Dom z marzeń czy dom z koszmarów?
Młode małżeństwo – Mia i Finn – z entuzjazmem remontują stary budynek, zamieniając go w swój wymarzony dom. Gdy kobieta niespodziewanie dowiaduje się, że jest w ciąży, ich przyszłość wydaje się jeszcze jaśniejsza. Jednak radość szybko ustępuje miejsca lękowi, gdy na jednej z listew odkrywają przerażającą wiadomość.
Śledztwo, które początkowo wydaje się jedynie zagadką sprzed lat, prowadzi ich do przerażającej prawdy – ten dom skrywa mroczne sekrety, a jego ściany były świadkami niewyobrażalnych zbrodni.
Gdy Mia rodzi dziecko, lęk nie ustępuje. Wręcz przeciwnie – niepokojące znaki, których nie potrafi zignorować, sprawiają, że powoli oddala się od męża, pogrążając się w obsesji odkrycia pełnej historii ich domu. A gdy prawda zaczyna się wyłaniać z cienia, jedno staje się pewne: niebezpieczeństwo nie odeszło razem z przeszłością.
Wydawnictwo: Czwarta Strona
Data wydania: 2025-07-16
Kategoria: Kryminał, sensacja, thriller
ISBN:
Liczba stron: 380
Od lat fascynuje mnie literatura, która potrafi wywołać dreszcz niepokoju. Thrillery psychologiczne i powieści z nutą grozy mają w sobie coś hipnotyzującego – pozwalają bezpiecznie wkroczyć w świat, w którym każdy cień może skrywać tajemnicę, a zwyczajne miejsca zamieniają się w scenerię koszmaru. Właśnie dlatego sięgnęłam po powieść Johna Marrsa „Wszystko zostaje w rodzinie”. Muszę przyznać, że dawno żadna książka tak skutecznie nie wciągnęła mnie w wir napięcia i niepokoju.
Mia i Finn, młode małżeństwo pełne planów i nadziei, decydują się na odważny krok – kupują stary, zaniedbany budynek, aby własnymi rękami przemienić go w wymarzony dom. Wspólna praca, kurz, zapach świeżej farby i śmiech przy nieporadnych próbach majsterkowania stają się ich codziennością. Gdy Mia dowiaduje się, że spodziewa się dziecka, wszystko nabiera jeszcze większego sensu – ich przyszłość rysuje się w jasnych barwach.
Podczas jednego z dni remontowych para natrafia jednak na coś, co zmienia nastrój w mgnieniu oka. Za starą listwą w ścianie kryje się niepokojąca wiadomość – krótka, lecz przerażająca, jakby ktoś próbował ostrzec lub wyznać coś tuż przed tragedią. Początkowo traktują to jako ciekawostkę z przeszłości domu, jednak Mia nie potrafi przestać o niej myśleć.
Zaintrygowana, zaczyna drążyć temat i odkrywa coraz mroczniejsze fakty o budynku. Okazuje się, że jego ściany były świadkami dramatów, o których lepiej byłoby nigdy się nie dowiedzieć – zbrodni, które pozostawiły w nim niewidzialny, lecz wciąż obecny ślad.
Po narodzinach dziecka Mia spodziewa się, że radość i obowiązki młodej matki odsuną dawne lęki, ale dzieje się odwrotnie. Kobieta zaczyna zauważać dziwne, trudne do wytłumaczenia zjawiska – od niepokojących dźwięków po wrażenie, że ktoś ich obserwuje. Coraz bardziej pogrąża się w obsesyjnym poszukiwaniu prawdy, stopniowo odsuwając się od męża, który zaczyna traktować jej niepokój jako przesadę.
W miarę jak układanka z przeszłości zaczyna się kompletować, Mia odkrywa, że zło, które niegdyś zamieszkało w tym domu, nigdy tak naprawdę go nie opuściło.
.
„Wszystko zostaje w rodzinie” autorstwa Johna Marrsa to thriller, który już od prologu trzyma czytelnika w napięciu. Autor nie daje chwili wytchnienia – z każdym rozdziałem dodaje nowy element do układanki, sprawiając, że nie możemy być pewni, czy składamy ją we właściwy sposób. Narracja przeplata teraźniejszość z wydarzeniami sprzed lat, co pozwala spojrzeć na fabułę z różnych perspektyw i wciąż odkrywać nowe szczegóły. Marrs mistrzowsko manipuluje oczekiwaniami, podsuwając mylne tropy, a gdy wydaje nam się, że znamy odpowiedzi – zmienia reguły gry.
Ogromnym atutem powieści są jej bohaterowie – wielowymiarowi, pełni sprzeczności, skrywający sekrety. Mia, coraz bardziej pogrążająca się w obsesji odkrycia prawdy, oraz Finn, który próbuje zachować kontrolę, stają się centrum historii, ale nawet postacie drugoplanowe mają wyraźne, psychologiczne rysy. Autor pozwala nam zaglądać w ich myśli, budując atmosferę niepewności i podejrzeń – w tym świecie każdy może być winny.
Napięcie towarzyszy nam niemal od pierwszej strony i rośnie jak w dobrze skonstruowanym horrorze – z początku delikatne, potem duszne i wszechogarniające. Marrs potrafi sprawić, że nawet scena w zwyczajnym, domowym wnętrzu nabiera złowrogiego charakteru. A finał? Jest jak otwarcie drzwi, za którymi czai się coś, czego wcale nie chcieliśmy zobaczyć – gwałtowny, szokujący, pozostawiający czytelnika w osłupieniu.
„Wszystko zostaje w rodzinie” to psychologiczny thriller, który w pełni realizuje obietnice swojego gatunku – wciąga od pierwszej strony, zaskakuje aż do samego końca i na długo zapada w pamięć. To opowieść o tym, że dom może być równie niebezpieczny jak świat na zewnątrz, a sekrety – nawet te sprzed lat – nigdy nie tracą swojej mocy. „Wszystko zostaje w rodzinie” to lektura obowiązkowa dla miłośników thrillerów psychologicznych, którzy cenią sobie stopniowe odkrywanie prawdy, narastający niepokój oraz bohaterów z krwi i kości. To powieść, która nie pozwala zasnąć – nie tylko z powodu strachu, ale także z pragnienia, by jak najszybciej przewrócić kolejną stronę.
"Zabijanie jest dla mnie równie naturalne jak chodzenie czy mruganie oczami. Jak przekłucie pęcherza albo wzięcie tabletki na ból głowy"
Mia i Finn to młode i szczęśliwe małżeństwo. Właśnie kupili dom, gdzie zamierzają rozpocząć szczęśliwe życie. Z czasem kobieta okazuje się w ciąży i małżonkowie wkrótce zostaną upragnionymi rodzicami. Tylko nie wszystko będzie takie proste. Podczas remontu kobieta odkrywa pewną tajemniczą wiadomość, a na strychu znajduje się coś więcej. Tajemnicze walizki, a w nich... co tam takiego się stało? Odkrycie wprost przerażające.
To książka, która nie zapowiadała się fajnie. Prolog był bardzo intrygujący, ale później? Było po prostu nudno. Za dużo było warstwy obyczajowej, za mało samego tego śledztwa czy też zbrodni. Żaden z bohaterów nie wzbudził mojej sympatii i obawiałam się, że będę miała ciężko żeby skończyć tę książkę. Co do thrillerów mam dosyć duże wymagania. Mają być emocje, napięcie, zwroty akcji i najlepiej jak autor manipuluje czytelnikiem. Niestety, ale początkowo tego nie otrzymałam. Jednak do czasu...
Mia rozpoczyna samodzielne śledztwo. Nie potrafi sobie poradzić z tym, co odkryła u nich w domu. Nie potrafi przejść do porządku dziennego, jak jej teściowie czy mąż. Nie, coś nie daje jej spokoju i okazuje się, że całkiem słusznie. Tajemnice i tajemnie. A co jeśli ujrzą światło dzienne? Im dalej tym zaczęło się robić coraz bardziej intrygująco, a tak bardzo wyczekiwane przeze mnie napięcie się pojawiło. A to wszystko przez kilka perspektyw i każda była bardzo intrygująca. Z jednej teraźniejszość, a z drugiej strony przeszłość. Zawsze mnie ciekawiło to, co siedzi w głowie sprawcy. Czym się kieruje popełniając swoje zbrodnie? Jakie jest jego uzasadnienie? Tutaj to wszystko jest. Z jednej strony to rozumiałam, bo to było dla sprawcy normalne a z drugiej jednak budziło moją frustrację. No bo podstawowe pytanie jakie nasuwa się na myśl to dlaczego? Takie chore tłumaczenie uzasadniające postępowanie?
"Nie mogę zaprzeczyć, że odbieranie komuś życia wiąże się dla mnie jest odczuwaniem fizycznej ulgi, którą trudno wyjaśnić. Ale to tylko skutek uboczny moich czynów, a nie powodu. Robiąc jedno, czynię możliwym drugie. Niewiele się to różni od dawania pieniędzy na cele charytatywne. Pomagam komuś w potrzebie i dzięki temu mam wyższe mniemanie o sobie"
Autor tak prowadzi historię, że czytelnik sam krok po kroku zaczyna łączyć wszystkie kroki i kiedy dochodzi do tego momentu, gdzie wszystko jest wiadome to nie ma zaskoczenia, prawda? No właśnie jak się okazuje to dopiero początek i nie ukrywam, że pozytywnie się zaskoczyłam. Autor skutecznie manipuluje czytelnikiem. Kiedy tożsamość sprawcy wyszła na jaw byłam naprawdę bardzo zaskoczona, choć z drugiej strony w pewien sposób gdzieś tliła się myśl, że wcześniejsze rozwiązanie było za proste i może jednak jakoś inaczej się to rozwiąże. Bardzo mi się to podobało. Sprawca został w naprawdę genialny sposób wykreowany. Przekonany o słuszności swojej idei. Potrafiący bardzo dobrze manipulować otoczeniem, że aż to było szokujące jak łatwo ludzie poddawali się jego wpływom. Pokazujący, jak dzieciństwo, kwestia wychowania kształtuje człowieka i ma wpływ na jego przyszłe życie. Czy w ten sposób ofiara staje się katem?
Mimo średniego początku to w końcu wiele się dzieje i nie brakuje emocji. Tajemnice w końcu wychodzą na jaw. Nie ukrywam jednak, że nie do końca jestem usatysfakcjonowana zakończeniem. Nie ze względu na sam fakt tego w jaki sposób się zakończyło, ale ze względu na zachowanie pewnej osoby. Może liczyłam na zmianę? Ale czy nie wszystko zostaje w rodzinie?...
Kto za tym wszystkim stoi?
"Wszystko zostaje w rodzinie" to książka, która mimo średniego początku bardzo mnie wciągnęła. Książka, której tytuł w doskonały sposób odzwierciedla jej treści. Książka, która zmusza do podstawowego pytania. Jak bardzo dobrze znasz swoich bliskich? Czy naprawdę wiemy z kim tak na co dzień żyjemy? Kim ta dana osoba jest? Cóż, po lekturze pierwsze co nasuneło się mi na myśl to to, że wszyscy tutaj są zdrowa walnięci. Wyjątkiem jest tylko główna bohaterka. Bardzo dobry thriller psychologiczny, ale miałam trochę większe oczekiwanie wobec niego. Podobał mi się, ale raczej nie zostanie na długo w mojej głowie.
🧸„𝕎𝕤𝕫𝕪𝕤𝕥𝕜𝕠 𝕫𝕠𝕤𝕥𝕒𝕛𝕖 𝕨 𝕣𝕠𝕕𝕫𝕚𝕟𝕚𝕖” 𝕁𝕠𝕙𝕟 𝕄𝕒𝕣𝕤🧸
Dom z marzeń czy dom z koszmarów?
▪𝗥𝗘𝗖𝗘𝗡𝗭𝗝𝗔 ▪
Thrillery to ostatnio jeden z moich ulubionych gatunków literackich. Szczególnie, gdy są tak dobre jak "Wszystko zostaje w rodzinie". Już na samym początku zaintrygował mnie opis tej książki i wiedziałam, że na pewno po nią sięgnę. Zaczęło się dosyć niewinnie, by po chwili zamienić się w najbardziej przerażającą historię, jaką miałam okazję przeczytać w ostatnim czasie.
🧸 Młode małżeństwo Mia i Finn podejmują się wyremontowania starego domu. Nie spodziewają się jednak, że owy dom okaże się ich zgubą… Wkrótce dowiadują się, że będą mieli dziecko. Ich sielanka trwa w najlepsze… Do czasu, aż Mia odkrywa przerażającą wiadomość na listwie. Szaleńcze śledztwo Mii prowadzi do odkrycia mrocznych sekretów, które nawiedzają dom, a jak się później okazuje jego ściany były świadkami niewyobrażalnych zbrodni. 🧸
„Wszystko zostaje w rodzinie” to taki typ książki, który już na samym początku daje czytelnikowi znaki, że coś tu jest nie tak. I niby zaczyna się niewinnie, to tylko po to, by zaraz zrzucić bombę na czytelnika. Tak było w przypadku tej książki. Młode małżeństwo padło ofiarą pewnego szaleństwa. A Mia do tego stopnia była pochłonięta pragnieniem odkrycia prawdy, że nieświadomie całkowicie oddaliła się od Finna. Autor z doskonałą precyzją ukazał nam mechanizmy obsesji i przedstawił proces, jak bardzo można poddać się szaleństwu, które kierowane jest strachem. Czytelnik może obserwować przemianę głównych bohaterów. A autor mocny nacisk kładzie na to , by uświadomić poprzez ich historię, jak zakorzeniony strach i obsesja mogą zniszczyć nawet najtrwalszą relacje.
Historia z każdą stroną nabiera tempa i sprawia, że ciężko jest się oderwać od lektury. Podczas czytania ciągle odczuwałam niepokój i naprawdę bałam się tego, co może się wydarzyć na następnej stronie, ale pomimo tego, książka bardzo mnie wciągnęła i nie mogłam odłożyć jej na bok, dopóki nie poznałam finału.
Autor z premedytacją postanowił zagrać na emocjach czytelnika, serwując nam mocny skok adrenaliny i strachu. Uczucie niepokoju, nie opuściło mnie do ostatniej strony. Również sceneria książki okazała się być bezbłędna - stary dom, pełny mroku i nawiedzonych duchów, wywoływał we mnie gęsią skórkę. Uczucie strachu towarzyszy przez cały czas, autor ciągle gra na emocjach czytelnika, robiąc nagłe zwroty akcji. Dlatego według mnie ta lektura jest dla osób o mocnych nerwach. Na mnie, aż za bardzo działały te wszystkie sceny i nie ukrywam, że bałam się podczas czytania, ale dobrze było poczuć te emocje. 🥹
„Wszystko zostaje w rodzinie” to naprawdę mocny thriller, trzymający w napięciu. Akcja nie zwalnia ani trochę, z każdą stroną wydarzenia coraz bardziej intrygują czytelnika, co nie pozwala oderwać się od lektury. Dla fanów tego gatunku, to obowiązkowa książka do przeczytania tego lata. 🖤
małe rączki
i nóżki małe
malutkie
tak drobne
kruchutkie
znaczę wybawienie
przed udręką
i cierpieniem
przed łzami
i krzywdzeniem
teraz śpią spokojnie
odeszły bezpowrotnie
ofiaruję im sen wieczny
i łza mi nie popłynie
los ich już bezpieczny
we mgle się rozpłynie
w ramy obraz ujęty
w nim w walizce dziewczynka
on tak spokojny i piękny!
tak mała ta okruszynka
dziecięce ciałka
w walizce upchnięte
dusze maleńkie
od życia odepchnięte
szansy im nie dano!
oddech odebrano!
tam ciemno tak
tam, na strychu
dom ich wytchnienia
cisza i szept melodii
spoczynku i zapomnienia
nieopowiedzianej historii
i krzyk cichy cierpienia
„Uratuję ich z tego strychu".
Ten dom jest mną. Częścią przeszłości. Żyje w mnie. A ja w nim. Cząstką każdą we mnie tkwi. Pamiętam. Czuję wciąż. Pamiętam, że tam był pokój. Mama była. I tata. Były dzieci też. O pomoc wołały. Cichutko. A potem znikały. Szybciutko. I strych tam był. I walizki. I strach tam żył. Tak mi bliski.
Rdzeń tego, co złe zostaje w rodzinie. Będzie w niej tkwił. I nigdy już nie przeminie. To mrok, który dziecko otacza. To ciemność, która je czernią osacza. I napełnia nią duszę. Aż się wylewać z niej będzie i sączyć. Aż w ciepłym ciele zatopią się dłonie. Wtedy spokój nastanie. Obrazy przed oczami tak złe! Bez miłości. Bez bezpieczeństwa. Dzieciństwo utkane z przerażenia. Z lęku i niezrozumienia. Jak duszę nawiedza złe wspomnienie. Tak rodzi się pragnienie. By te ciałka małe, tak ciepłe i nieśmiałe. Od bólu uratować. Przed światem je schować.
Tu wszystko drży pięknie. Czuję mocno tę książkę. A wszystko wokół się skrzy cudnie. Skóra cierpnie, a pod skórą dreszcze. Serce kraje się z bólu. A dusza krzyczy. Tu zło ma niewyobrażalną moc. Licho nie śpi. Skubie i dłubie. Ciągnie i kusi. Rodzi się i przenika wszystko. Pokolenia. Spojrzenia. Każdy zakątek duszy i głowy pochłania. Ta historia zostanie ze mną i we mnie na długo. Czytajcie. Czujcie. Bierzcie z niej emocje. Warto.
,,Wszystko zostaje w rodzinie" to książka, o której słyszałam dużo dobrego. Wiele osób w bookmediach ją polecało, zapewniając, że jest to solidnie napisany thriller, dlatego z racji tego, że jest to jeden z moich ulubionych gatunków literackich, postanowiłam przekonać się na własnej skórze, czy faktycznie jest tak dobry, jak wszyscy mówią. I teraz kiedy jestem już po lekturze, mogę z czystym sumieniem potwierdzić, że była to jedna z lepszych tego typu książek, przeczytanych przeze mnie w tym roku. I z pewnością sięgnę po kolejne publikacje autora.
W swojej książce John Marrs wykorzystał stare i może nieco oklepane motywy, takie jak opuszczony dom, zbrodnie sprzed lat, czy tajemnice rodzinne, ale przekazał je w tak interesujący i miejscami wręcz zaskakujący sposób, że naprawdę trudno było mi się oderwać od lektury. A przyznam, że ostatnimi czasy miałam ogromny problem, żeby wciągnąć się, w publikacje, które nie byłaby kontynuacją znanej i lubianej przeze mnie serii.
Dużym plusem tej historii jest to, że została przedstawiona zarówno z wielu perspektyw, jak i dwóch linii czasowych, co dodatkowo wprowadzało pewien element zaskoczenia, ponieważ autor tak umiejętnie manipulował faktami, że tak naprawdę, dopóki sam nie zechciał podzielić się z czytelnikami informacją na temat osoby, która była bezpośrednio powiązana z odkrytymi zbrodniami, w zasadzie można było obstawiać każdą z przedstawionych postaci. I właśnie to najbardziej lubię w thrillerach. Umiejętność wyprowadzenia czytelnika w pole to element, za który książka zawsze otrzyma ode mnie nieco wyższą ocenę, ponieważ najczęściej trafiam na takie, których rozwiązania domyślam się już na początku. Niestety, ale między innymi z tego powodu teraz czytam znacznie mniej kryminałów czy thrillerów niż jeszcze kilka lat temu, kiedy tak naprawdę ciężko było mi wybrać inny gatunek.
Ale wracając do historii przedstawionej przez Marrsa... Muszę przyznać, że bez wątpienia na uwagę zasługują również sami bohaterowie. Nieidealni, ale za to wielowymiarowi, umiejący grać na emocjach innych członków rodziny, do tego stopnia, by zaburzać ich światopogląd i racjonalną ocenę sytuacji. Oczywiście na pochwałę zasługuje również samo zakończenie, które naprawdę dało mi do myślenia i sprawiło, że jeszcze długo po odłożeniu książki na półkę rozmyślałam na temat tego, że nigdy tak naprawdę nie wie się, z kim zasiada się do wspólnego stołu.
Dlatego, jeżeli poszukujecie nieoczywistych historii, które trzymają w napięciu od początku do końca, zdecydowanie polecam wam tę publikację.
Młode małżeństwo kupuje dom do generalnego remontu. Na jednej z listew jest napisane, że ktoś kogoś uratuje. Nie daje to spokoju kobiecie, która jest w ciąży i chce czuć się spokojnie. Dlatego każe wejść mężowi na strych. Ale kiedy do tego dochodzi ich życie diametralnie się zmienia. To co znajdują przechodzi ich najśmielsze wyobrażenia.
Rozpoczyna się śledztwo, które prowadzi do zagadek sprzed lat. Z każdą wiadomością okazuje się, że dom skrywa coraz to mroczniejsze tajemnice.
Mia coraz bardziej oddała się od męża. A mąż. No cóż.. myślę że nie jeden sekret ukrywa przez żoną...
Więcej nie zdradzę bo zdecydowanie musicie sięgnąć po tą książkę czy audiobooka. To naprawdę świetny thriller, który zdecydowanie nie jest przewidywalny!
,,To, co dzieje się w tym domu, ma zostać w tym domu...".
Atrakcyjna oferta posiadłości na obrzeżach miasta wzbudza zainteresowanie młodego małżeństwa, które po latach mieszkania u rodziców ma szansę na nowy początek wreszcie na swoim. Nie zraża ich stan budynku ani ogrom prac, które muszą wykonać przed przeprowadzką. Niespodziewana ciąża przyspiesza tempo prac, lecz ich entuzjazm gaśnie, gdy na jednej z listw dostrzegają niepokojące zdanie, jakby wyryte dziecięcą rączką, w którym czai się coś złowieszczego: URATUJĘ ICH Z TEGO STRYCHU. Wkrótce na jaw wychodzą makabryczne sekrety, od lat skrywane w starych murach domu, a to tylko początek koszmaru, który staje się ich udziałem.
Wcześniejsze thrillery autora głęboko wdarły się do mojego czytelniczego serca i osiadły w nim na dobre. Zawsze w takich przypadkach zastanawiam się, czy kolejny tytuł zdoła sprostać pojawiającym się mimowolnie oczekiwaniom, ale w tym przypadku autor zdusił wszelkie wątpliwości już samym wstępem. Kolejne rozdziały nieco wyhamowują akcję, wprowadzając nas w relacje rodzinne Mii i Finna, dzięki czemu możemy lepiej zrozumieć ich emocje i przeżycia. Mamy także możliwość spojrzenia na całą rodzinę z różnych perspektyw, co z czasem mocno miesza w głowie. Tym, co najbardziej szokuje, to zbrodnie wymierzone w najbardziej bezbronnych, niszczące całe rodziny. To właśnie w tych fragmentach fabuła najmocniej uderza w emocje, przyprawiając o ciarki, mimo że autor oszczędza nam brutalnych czy drastycznych opisów. Przyznam, że nie wszystkie zwroty akcji były dla mnie zaskoczeniem, choć nie brakowało momentów, po których dosłownie zbierałam szczękę z podłogi. Z każdą stroną napięcie gęstnieje, a im bliżej finału, tym mniej oczywiste staje się zakończenie. Polecam wszystkim miłośnikom mrocznych thrillerów.
Powieść zaczyna się niemal niczym klasyczny thriller, jednak z każdym rozdziałem i odkryciem każdej kolejnej warstwy historii, atmosfera staje się klaustrofobiczna i przepełniona paranoją.
Główni bohaterowie, małżeństwo Mia i Finn podejmują się wyremontowania starego domu i w zasadzie nic nie zwiastuje nadchodzącej katastrofy. Moment znalezienia tajemniczego napisu zmienia niemal wszystko, a sielankowa fasada upada w zastraszającym tempie. Miejsce, które miało być dla małżeństwa azylem, staje się owiane grozą i duchami przeszłości.
Co mnie uderzyło w tej historii, to ukazanie jak może postępować obsesja. Mia oddająca się w szpony tajemnic domu, oddala się od męża, żeby nie powiedzieć wprost izoluje. Autor bardzo plastycznie ukazuje, jak seria niewyjaśnionych wydarzeń może doprowadzić do niszczenia, nawet pozornie najtrwalszej relacji, poprzez zakorzenienie w człowieku strachu, który kiełkując jest niezwykle trudny do pozbycia się.
Autor bardzo dobrze budował napięcie, poprzez dynamiczną narrację, liczne zwroty akcji i cliffhangery. Maras bardzo dobrze zbudował scenerię dla lektury, korzystając z elementów gotyckiego horroru, jednak te klasyczne środki wykorzystał w dość ciekawy sposób. Udało się pisarzowi wytworzyć klimat, który igra ze zmysłami, balansując mierzy halucynacją a rzeczywistością.
Ta historia jest mroczna do tego stopnia, że powoduje mało komfortowe mrowienie na plecach, ponieważ paranoiczna atmosfera daje o sobie odczuć na każdym kroku. Bardzo realnie Mars pokazuje, jak obsesja może prowadzić do utraty kontroli nad życiem i tym jak granica między zdrowym rozsądkiem a szaleństwem łatwo może zostać przekroczona.
Mnie książka swoją horrorową aurą zdecydowanie zaskoczyła.
Ten thriller to prawdziwe wyzwanie! Gdy zaczynasz się domyślać, co jest grane, Marrs wywraca wszystko do góry nogami! Mroczna i szokująca opowieść...
Jak daleko się posuniesz, by znaleźć miłość? Od czasu, gdy naukowcy odkryli, że każdy człowiek posiada gen, który dzieli tylko z jedną osobą na...
Przeczytane:2025-08-16, Ocena: 5, Przeczytałam, Mam, 52 książki 2025,
Istnieje kilka motywów wykorzystywanych w książkach, które przyciągają mnie jak magnes. Należą do nich między innymi: hermetyczna społeczność, małe, zapomniane miejscowości, odizolowanie bohaterów od świata zewnętrznego, wątki związane z literaturą, toksyczne relacje czy domostwa strzegące tajemnic i sekretów swoich mieszkańców. Nie mogłam więc nie sięgnąć po najnowszy thriller Johna Marrsa Wszystko zostaje w rodzinie. Autor już niejednokrotnie udowodnił, że opowiadane przez niego historie intrygują, ożywają w wyobraźni czytelnika i sprawiają, że podczas lektury jest się oplecionym przez mnóstwo różnych emocji.
Młode małżeństwo marzy o własnych czterech kątach. Szczególnie pragnie tego Mia, bo niezwykle trudno jest jej się porozumieć z teściową. Kiedy wraz z Finnem natrafiają na ofertę sprzedaży bardzo starego i dawno opuszczonego domu długo się nie namyślali. Kupują go mimo ogromnego niezadowolenia teściów, którzy również mieli posiadłość na oku. Podczas generalnego remontu niespodziewanie dwie sprawy wytrącają wszystkich z równowagi. Po pierwsze młodzi dowiadują się, że zostaną rodzicami, po drugie na strychu zostaje odnalezione coś, co nigdy nie powinno ujrzeć światła dziennego. Odgrzebana tajemnica zacznie niszczyć sielankę, marzenia i plany, a inne sekrety, które przy okazji zaczną wychodzić na wierzch, sprawią, że nic już nie będzie takie samo.
„To, co dzieje się w tym domu, ma zostać w tym domu”.
John Marrs ma smykałkę do przedstawiania historii w taki sposób, że już od pierwszego akapitu zapomina się o całym świcie. Z pozoru prostej i banalnej historii o zakupie zrujnowanego domu przez młode małżeństwo zrobił kunsztowną, drobiazgową, przerażającą a momentami wręcz makabryczną historię rodziny dalekiej od przeciętnej, w której próżno szukać normalności i moralności, która nakręcała spiralę zła przechodzącą na kolejne pokolenia. W tym niesamowitym thrillerze wszystko było na właściwym miejscu, emocje dawkowane w sposób, który ani na moment nie osłabiał zainteresowania. Kreacja bohaterów była wyborna. Mia, Finn i jego rodzice to osoby z krwi i kości, bardzo wyraziści, to oni nadawali ton i dramaturgii całej historii.
Liczne i gwałtowne zwroty akcji sprawiały, że co rusz zostawałam z szeroko otwartą ze zdziwienia buzią. Fabuła opowiadana jest z kilku perspektyw, ale opisana tak płynnie, logicznie i zgrabnie, że nie sposób się pomylić, kto jest kim, za to każda z nich dostarcza sporej dawki emocji. Żeby jeszcze bardziej utrudnić czytelnikowi dojście do prawdy, Marrs zastosował dwie linie czasowe. Niby z każdym następnym rozdziałem uchylał rąbka tajemnic, ale sama już nie wiedziałam, kto tak naprawdę jest czarnym charakterem, której postaci można zaufać, a samo zakończenie pozostawiło mnie na dość długo w stanie osłupienia. Uwielbiam takie mroczne, szalone, zakręcone i duszne historie wywołujące dreszcze niepokoju. John Marrs to mistrz zwrotów akcji!
„Tak naprawdę jesteśmy sobą tylko wtedy, gdy myślimy, że nikt nie patrzy”.