Bezruch to złudzenie. Ciało może spać, serce – nigdy. „Bezruch" Macieja Zakliczyńskiego

Data: 2025-11-04 14:55:11 | artykuł sponsorowany | Ten artykuł przeczytasz w 5 min. Autor: Piotr Piekarski
udostępnij Tweet

Adam, pięćdziesięcioletni mężczyzna, żyje u boku młodszego partnera, Kacpra. Łączy ich wspólna codzienność, dzieli – to, czego przez lata nie potrafili sobie powiedzieć. Niedokończone rozmowy, urazy i przemilczana przeszłość osiadły między nimi jak cień, którego nie sposób przegonić.

Pewnego dnia Adam odbiera telefon od Sebastiana – przyjaciela sprzed lat, z którym wiąże go więcej niż tylko dawne relacje. Nie tłumacząc niczego Kacprowi, wyrusza w podróż, która może okazać się zarówno misją ratunkową… jak i spóźnionym pożegnaniem.

Adam wie, że Sebastian zbyt długo dryfował w stronę autodestrukcji. A telefon, który wykonał, mógł być jego ostatnim wołaniem o pomoc.

Bezruch Maciej Zakliczyński - grafika promująca książkę

Bezruch Macieja Zakliczyńskiego to intymna opowieść o emocjonalnym paraliżu, który odbiera głos, zatrzymuje ruch i zamraża uczucia. Historia mężczyzny, który odkrywa, że nie da się kochać, nie biorąc za to odpowiedzialności. I że czasem tylko bliskość może przywrócić puls życiu. Do lektury zaprasza Wydawnictwo Novae Res. Dziś na naszych łamach przeczytać możecie premierowy fragment książki Bezruch:

Wszedłem do garderoby i z wysokiej półki ściągnąłem ciężki czerwony sakwojaż. Kurz zaczął krążyć mi nad głową, rozsiewając specyficzny zapach – mieszaninę aromatu wygarbowanej bydlęcej skóry, nici nasączonych potem kaletnika, rozlanych wewnątrz kosmetyków, tylnych siedzeń samochodów, luków bagażowych, deszczu, pasty do pielęgnacji i brudu. Niczym kameleon, Zelig, awatar, zmiennokształtny kurz najpierw dopasował się do torby podróżniczej, następnie przyjął jej woń, by wreszcie pozornie zawisnąć jak spadochroniarz, który unosi się w powietrzu. Drobinki przez chwilę wirowały swobodnie w nieokreślonym kierunku, bez planu, bez celu, jak śnieg, który niedawno poprószył po raz pierwszy tej jesieni, aż w końcu uległy grawitacji i zajęły punkty obserwacyjne. Kurz dawno temu zafascynował mnie swoją stałą obecnością i wszędobylstwem. Uznałem go za coś nieuniknionego, koniecznego, za niemego świadka wszystkiego, co dzieje się na Ziemi i w życiu każdego człowieka.

Już jako dziecko dostrzegałem wokół siebie przede wszystkim ruch. Byłem jak kot, o zmysłach tkliwie wyczulonych na wszystko, co porusza się wokół niego. Na ulicy moje buciki ważyły tonę i nikt nie miał siły mnie ciągnąć, przesuwać czy podnosić, gdy postanowiłem stanąć, by przyglądać się samochodom i przechodniom. Nie pozwalałem się zabrać z peronu kolejowego, więc po jakimś czasie zacząłem chodzić z babcią na stację niedaleko domu, aby godzinami patrzeć na przyjazdy i odjazdy pociągów osobowych, pośpiesznych i towarowych. Nauczyłem się liczyć wagony. Gdy nadjeżdżał parowóz, zastygałem w ekstazie. Ruch paradoksalnie miał moc powstrzymywania mnie od działania innego niż patrzenie, obserwowanie, kontemplowanie. Obrazy przytłaczały mnie do tego stopnia, że nie mogłem zrobić nawet kroku. Pragnąłem natychmiast wchłonąć wszystko, co porusza się wokół mnie. Dostrzegałem kolorowy świat, który pulsował i zmieniał się w diabelskie koło myśli w mojej głowie. Mdliło mnie i bałem się, że ten ciągły pęd nigdy nie ustanie, a przestraszony nie potrafiłem odpowiedzieć na żadne pytanie, zareagować na komendę, wykonać polecenia.

Odkąd pamiętam, myśli uderzały we mnie dużymi falami, a ja próbowałem je przeskoczyć jak podczas morskich kąpieli. Zwykle prąd wciągał mnie do środka i lądowałem pod powierzchnią pokręconego wątku jak pod taflą skłębionej wody. Motyw rozrastał się, nabierał wysokości, a ja szurałem po dnie w poszukiwaniu równowagi. Gdy pierwszy raz zaczęło brakować mi sensu, nie wpadłem w panikę, wypuściłem z ust ostatnie bąbelki powietrza i czekałem, co stanie się dalej. Poczułem ulgę i siłę. Od tamtej chwili mogłem pływać pod wodą myśli w nieskończoność, bo chociaż topiłem się wiele razy, nigdy nie utonąłem.

I tak od rwących strumieni wątków, przez rzeki planów, zamiarów, zauroczeń, do wodospadów zaskoczeń, refleksji i zamętów w głowie, wszystko ostatecznie wpadało do oceanu mojej pamięci, wypełnionego myślami na każdy temat, głównie puent dotyczących tego, co widziałem i co w związku z tym czułem. Hektolitry spostrzeżeń kłębiły się pod moją czaszką, obmywały obie półkule mózgu i uderzały o ciało modzelowate jak w most zagrożony podczas przypływu, by chwilę później wsiąknąć w pola skroniowe i potyliczne, zatoczki czołowe, wypełnić kręte uliczki ciemieniowych miasteczek i zmusić mieszkańców wszystkich regionów do działania. Nadchodził sztorm na synapsach, a wiry i fale w mojej głowie rozbijały szczątki dowodów na miliony nowych hipotez. Utrwalałem je słowami, rysunkami, malowałem w wyobraźni obrazy, tworzyłem kalejdoskopy skojarzeń. Kolorowe witraże z fragmentów klisz stale się obracały, rozrastały, pączkowały i wsysały mnie w nieskończone otchłanie niepoliczalnych ciągów dalszych, aż następowała ciemność, blackout, przerwa w dostawie, nicość, otchłań, cisza i spokój.

Książkę Bezruch kupicie w popularnych księgarniach internetowych:

Tagi: fragment,

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Książka
Bezruch
Maciej Zakliczyński 0
Okładka książki - Bezruch

Bezruch to złudzenie. Ciało może spać, serce – nigdy. Adam, pięćdziesięcioletni mężczyzna, żyje u boku młodszego partnera, Kacpra. Łączy ich wspólna...

Wydawnictwo
Recenzje miesiąca Pokaż wszystkie recenzje