Wydawnictwo: Znak
Data wydania: 2016-01-13
Kategoria: Literatura faktu, reportaż
ISBN:
Liczba stron: 384
Jestem mordercą?
Sprawa bestialskiego zabójstwa kobiet elektryzowała PRL, opinia publiczna domagała się surowego ukarania sprawcy.
Zdzisława Marchwickiego oskarżono o to, iż od listopada 1964 roku do marca 1970 r. z zimną krwią wysłał na tamten świat czternaście kobiet. Ich dobór ponoć był przypadkowy, czy aby na pewno? W tamtym czasie władza organizowała słynne procesy pokazowe, łamiąc przy tym wszystkie możliwe standardy prawne. Zanim pojmano ''zbrodniarza", w aferze mięsnej na karę śmierci skazano Stanisława Wawrzeckiego (1965), modne było wówczas porzekadło: sądzi Kryże, będą krzyże.
W tej sztucznie wykreowanej sprawie ''pierwsze skrzypce'' grali milicjanci i prokuratura; suma ich błędów, pomijania oczywistych dowodów wołała o pomstę do nieba. Sprawa była zagmatwana, poza tym ''góra'' naciskała, gdyż wśród ofiar znajdowała się Jolanta Gierek, bratanica ''pierwszego''. Z całą premedytacją stosowano zasadę stalinowskiego prokuratora: dajcie mi człowieka, a paragraf się znajdzie. Zatem modus operandi już znamy, a w przyszłości jeszcze lepiej poznamy ''metody, techniki i narzędzia śledcze" SB oraz mechanizmy zła.
Przemysław Semczuk dołożył wszelkich starań, aby prawda ujrzała światło dzienne. Czy mu się to udało, ocenić winien czytelnik. W każdym razie dziennikarz wykonał tytaniczną pracę, aby odsłonić kulisy sprawy. Skrupulatnie więc autor, krok po kroku, odtwarza fakty, punktuje nieścisłości w ustaleniach prokuratury, sądu. Obraz wyłaniający się z lektury, musi szokować i rodzić liczne pytania.
Proces ,,Wampira z Zagłębia" to prawdziwy majstersztyk, sprawa dogłębnie zaplanowana i zrealizowana z rozmachem. Genialna mistyfikacja, wręcz koronkowa robota ówczesnego wymiaru (nie) sprawiedliwości, porównywalna ze sprawą Rity Gorgonowej.
Reportaż zawiera domniemany pamiętnik ''wampira", gołym okiem dostrzec możemy, że powstał na zamówienie. Autor (autorzy?) jest niekonsekwentny, mitoman o znikomych walorach intelektualnych. Notatki wyglądają jak raporty średnio rozgarniętego milicjanta z Pcimia Dolnego (bez urazy). Trudno nie zauważyć też truizmów ideologicznych, jakby spod ręki usłużnego funkcjonariusza.
Od 1964 r. na Śląsku i Zagłębiu wiało grozą. W ciągu 7 lat zostało zaatakowanych (uderzenie tępym narzędziem w głowę) 20 kobiet. 6 z nich przeżyło, choć odniosły ciężkie obrażenia, reszta zmarła. Te zmarłe były znajdowane nagie, choć bez śladów czynności seksualnych. Liczba ofiar mogła być większa. Seryjny morderca, który nie daje się złapać? To przecież policzek dla władz PRL-u. Presja na milicję rosła. W końcu złapano Zdzisława Marchwickiego. Wymuszenie zeznań, proces, egzekucja... Jednak ataki się nie skończyły. Czyżby "Wampir" miał naśladowców? A może wymuszone zeznania Marchwickiego były nieprawdziwe i zabójca wciąż znajdował się na wolności? Ale władze PRL-u za nic nie przyznałyby się do błędu. W końcu były jak papież - nieomylne...
Książka momentami krwawa i bardzo gorzka. Właściwie wszyscy przegrali. Ofiary psychopaty straciły życie. Marchwicki liczył na mniejszą karę za przyznanie się, a został powieszony. Milicja i władze straciły twarz. A społeczeństwo mimo triumfalnych zapowiedzi nie zyskało bezpieczeństwa.
dr Kalina Beluch
"Wampir z Zagłębia" Przemysława Semczuka to wstrząsająca historia polowania na seryjnego mordercę.
Po raz pierwszy z mrożącą krew w żyłach historią Wampira z Zagłębia zetknęłam się w książce "Seryjni mordercy XX wieku" Anny Poppek. Jednak tam poświęcono jej jedynie kilka stron, tak jak innym zwyrodnialcom, którzy mieli na koncie podobne czyny. Według mnie to za mało, by przedstawić całą, tak skomplikowaną, sprawę. Dlatego postanowiłam sięgnąć po książkę Przemysława Semczuka, który poświęca książkę tylko temu mordercy.
Książka "Wampir z Zagłębia" dotyczy najtrudniejszego śledztwa w historii polskich organów ścigania, które trwało aż 7 lat. Publikacja została podzielona na 4 części: "Proces", "Pościg", "Wyrok" i "Mgła".
Nieznany sprawca, nazywany Wampirem z Zagłębia, przez 7 lat terroryzował społeczeństwo. Pierwszą ofiarą była Anna Mycek, której zwłoki znaleziono 7 listopada 1964 roku w Dąbrówce Małej. Potem zginęło jeszcze 13 kobiet, a 6 udało się uciec.
Od początku podejrzewano, że motyw działania sprawcy był polityczny i miał na celu wywołanie niepokoju i podważenie zaufania do władzy. Świadczył o tym wybór ofiar. Jedną z nich była Jolanta Gierek, bratanica pierwszego sekretarza KC PZPR. Wśród ofiar była też Maria Gomółka, której nazwisko jednoznacznie kojarzyło się z osobą pierwszego sekretarza Władysława Gomułki. Różniło się tylko pisownią, w mowie nie dało się tego wychwycić.
Długoletnie śledztwo prowadzono na szeroką skalę - wzięło w nim udział 3 tysiące funkcjonariuszy. Na podstawie anonimów od rzekomego mordercy sprawdzono pismo 23 tysięcy mężczyzn z tego terenu. A za informacje o zbrodniarzu wyznaczono nagrodę w wysokości milion złotych... Nie trzeba chyba dodawać, że milicję zalała fala donosów, które okazały się bezpodstawne.
Śledczy mieli dodatkowe utrudnienie, gdyż w czasach Wampira z Zagłębia na terenie województwa krakowskiego i katowickiego działało jeszcze trzech innych seryjnych morderców. Wampir z Krakowa, czyli Karol Kot, Władca Much, czyli Bogdan Arnold i Pętlarz, czyli Krzysztof Plewa.
W 1972 roku aresztowano Wampira - Zdzisława Marchwickiego. Tak przynajmniej podawały gazety. Na mężczyznę doniosła żona, która prosiła milicję o ukaranie go za awantury i znęcanie się nad rodziną. Co ciekawe, wkrótce został oskarżony o zbrodnie przypisywane Wampirowi z Zagłębia i po głośnym procesie skazany na śmierć. Skazano też całą jego rodzinę, która rzekomo mu pomagała - braci Jana (kara śmierci) i Henryka (25 lat), siostrę Halinę Flak (4 lata) oraz jej syna Zdzisława (4 lata). Ale czy rzeczywiście byli winni?
"Wampir z Zagłębia" to doskonała książka o jednym z najgłośniejszych seryjnych morderców, która opisuje drobiazgowe śledztwo oraz proces Zdzisława Marchwickiego oraz jego krewnych. Przemysław Semczuk opiera się na nieznanych dokumentach IPN i próbuje wyjaśnić jedną z największych tajemnic w dziejach polskiej kryminalistyki. Nie zakłada żadnej tezy, którą próbuje udowodnić w swojej książce. Nie osądza, jak zrobili to jeszcze przed procesem dziennikarze i prokuratura. Przedstawia jedynie swoje wątpliwości oraz zwraca uwagę na niejasności w tej sprawie. Autor nie udziela jednoznacznych odpowiedzi, ale zmusza czytelnika do przemyśleń. Dzięki czemu jego książkę czyta się niczym najlepszy kryminał, który niestety napisało życie. Przez co jest jeszcze bardziej emocjonujący.
W trakcie lektury niejednokrotnie zadawałam sobie pytanie, czy Zdzisław Marchwicki był najsłynniejszym seryjnym mordercą kobiet czy ofiarą systemu. Czy była to największa mistyfikacja polskiego wymiaru sprawiedliwości? Moim zdaniem skazano na śmierć niewinnego człowieka - z powodu nacisków z góry. Widać, komuś zależało na jak najszybszym zakończeniu procesu. A jak było naprawdę, tego pewnie nie dowiemy się nigdy. Niemniej jednak warto sięgnąć po tę książkę i wyrobić sobie własne zdanie na tę sprawę. Polecam ją szczególnie miłośnikom kryminałów i literatury faktu.
Być może banalnie zabrzmi stwierdzenie, że niektóre mrożące krew w żyłach historie pisze samo życie, ale... taka właśnie jest prawda. Życie Zbigniewa Marchiwckiego przystrojono kryminalną grozą, a jego proces sam w sobie stanowił swoiste widowisko dla mediów i mieszkańców Zagłębia. Uwikłany czy winny - stał się antybohaterem swojego regionu, bo ktoś stać się nim musiał, jak podają przytoczone przez autora reportażu materiały.
Przemysław Semczuk bardzo rzetelnie podchodzi do tematu. Historię osławionego Wampira otacza wieloma cytatami i zdjęciami, pochodzącymi zarówno od samego oskarżonego, ludzi zaangażowanych w proces, jak i twórców medialnych, którzy z opowieści o tym mordercy czerpali inspirację do tworzenia swoich dzieł.
Z jednej strony stanowi to niewątpliwy atut pozycji. Ukontentowany na pewno będzie każdy, kto chciałby poznać wszystkie dostępne szczegóły sprawy. Autor jednocześnie odziera przypadek z jej otoczki fabularnej, przydając jej znanioma realnej tragedii wszystkich ofiar przytoczonych zbrodni. Z drugiej strony - osobie, która tematem się nie pasjonuje, a jedynie chciałabym go lepiej poznać, może być ciężko przebić się przez mnogość surowych materiałów, którymi zarzucony jest czytelnik. W nowszym wydaniu, w którym mamy do dyspozycji także pamiętnik Wampira - on sam stanowi bardzo trudną lekturę z powodu błędów ortograficznych i bardzo ubogiej polszczyzny, jaką posługiwał się oskarżony. Jest to materiał niewątpliwie ciekawy, ale trudny do przetrawienia dla czytelnika ceniącego sobie chociaż średnią estetykę języka polskiego.
Zdjęcia poukrywane są pod kodami QR, które po zeskanowaniu umożliwiają pobranie materiałów PDF. Rozwiązanie ciekawe i bardzo nowoczesne, ale zupełnie niewygodne. Ja siedząc nad książką, bardzo szybko straciłam zapał do sprawdzania tych materiałów, bo musiałabym co chwilę przerywać czytanie i uruchamiać skaner w moim smartfonie, co mocno wybijało mnie z lektury.
Sama historia przeraża. Przerażają zbrodnie, których się dopuszczono, przerażać może też potęga i siła sprawcza mediów, potrafiących kreować rzeczywistość po swojemu. Przeraża także to, do czego doprowadzić może desperacja i wycieńczenie psychiczne - co człowiek jest w stanie zrobić dla odrobiny wytchnienia. W reportażu mamy więc do czynienia z wieloma bohaterami i przynajmniej kilkoma historiami. Historiami, które rozgrywały się tuż obok nas - na Górnym Śląsku, i tymi które rozegrały się w sferze kreatywnej, zupełnie odległej od prawy.
Historiami, które nigdy nie powinny powstać i nigdy nie powinny odebrać życia dziesiątkom osób.
Bo żadna opowieść nie jest tego warta.
Książka trudna w odbiorze. Chociaż nie żałuję, że ją przeczytałam, z perspektywy czasu polecam tylko osobom bardzo zainteresowanym tematyką tej konkretnej sprawy.
Dużo włożonej pracy aby pokazać że wampira jednak nie złapano. Wyrok śmierci, a nawet dwa.
Joachim Knychała, seryjny morderca kobiet, zaczyna terroryzować Śląsk w połowie lat 70. Dorasta w poczuciu własnej inności, jako dziecko Polaka i Niemki...
Jeśli myślicie, że znaliście historię Karola Kota, to przeczytajcie książkę Semczuka. Trzyma w napięciu, od pierwszej do ostatniej strony, choć przecież...