Star Carrier. Pierwsze uderzenie

Ocena: 4.86 (7 głosów)

Wiek XXV. Tajemniczy władcy Galaktycznego Imperium Sh’daar uznali, że gwałtowny rozwój genetyki, robotyki, infotechnologii oraz nanotechnologii (GRIN) doprowadzi gatunek ludzki do punktu „osobliwości technologicznej”, w którym ludzkość osiągnie transcendencję. Sh’daar uważają, że jest to zagrożenie dla całego Wszechświata – dlatego gatunek ludzki musi zostać powstrzymany, nawet jeśli miałoby to oznaczać jego całkowitą eksterminację. Lecz ludzie nie byliby sobą, gdyby podporządkowali się bez szemrania naciskom obcych, choćby i najpotężniejszych...

Siedziałeś kiedyś za sterami gwiezdnego myśliwca? Czułeś strzał adrenaliny, kiedy jednostka wroga pojawiła się w celowniku? Mrużyłeś oczy, oślepiony słońcami nuklearnych eksplozji, rozdzierających głuchą ciszę przestrzeni? Miałeś okazję stanąć w obronie swojego świata, być jednym z tych, o których Churchill powiedział: „Jeszcze nigdy tak wielu nie zawdzięczało tak wiele tak nielicznym?”. Wiesz, jak to jest, kiedy trzeba awaryjnie wylądować i radzić sobie w obcym, skrajnie wrogim środowisku? Teraz masz niepowtarzalną okazję przeżyć to na własnej skórze. Zobaczysz, jak postrzega krwawe starcie nie tylko zwykły żołnierz, ale także jak wygląda ono z perspektywy dowódcy.

Ian Douglas prowadzi czytelnika przez meandry wojny z takim znawstwem, że będziesz miał wrażenie, jakbyś uczestniczył w wydarzeniach całym sobą, sercem, duszą i ciałem.

Informacje dodatkowe o Star Carrier. Pierwsze uderzenie:

Wydawnictwo: Drageus Publishing House
Data wydania: 2013-05-14
Kategoria: Fantasy/SF
ISBN: 9788364030024
Liczba stron: 432

więcej

POLECANA RECENZJA

Kup książkę Star Carrier. Pierwsze uderzenie

Sprawdzam ceny dla ciebie ...
Cytaty z książki

Na naszej stronie nie ma jeszcze cytatów z tej książki.


Dodaj cytat
REKLAMA

Zobacz także

Star Carrier. Pierwsze uderzenie - opinie o książce

Avatar użytkownika - Van-chan
Van-chan
Przeczytane:2013-08-01, Ocena: 4, Przeczytałam, Mam,

Co by było, gdyby rasa ludzka rozpoczęła ekspansję kolonialną na innych planetach?
A co by było, gdyby nagle się okazało, że się gdzieś tam w przeogromnym kosmosie mamy imperialistycznych „kosmitów”, którzy ustanowili sobie za priorytet naszą eliminację, aby nas uratować przed transcendencją?

Już nie musimy gdybać. Witam serdecznie w XXV wieku.
Dziewięćdziesiąt dwa lata temu nawiązaliśmy pierwszy kontakt z pozaziemską cywilizacją, z którą przez cztery dekady żyliśmy w miarę dobrych stosunkach handlowych. Ale oczywiście wszystko, co dobre, szybko się kończy. Nagle pojawili się tajemniczy Sh’daar, rasa panów, mająca ogromną chętkę na to, by podporządkować sobie ludzkość. A my, jako waleczni, nieustraszeni Amerykanie ( musiałam, Amerykanie w kosmosie nabierają wręcz charakteru imperatywu ) i inny, postanawiamy zrobić to, co zawsze robimy. Czyli bierzemy flotę, żeby komuś dokopać.

„Star Carrier” to porządny kawał militarnego science fiction, dlatego mamy tu dużo, a nawet ogromnie dużo różnorakiego sprzętu wymyślonego przez autora: od kosmicznych wind pokonujących gigantyczne odległości, po osiedla tworzące pas wokół Ziemi. Arsenał statków kosmicznych, broni jest tak różnobarwny, że aż musiałam się wracać do poprzednich rozdziałów, żeby sprawdzić, co to Krait, PK, czy jeszcze inny skrót. Nie traktuje tego jako wadę, raczej zaletę, bo w ten sposób widać, że świat Douglasa jest dokładnie przemyślany. Wszelkie skróty oraz żargon wojskowy dodaje specyficznego smaczku całej książce. Podczas jej czytania ma nieodparte wrażenie o kompetencji autora, który moim zdaniem orientuje się w tematyce wojska oraz wojny.

Bitwy są widowiskowe, trwają praktycznie przez lwią część książki. Niestety w takiej sytuacji Ci „główni” bohaterowie spadają trochę na poboczny plan i zamiast historii o ludziach na wojnie, mamy historię wojny, gdzie akurat mamy ludzi. Mamy wzmiankę na temat historii admirała Koeninga oraz pilota Trevora Graya, ale jak to trochę za mało. Według mnie „Star Carrier” skupia się głównie na tworzeniu elementów futurystycznego uniwersum zamiast osobnym jednostką. Widać tutaj fascynacje przy opisie działania poszczególnych urządzeń, co odbija się na stylu. Każdy moment w książce zostaje oznaczony miejscem, galaktyką oraz godziną w jakiej się odbywa, co znacznie ułatwia orientację. Nie ma tu wymyślnych, poetyckich opisów, raczej wszystko jest konkretne i skatalogowane. Czy to źle? Niekoniecznie. Nikt z nas chyba sobie nie wyobraża, że można tak opisać sposób działania napędu rozpędzającego myśliwiec do prędkości niewiele mniejszej od światła. Chyba że ktoś potrafi…?

Ten tom nastawia mnie dość pozytywnie na ciąg dalszy. Lecz zanim zabierzecie się za nią, warto przypomnieć pewną maksymę: „ Są gusta i guściki”. Militarne science fiction na pewno nie jest dla każdego, moi mili.

Jeśli nie lubisz science fiction, to ta książka na pewno nie będzie jakimś białym krukiem, którego pokochasz.
Jeśli nie kręcą kosmiczne bitwy oraz techniczne nowinki, trzymaj się od tej pozycji z daleka.
Jeśli nie lubisz wartkiej akcji, ogromnych zniszczeń, a twoja twarz wykrzywia się w grymasie niezadowolenia, kiedy tylko słyszysz słowo „działko laserowe”, to w sumie nawet nie wiem, po co czytasz moją recenzję…
A resztę czytelników zapraszam na pokład „Ameryki”.

Link do opinii
Avatar użytkownika - Sheti
Sheti
Przeczytane:2013-08-19, Ocena: 5, Przeczytałam, Mam,
Gdyby opowiedzieć o dzisiejszym rozwoju techniki i nauki ludziom, którzy żyli 100-200 lat temu, uznaliby nas za niepoczytalnych. Dla nas ta cała technologia i stały rozwój techniczny czy też naukowy są czymś naturalnym i dobrym. Krążą jednak legendy o kontynencie, który przez podobne rzeczy i zbytnią pewność siebie (która też jest bardzo widoczna w dzisiejszych czasach) zniknął w przeciągu chwili z powierzchni naszej planety. Pewnie domyślacie się, że mam na myśli Atlantydę. I tu należy postawić sobie pytanie: czy rozwój zawsze idzie tylko w dobrą stronę? Czy przypadkiem nie zatracamy czegoś po drodze? Rok 2404. Nasza planeta znajduje się bez mała u szczytu rozwoju genetyki, robotyki i nanotechnologii. Ludzkość jest bliska osiągnięcia transcendencji. Zakładanie kolonii na gwiazdach czy innych planetach jest zupełnie normalne, podróż pojazdem kosmicznym z prędkością 72 000 km/h również. A ponieważ nie jesteśmy sami we Wszechświecie - konotatki z Obcymi stają się również czymś naturalnym. Problem polega na tym, że władcy Galaktycznego Imperium Sh'daar uznali, że zbytnia ewolucja ludzi jest zagrożeniem dla całego Wszechświata. Chcą temu zapobiec, nawet gdyby wiązało się to z całkowitą eksterminacją gatunku. Jednak kimże byliby Homo sapiens, gdyby nie podjęli działań przeciwko nim? ,,Star Carrier. Pierwsze uderzenie" to książka, która porywa nas do świata przyszłości, a dokładniej do wieku XXV. Myślę, że w dzisiejszych czasach nie jest ciężko sobie wyobrazić coś takiego. Świat ciągle pędzi do przodu, więc kto wie, czy już niedługo nie będziemy latać na wakacje na Marsa. Jednak tematyka poruszana w tej powieści nie jest taka przyjemna. Mieszkańcy Ziemi toczą stale bitwy z Turuschami - jednymi z Sh'daar. Miejscem akcji jest więc krótko mówiąc Kosmos. Książka obfituje w bogate i dokładne opisy walk toczonych między dwoma rasami, oczywiście przy użyciu mega-nowoczesnych statków kosmicznych i broni, która jest częścią ich wyposażenia. Zdecydowanie największym plusem tej historii jest znakomite przedstawienie owego świata. Ian Douglas posługuje się specjalistycznym słownictwem i potrafi wszystko przedstawić w zaskakująco dokładny sposób. Nawet nie trzeba specjalnie uruchamiać wyobraźni - to dzieje się samo. Widzimy powierzchnię gwiazdy Eta Boötis IV, wnętrze pojazdów kosmicznych, a także całą otaczającą je przestrzeń kosmiczną - widok, który pojawia się w naszym umyśle jest naprawdę niesamowity. Wielki ukłon w stronę autora za to, że stworzył świat, który potrafił mnie aż tak zafascynować i pochłonąć. Początkowo faktycznie miałam problemy z czytaniem i nie mogłam się za bardzo dopasować do całej historii. Obawiałam się nawet, że książka zupełnie do mnie nie trafi. Na szczęście potem było już coraz lepiej, a z każdym kolejnym rozdziałem byłam mocniej oczarowana. Ten klimat jest po prostu nieziemski! Tempo akcji nie jest zatrważające, ale sceny bitew są naprawdę porządnie opisane. W sumie to stanowią element dominujący, przeplatany badaniami nad obcą cywilizacją oraz podejmowaniem ważnych decyzji - zarówno przez dowódców, jak i zwykłych żołnierzy. Uczestniczymy w tych wydarzeniach całym sobą, a zdarza się, że skoki adrenaliny towarzyszą również nam. Kreacja bohaterów jest trochę słaba, ale myślę, że nie jest to aż takie istotne. Chociaż przyznaję, że pilota Trevora Graya oraz admirała Koeninga poznajemy w sumie w miarę dobrze, a pozostali bohaterowie odgrywają mniej znaczące role. Jest dobrze, ale mogło być w tym przypadku nieco lepiej, ale to tylko moje odczucie. Ważną rzeczą jest też to, że autor stale umieszcza dokładny czas i miejsce akcji, dzięki czemu czytelnik z pewnością się w tym nie pogubi. Bardzo podoba mi się sam pomysł na tę historię - z jednej strony to typowe science-fiction, a z drugiej coś, co naprawdę może się wydarzyć w bliżej nieokreślonej przyszłości. To wzbudza w czytelniku taką lekką niepewność - czy nasz rozwój aby na pewno idzie w dobrym kierunku? Niby zwykła powieść, a naprawdę daje do myślenia. Zaciekawiła mnie też stworzona przez autorów obca rasa, nad którą naukowcy prowadzili badania - bardzo interesująca rzecz i mam nadzieję, że w kolejnych częściach, dowiem się o Turuschach jeszcze więcej. No i nie ukrywam, że z chęcią poznam dalszy rozwój wydarzeń. Niby dostałam całkiem dobre zakończenie, ale coś mi mówi, że to dopiero początek, a nie koniec. Mimo trudnego początku, książka wypadła naprawdę bardzo dobrze. Wiele momentów całkowicie mnie porwało. Jak na mój gust, czytanie tej powieści wymaga skupienia i ciszy, bo to wtedy osiągamy najlepsze efekty, jeśli chodzi o zagłębienie się w ten intrygujący świat. Poza tym specjalistyczne słownictwo robi swoje - nie możemy sobie pozwolić na dezorientację, żeby się nie pogubić. Oczywiście wiele wyrazów opatrzonych jest przypisami, które sporo wyjaśniają, ale i tak uważam, że tej książki nie można zaliczyć do takich lekkich, niewymagających myślenia lektur na jeden wieczór. Na pozór zwykła historia science-fiction, ale jednak kryjąca w sobie coś znacznie więcej - ukryte przesłanie, która zmusza do refleksji nad rozwojem naszej planety i techniki. Zdecydowanie polecam i wystawiam 8/10. www.sheti-shetani.blogspot.com
Link do opinii
Avatar użytkownika - mircia
mircia
Przeczytane:2019-11-22, Ocena: 4, Przeczytałam, przeczytane, 12 książek 2019,

Czyta się dobrze i szybko, Książka jednocześnie szablonowa i nieszablonowa. Szablonowa ze względu na tematykę: walka z obcymi najeźdźcami. Nieszablonowa, ponieważ autor bardziej starał się zadbać o detale dotyczące fizyki w przestrzeni kosmicznej. Interesujące to było.
Cała książka w niewielkim stopniu skupia się na życiu głównych bohaterów, natomiast głównie opisuje potyczki wojenne flot "naszej" i obcej.

Link do opinii
Avatar użytkownika - antila
antila
Przeczytane:2017-05-16, Ocena: 4, Przeczytałem, Mam,
Inne książki autora
Star Carrier Tom 4 Otchłań
Ian Douglas0
Okładka ksiązki - Star Carrier Tom 4 Otchłań

Już niby wiesz, jak smakuje zderzenie z nieznanym. Jak człowiek się czuje, kiedy staje naprzeciw potężnego wroga, o którym wie niewiele albo w ogóle nic...

Star Carrier: Ciemna materia
Ian Douglas0
Okładka ksiązki - Star Carrier: Ciemna materia

Lotniskowcowa grupa bojowa pod dowództwem Trevora „Piachu” Graya wyrusza do Czarnej Rozety, aby ustalić, w jakich okolicznościach został...

Zobacz wszystkie książki tego autora
Recenzje miesiąca
Paderborn
Remigiusz Mróz
Paderborn
Fałszywa królowa
Mateusz Fogt
Fałszywa królowa
Między nami jest Śmierć
Patryk Żelazny
Między nami jest Śmierć
Zagraj ze mną miłość
Robert D. Fijałkowski ;
Zagraj ze mną miłość
Ktoś tak blisko
Wojciech Wolnicki (W. & W. Gregory)
Ktoś tak blisko
Serce nie siwieje
Hanna Bilińska-Stecyszyn ;
Serce nie siwieje
The Paper Dolls
Natalia Grzegrzółka
The Paper Dolls
Słowa wdzięczności
Anna H. Niemczynow
Słowa wdzięczności
Zranione serca
Urszula Gajdowska
Zranione serca
Pokaż wszystkie recenzje
Reklamy