej ludzka. Relacja Oskara i Eli staje się osią tej opowieści – nieśmiała, krucha, początkowo pełna wahania, potem coraz mocniej skrępowana nicią zależności.
Lektura angażująca, momentami drobiazgowo chłodna, innym razem niemal hipnotyzująca. Psychologiczna głębia splata się tu z motywem wampiryzmu, tworząc opowieść o niepokojącej granicy pomiędzy człowieczeństwem a nieludzką naturą. Surowe, brudne blokowisko – bez perspektyw, bez światła – jest tłem, z którego bucha niemoc, wściekłość, strach i nienawiść. To gorzki obraz szwedzkiego społeczeństwa: przemocy szkolnej, na którą nikt nie reaguje, konfliktów i rozpadów rodzin, dzieci pozostawionych samym sobie. Oskar jest ofiarą brutalnego hejtu rówieśników, a dorośli udają, że nie widzą niczego. W końcu znajduje sprzymierzeńca – dziewczynę, która, by przetrwać, musi zabijać. Dwoje zagubionych, odrzuconych przez świat młodych ludzi splata swoje losy w sposób niepokojący i nieodwracalny.
Powieść jest mocna, chwilami szokująca, a jednocześnie boleśnie prawdziwa. To uważna, chłodna obserwacja społeczeństwa, które zamiast ciepła oferuje dystans, zamiast troski – obojętność. Czuć tu zimno, melancholię i przejmującą samotność. Polecam, Tatiasza i jej książki :)
USŁYSZYSZ MÓJ GŁOS
Losy literackiej grozy bywają dziwne i pokrętne. Przykładem takiej zawirowanej historii jest „Pozwól mi wejść” Johna Ajvide Lindqvista. Powieść, którą rozsławiły jej filmowe ekranizacje. Obrazy, które tak mocno zapisały się w pamięci widzów, że często zatarły świadomość tego, że powstały na motywach książki. Oto wydawnicctwo Zysk i S-ka nareszcie oddało tej powieści należny jej głos. Wydanie, które niedawno miało swoją premierę jest po prostu imponujące. Rewelacyjna okładka, która przyciąga spragnione wrażeń czytelnicze oczy. Twarda oprawa i doskonały papier. Wydanie godne klasyki, mimo iż mamy przed sobą książkę współczesną. To zaproszenie, którego nie sposób nie przyjąć.
Szwecja, 1981 rok. Blackeberg to spokojne osiedle na peryferiach Sztokholmu. Jest tu dość nudno, szaro i lepiej pilnować własnych spraw. W tym miejscu mieszka trzynastoletni Oskar wraz ze swoją mamą. Chłopiec ma kompleksy i niską samoocenę, Jest ofiarą prześladowania w szkole i licznych drwin ze strony rówieśników. W jego życiu zachodzą nieoczekiwane zmiany, gdy do sąsiedniego mieszkania wprowadza się Eli. Dziewczynka jest rówieśniczką Oskara. Nie uczęszcza jednak do szkoły, a z domu wychodzi tylko po zmroku. Od pierwszego spotkania tę dwójkę zaczyna łączyć niespotykana więź - oto dwoje wyrzutków odkrywa braterstwo dusz. Gdy w okolicy dochodzi do wyjątkowo makabrycznego morderstwa, a następujące po nim wypadki niezbicie wskazują na to, że w okolicy działa niebezpieczny morderca, Oskar zaczyna podejrzewać, że Eli nie jest tym, za kogo się podaje. Jest czymś większym... Czy istnieje więź tak silna, że może stać się orężem przeciwko całemu światu ? Co stanie się, gdy do twoich drzwi zapuka ciemność, a ty pozwolisz jej wejść ?
Mit, który funkcjonuje w kulturze tak długo, że jego zagadnienie wydaje się być całkowicie wyczerpane. Bohater licznych legend, podań, filmów i książek. Ożywiany tysiące razy. Od Europy po Amerykę. Tak stary, że gruntownie już zakorzenił się w popkulturze. Stał się podstawą na której zbudowany jest horror. I każdy szanujący się pisarz wie, że to temat, którego lepiej nie ruszać. Niechaj dalej obrasta mitem uwięziony w ciemnym grobie. Wampiryzm. Z nielicznymi wyjątkami : „Miasteczko Salem” Stephena Kinga, „Dracula” Brama Stokera i absolutnie genialna „Trupia otucha” Dana Simmonsa, które potwierdzają jedynie regułę, że na wampirach zawsze się przejedziesz. Utoniesz w tej legendzie. Nie zdołasz wymyśleć nic, co czytelnika zaskoczy i poruszy. Twój bohater przetrwa, ponieważ jego żywot jest wieczny, ale ty przepadniesz. Chyba, że zabierzesz wampira do Szwecji. Takiej karkołomnej operacji podjął się John Ajvide Lindqvist. I wyszedł z niej zwycięsko. Oto zimna Szwecja początku lat osiemdziesiątych. Blokowisko jakich wiele. Ludzie jakich są tysiące. I jedna opowieść, która zmienia bieg rzeczy. Powiedzieć o stylu Lindqvista, że jest chłodny, to nie powiedzieć nic. Jest zimny jak stół w prosektorium. Lodowaty. Pisarz opowiada tę historię w reporterski sposób. Praktycznie nie omawia emocji, a mimo to, ta książka aż krzyczy. Krzyczy bólem, strachem, złością i nienawiścią. Obraz kraju, w którym obojętność przypomina temperaturą klimat. Portret społeczeństwa tak dosadny, tak wstrząsający, że każe nam otworzyć oczy. Jak dużo tutaj dzieje się zła. Jak bardzo skumulowane potrafi być to cierpienie. Jak otoczone jest uczuciową pustką. Lindqivst rozprawia się z mitem kraju mlekiem i miodem płynącego. Ten Blackeberg, te przedmieścia, to coś, co uderzająco odbiega od obrazu powszechnie kojarzonego z tym państwem. Autor jest wnikliwym obserwatorem . Gorzki obraz, jaki wyłania się z kart jego powieści, jest wręcz szokujący. Przemoc w szkole, na którą nie reaguje nikt i która przybiera bardzo niebezpieczne rozmiary. Wszechobecny alkohol będący przyczyną konfliktów i rozpadu rodzin. Dzieci opuszczone przez rodziców, wybierające własne drogi. Drogi najeżone niebezpieczeństwami. Straszni są bohaterowie stworzeni przez Lindqvista. Wyprani z emocji, zakłamani, utrzymujący fasadę normalności. Nikt tu nie jest sympatyczny, ludzki, szczery. Wszyscy ci ludzie dążą do tego, by przejść przez kolejny dzień życia bez szwanku. Nie wiem czy we współczesnej prozie ktoś wykreował tak przejmujący obraz społeczności wielkomiejskiej. A pośród nich pojawia się Eli - stworzenie, które musi mordować, by żyć. I paradoksalnie wydaje się być najuczciwszą moralnie istotą tutaj.
Powieść, która otwiera przed czytelnikiem potężne wrota i zaprasza, by przez nie przejść. Wkroczyć do świata grozy. Nie wysublimowanej, nie gotyckiej, nie archaicznej, ale grozy, która bardzo dobrze wpisuje się we współczesne zapotrzebowania. Sięga do klasyki, ale jest nowatorska. Lindqvist operuje zdaniami z chirurgiczną precyzją. Odnoszę wrażenie, że w tej książce nie ma ani jednego zbędnego słowa. Wydaje się ona sterylna. Na przykładzie kilku postaci autor buduje cały, złożony świat. Wnika w umysły swoich bohaterów, nadaje im rysy pospolitości, a jednocześnie dba o to, by los, jaki im zaserwował, wstrząsnał podstawmi ich życia. Powieść, która jest wielką, miejską epopeją. Bardzo dokładny, analityczny i posępny wizerunek przedmieść europejskiej stolicy. To książka, jaka daje nam mnóstwo możliwości interpretacji. W tej chłodnej narracji kryje się także piękna opowieść o przyjaźni, o poszukiwaniu wspólnoty i potrzebie dzielenia się smutkiem. Z kart powieści tak bardzo przesyconej cierpieniem płynie także cząstka światła. John Ajvide Lindqvist to pisarz nie bojący się wyzwań. Nie próbuje obalać starych, wytartych schematów. On nadaje im nową formę. Wspaniałe w tej powieści jest połączenie klasycznego spojrzenia na temat wampirów z wpleceniem ich w dobrze znaną dla czytelnika codzienność. „Pozwól mi wejść” łączy w sobie pełen krwi i brutalności horror z obyczajową konwencją. To naprawdę się udało.
Może zdarzyć się tak, że to, czego nigdy nie chciałbyś spotkać, zapuka do twoich drzwi. Może zdarzyć się tak, że twoja samotność przywoła najczarniejszy mrok. Może również zdarzyć się tak, że ciemność otuli cię przyjaznym ramieniem. Jeżeli tylko pozwolisz jej wejść... Piękna w swojej brzydocie, brutalna, ale i romantyczna. Książka, jaka trafia się raz na kilkanaście lat. Zimna, a kipiąca od emocji. Szokująco prawdziwa. Dająca starym motywom nowe życie. To mogło udać się tylko w Szwecji. Literacki horror miewa wzloty i upadki. A także dzieła wybitne takie jak „Pozwól mi wejść” Johna Ajvide Lindqvista. Diabeł gorąco poleca.
Są takie książki, które nie tylko się czyta, ale wchodzi się w nie powoli, jak w zimną wodę, aż po samą głowę. „Pozwól mi wejść” Johna Ajvide Lindqvista to właśnie taka historia. Od pierwszych stron czuć chłód, mrok i dziwny, lepki niepokój, który nie chce odpuścić. Ciemność zaprasza. Książka wciąga jak nocna otchłań. Już na wstępie zaczyna się z obietnicą czegoś, co niepokoi, ale też fascynuje. Czy odważysz się otworzyć książkę, zajrzeć na pierwszą stronę i wpuścić mrok do środka swojego umysłu?
Blackeberg to zwykłe, szwedzkie blokowisko, gdzie życie toczy się swoim spokojnym, trochę nudnym rytmem. To pozornie zwyczajne, spokojne przedmieście, które jednak skrywa tajemnice z wolna wychodzące na powierzchnię. Pod tą codziennością coś się czai. Coś, co czuje zapach krwi. W okolicy zaczynają ginąć ludzie. Ciała pozbawione są krwi. Głównym bohaterem powieści jest Oskar, dwunastoletni chłopiec, który ma w życiu wyjątkowego pecha. W szkole jest ofiarą przemocy, jest bity, poniżany, wyśmiewany, dręczony. Koledzy dopuszczają się wobec niego okrutnych czynów, co bardzo mocno wpływa na jego psychikę. W domu jest samotny. Matka choć niby obecna, żyje obok, jakby przez szybę. A Ojciec? Cóż, jest, ale nie tak, jak Oskar by chciał. W życiu chłopca pojawia się Eli, dziwna dziewczynka z sąsiedniego mieszkania. Nie chodzi do szkoły, wychodzi tylko po zmroku, nie boi się mówić prawdy, specyficznie się zachowuje. Jednak to właśnie przy niej Oskar po raz pierwszy czuje, że ktoś go widzi naprawdę. Między nimi zaczyna kiełkować przyjaźń, delikatna, szczera, inna niż wszystko, co Oskar znał dotąd. Tyle, że Eli nie jest taka jak inni. I nie wszystko, co żyje w nocy, powinno zostać wpuszczone do środka
Autor w powieści zrobił coś, co zasługuje na moje uznanie. Odczepił się od twardo utartego schematu wampiryzmu, odarł je z kiczu, nadał nowego sensu i oryginalności. Nie ma tu gotyckich zamków ani zakochanych nieśmiertelnych. Nie ma tu błyszczących w słońcu wampirów ani ckliwych westchnień. Zamiast tego dostajemy brudną, melancholijną rzeczywistość, w której wampiryzm staje się metaforą samotności, potrzeby bliskości i tęsknoty za zrozumieniem. Jest też krwiście, morderczo, a do tego wszystkiego mamy brudne, zimne, szwedzkie osiedle i dwoje dzieci, które z różnych powodów nie pasują do świata. To nie jest horror o potworach, a historia o samotności, dojrzewaniu i potrzebie bliskości.
Autor nazywany jest „szwedzkim Stephenem Kingiem” - czy faktycznie tak jest? Według mnie nie, bo za Kingiem nie przepadam, a powieść Lindqvista wciągnęła mnie od samego początku. Pióro autora ma w sobie więcej melancholii, delikatności i płynności, nie szokuje, a wciąga i przydusza emocjami. To, co zrobił autor z postacią Oskara, to literacka perełka. Chłopak jest ofiarą, ale nie jest bezwolny. W jego głowie gotuje się gniew, fascynacja przemocą, chęć odwetu. Jest to dziecko zranione, wyobcowane, balansujące na granicy dobra i zła. W jego głowie kłębią się mroczne myśli, fantazje o zemście i przemocy, ale też pragnienie akceptacji i miłości. Czytając, czułam wobec niego współczucie, ale też pewien niepokój, bo jego myśli potrafią być naprawdę mroczne. I to właśnie sprawia, że ta historia jest tak dobra. Z drugiej strony jako czytelnik uświadamiałam sobie skąd biorą się psychopaci, mordercy i że problem często zaczyna się bardzo wcześnie. Eli z kolei to jedna z najbardziej niezwykłych postaci w literaturze grozy ostatnich lat. Nie da się jej jednoznacznie ocenić, bo jest potworem, ale też kimś głęboko ludzkim. Ich relacja to piękne, trudne i bardzo prawdziwe spotkanie dwóch samotności.
Największą siłą tej książki jest klimat. Gęsty, zimny, duszny. Czytałam i czułam, jakbym sama siedziała w tym sztokholmskim bloku, gdzie zza cienkiej ściany słychać czyjś płacz albo szuranie po podłodze. Jakbym to ja była dręczona, a nie Oskar. Budziła się we mnie wściekłość, ale także współczucie. Lindqvist nie potrzebuje krwi na każdej stronie, wystarczy mu cisza, napięcie i świadomość, że coś tu nie gra. A kiedy już pojawia się groza, to jest dosadna, cielesna, ale nie przesadzona. Prawdziwa. I przez to jeszcze bardziej niepokojąca. Autor umiejętnie buduje napięcie i to z mistrzowską precyzją, nie potrzebuje tanich efektów, by wzbudzić niepokój. Wystarczy cisza między słowami i świadomość, że gdzieś za ścianą coś się dzieje. Coś, co nie powinno istnieć.
„Pozwól mi wejść” to nie jest książka o potworach. To książka o ludziach, którzy potrafią być bardziej potworki niż cokolwiek nadnaturalnego. Alkoholizm, przemoc, rozpad rodzin, samotność – to wszystko tu jest. Horror to tylko rama, w której Lindqvist opowiada coś dużo ważniejszego: o tym, że każdy z nas chce być wpuszczony do czyjegoś świata. „Pozwól mi wejść” to horror dla dorosłych emocjonalnie czytelników. Nie brakuje tutaj wątków kryminalnych i thrilleru, które podsycają fabułę. Nie znajdziecie tu tanich straszaków, ale znajdziecie coś znacznie bardziej niepokojącego, prawdę o samotności, strachu i potrzebie miłości. To książka, która wchodzi pod skórę, zostaje w głowie i sercu. Wciąga, pożera i nie wypuszcza.
101/52/2025
"Pozwól mi wejść" John Ajvide Lindqvist Zysk #recenzja #współpracarecenzencka #współpracabarterowa #wampiry #szwecja #przemoc #pozwólmiwejść #horror #powieśćgrozy
Puk, puk
Wampiry, motyw w literaturze i kinematografii podejmowany wielokrotnie. Jednak Lindqvist swój obraz wampira kreuje w taki sposób, że potrafi zaskoczyć, a czytelnik zaczyna współczuć, zdawałoby się, złemu bohaterowi.
Blackeberg, przedmieście Sztokholmu, gdzie życie płynie spokojnym, niezmiennym nurtem. Do czasu aż w okolicy zostaje znalezione ciało nastolatka bez kropli krwi. Miasteczko ogarnia przerażenie, ludzie zaczynają snuć przeróżne teorie. Jednak Oskar, dwunastoletni nieśmiały i samotny chłopiec, mieszkający tylko z matką, ma inne kłopoty na głowie. Jest obiektem kpin, drwin i ciągłego poniżania ze strony kolegów. Oskar wyładowuje swoją złość i rozgoryczenie zbierając wycinki z gazet o przeróżnych morderstwach i wklejając je do zeszytu, a także udając, że sam jest takim mordercą, który pozbawia życia swoich prześladowców. Tej wyimaginowanej "zabawie" ma służyć nóż i drzewa w lesie. Chłopiec odnajduje w tej metodzie spokój. Jednak po odnalezieniu ciała nastolatka, Oskar zaczyna się martwić czy jego "zabawa" nie zaczęła odnosić skutków w rzeczywistości.
Pewnego dnia poznaje Eli, dziwną dziewczynkę, która wprowadza się do sąsiedniego mieszkania. Jest w wieku Oskara, ale nie chodzi do szkoły, a dom opuszcza jedynie po zmroku. Zaprzyjaźniają się, Oskar widzi w niej bratnią duszę, ona najlepiej rozumie jego samotność, odmienność. Oskar nie wie jednak, że tajemnica, którą skrywa Eli odmieni jego życie na zawsze.
"Pozwól mi wejść" jest brutalną książką, choć autor opisuje wszystko bezemocjonalnie, na chłodno, to czytelnik odczuwa każdym skrawkiem duszy to co czyta. Najdziwniejsze, a zarazem najstraszniejsze jest w niej to, że ta brutalność nie wypływa tylko ze strony wampira, a także ze strony człowieka. I tu pojawia się pytanie kto jest tu prawdziwym potworem? I kogo powinniśmy tak naprawdę się bać? To książka smutna i rozdzierająca serce. Ukazuje rzeczywistość, przerażającą rzeczywistość nastolatka, której dorośli nie dostrzegają, a w której zwykłe docinki zmieniają się w coraz bardziej brutalniejsze i makabryczne czyny. I najśmieszniejsze w tej całej historii jest fakt, że Oskar otrzymuje pomoc koniec końców nie ze strony ludzi, a ze strony swojej bratniej duszy.
"Pozwól mi wejść" to książka, która wstrząsa czytelnikiem, nie brak tu scen, które szokują, zniesmaczają, oburzają. Ale jak wspomniałam na początku recenzji, postępowanie wampira jest tu najmniej oburzające, postępuje tak, bo musi, zabija by przeżyć, ale postępowania ludzi nie da się w taki sam sposób wytłumaczyć, postępowanie Jonny'ego i Tomasa, którzy odnajdują chorą przyjemność w dręczeniu słabszych, czy H?kana, który wykorzystuje nieletnie dzieci.
Ta książka ukazuje plejadę bohaterów, którzy borykają się z przeróżnymi problemami, ukazuje przemoc, ból, tęsknotę za byciem człowiekiem, za ciepłem drugiej osoby, za bliskością, za akceptacją, za zrozumieniem, zrywa otoczkę eterycznego i romantycznego wampira, a pokazuje go jako coś, co nie jest już człowiekiem, ale nie jest też do końca potworem, sprawia, że zaczynasz współczuć Eli i pozostawia czytelnika z pytaniem, którego potwora powinniśmy bać się bardziej, tego zrodzonego z wierzeń ludowych czy tego realnego, żyjącego obok nas, a którego nazywamy człowiekiem?
Za egzemplarz do recenzji dziękuję wydawnictwu Zysk i S-ka.
Czy pozwoliłbyś komuś wejść do swojego życia, gdybyś wiedział, że przyniesie ze sobą ciemność? Że razem z nim wpuścisz coś, co może cię pochłonąć - powoli, bez krzyku, ale nieuchronnie? ,,Pozwól mi wejść" Johna Ajvide Lindqvista to właśnie taka książka. Cicha, duszna i bolesna - historia, która zaczyna się jak zwykła opowieść o samotnym chłopcu, a kończy jak mroczny hymn o człowieczeństwie i potworach, które w nas drzemią.
Oskar ma dwanaście lat i mieszka na przedmieściach Sztokholmu, w szarym blokowisku, gdzie każda klatka schodowa pachnie zmęczeniem i piwem, a za ścianą zawsze słychać czyjeś kłótnie. W szkole jest ofiarą. Nie ma przyjaciół. Marzy o zemście, ale brakuje mu odwagi. Kiedy poznaje Eli - dziwną dziewczynkę, która wychodzi z domu tylko po zmroku - jego życie zaczyna się zmieniać. To spotkanie dwóch samotności, które rozpoznają się natychmiast. Ale z Eli coś jest nie tak. Nie starzeje się. Nie je. Nie oddycha jak inni. A wokół zaczynają ginąć ludzie - bez kropli krwi.
Na pierwszy rzut oka to historia o wampirach. Ale Lindqvist robi z tym mitem coś, czego dawno nikt nie zrobił: odbiera mu blichtr i romantyzm, a przywraca prawdę i brud. W jego świecie potwory nie mieszkają w zamkach, tylko w blokach z wielkiej płyty. Nie noszą peleryn, tylko zniszczone kurtki. I nie zawsze są tymi, którzy piją krew - czasem to ci, którzy patrzą i milczą, gdy dzieje się krzywda.
,,Pozwól mi wejść" to powieść o dojrzewaniu w świecie, w którym empatia jest luksusem. Lindqvist nie daje nam łatwych emocji. Zamiast tego serwuje surowość - zimną jak szwedzki wiatr i gęstą jak krew na śniegu. Wchodzimy do świata, w którym dzieci bywają okrutniejsze niż potwory, a dorośli pogrążeni są w apatii i rezygnacji. To społeczeństwo, które samo siebie zjada od środka.
Największą siłą tej książki jest emocjonalna oszczędność. Autor nie epatuje dramatem, a jednak każde zdanie boli. Każda scena ma ciężar. Kiedy Oskar po raz pierwszy odważa się stanąć w obronie samego siebie, czujemy dumę i strach jednocześnie. Kiedy Eli pokazuje mu swoją prawdziwą naturę, zamiast przerażenia przychodzi współczucie. Bo to nie historia o potworach, które zabijają. To historia o tych, którzy chcą tylko przetrwać - choćby musieli żywić się cudzym życiem.
Lindqvist świetnie buduje atmosferę - czuć zimno, czuć wilgoć, czuć tę melancholię, która powoli wpełza pod skórę. Każde miejsce jest jakby lekko martwe, jakby zgasło w nim światło. I właśnie na tym tle rodzi się coś czystego - przyjaźń, która nie powinna istnieć, ale daje bohaterom siłę, by jeszcze chwilę wytrzymać. Wampiryzm staje się tu metaforą samotności, potrzeby bliskości i tego, jak bardzo pragniemy, by ktoś wreszcie nas ,,wpuścił".
Podoba mi się też sposób, w jaki autor balansuje grozę z refleksją. To nie jest horror dla tych, którzy szukają tanich strachów. Tu nie znajdziecie wyskakujących potworów, krzyków ani pościgów. Strach przychodzi po cichu - z myśli, że każdy z nas mógłby być Oskarem. Że każdy z nas nosi w sobie coś, czego nie chce pokazać innym.
To, co porusza najbardziej, to właśnie relacja Oskara i Eli. Dziwna, czysta, brutalna w swojej szczerości. Ona potrzebuje krwi. On - kogoś, kto wreszcie go zobaczy. I choć wiemy, że ta więź nie może skończyć się dobrze, to kibicujemy im z całego serca. Bo w tym mrocznym świecie to jedyny ślad człowieczeństwa.
,,Pozwól mi wejść" to książka, którą trudno zaklasyfikować. Horror? Tak. Thriller? Trochę. Powieść psychologiczna o samotności i dorastaniu? Zdecydowanie. To literatura, która wymyka się gatunkom, zostawiając w nas coś więcej niż strach - zostawia melancholię i pytanie o granice dobra i zła.
John Ajvide Lindqvist nazywany jest ,,szwedzkim Stephenem Kingiem", ale dla mnie to porównanie jest zbyt proste. On pisze ciszej, chłodniej, bardziej boleśnie. Jego groza nie krzyczy - ona szepcze. I to właśnie dlatego tak długo zostaje w głowie.
Ocena 9/10 - bo to książka mroczna, piękna i niepokojąca jak zimowy zmierzch. Książka, po której trudno zasnąć - nie dlatego, że się boisz, ale dlatego, że wciąż myślisz o tym, komu sam pozwalasz wejść do swojego świata.
Lindqvist stworzył historię nietuzinkową i niosącą za sobą znacznie więcej niż, mogłoby się wydawać, ponieważ pod przykrywką historii o wampirze dostałam opowieść o samotności, wykluczeniu i potrzebie bliskości nawet wtedy, gdy zło może kryć się absolutnie wszędzie.
Książka od początku uderzyła mnie ponurą szarością Blackebergu, miejsca przesiąkniętego przemocą, milczeniem i wypranym z emocji. W tym wszystkim poznałam Oskara, prześladowanego dwunastolatka, jednak wszystko się zmienia gdy poznaje tajemniczą Eli.
Między tą dwójką rodzi się wieź z pozoru niewinna, a jednak mająca jakieś znamiona mroku, który stopniowo wydaje się na powierzchnię. Autor znakomicie prowadził mnie przez historię sprawiając, że Eli wywoływała we mnie niepokój, ale i współczucie.
To nie jest historia brutalna, a przynajmniej nie epatuje nią, Lindqvist zadbał o zbudowanie emocjonalnej głębi kosztem brutalnych scen, a skupił się na samotności, odrzuceniu i zwyczajnych ,,ludzkich" pragnieniach. Cały wampiryzm dla mnie jest w tej historii metaforą, a nie źródłem strachu, bo zostałam sprowokowana do zadania sobie pytania jak wiele człowiek może ryzykować, by zwyczajnie nie być samotnym.
Cała to powieści miała w sobie coś hipnotyzującego, pewnie wpływ miała na to bardzo klimatyczna atmosfera, której gęstnienie było niezwykle postępujące, a mrok stopniowo przenikał historie, a później bohaterów. Ma w sobie autor umiejętność, by w mgnieniu oka z głębokiego realizmu przeskoczyć do czystej grozy zacierając przy tym granice między tymi światami.
Paradoksalnie ,,Pozwól mi wejść" to książka nie o tym co niezwykłe i nadprzyrodzone, a wprost przeciwnie jest o tym co pierwotnie ludzkie. To historia o życiu w świecie bez ,,ciepła", o tym jak dorośli zawodzą i miłości, która może kiełkować na pozornie nieprzystosowanym gruncie. To historia melancholijna, poruszająca i życiowo brutalna.
Eva ginie w wypadku samochodowym. Jej mąż błaga Boga, by sprawił, żeby żona do niego wróciła. I Eva wraca, ale nie taka, jaką David pamięta. Elvy...
Legenda wampira i hipnotyzująca, posępna historia odrzucenia, przyjaźni i zemsty. Oskar mieszka z matką na sztokholmskim przedmieściu. Nieśmiały i zakompleksiony...
Przeczytane:2025-12-15, Ocena: 6, Przeczytałam, 12 książek 2025, 26 książek 2025, 52 książki 2025, Insta challenge. Wyzwanie dla bookstagramerów 2025, Posiadam, Przeczytaj tyle, ile masz wzrostu – edycja 2025, Wyzwanie - wybrana przez siebie liczba książek w 2025 roku,
(czytaj dalej)