Gdańsk, 1929 rok. Trzy życiorysy, jedna wspólna historia.
Rita Ziegler - sierota z niemieckiej rodziny - mieszka w domu wujostwa Kostrzewskich w samym sercu polskiej dzielnicy Gdańska. Skromna i dobrze wychowana dziewczyna kocha książki oraz marzy o kursie dziennikarskim. Jej najlepszą przyjaciółką jest kuzynka Aniela, z którą łączy ją siostrzana więź. Pewnego dnia w ich życie wkracza Janek - strażak z powołania, syn polskiego lekarza - który z wzajemnością zakochuje się w Ricie. Kolejne wydarzenia sprawiają, że losy tych trojga na zawsze się ze sobą splatają...

Miasto miłości to powieść, w której tłem dla rozwijającego się uczucia młodych ludzi jest Gdańsk lat 30. Na codzienności mieszkańców tego tętniącego życiem miasta kładzie się cieniem nazistowska ideologia, zwiastująca mrok nadchodzącej wojny.
Pewnego razu w Wolnym Mieście to wzruszająca i pięknie napisana historia wielkiej miłości, opowiedziana w trzech tomach. To opowieść o zwykłych ludziach, których ścieżki życia wytyczyła wojna. Na kartach powieści pojawia się plejada barwnych postaci i Gdańsk lat 1929-1950. Marlena Wittstock z doskonałym wyczuciem godzi tajemnice rodzinnej przeszłości z próbą odnalezienia spokoju w tym, co niepoznane. Do lektury zaprasza Wydawnictwo Szara Godzina. Dziś na naszych łamach przeczytacie premierowy fragment książki Miasto miłości. Pewnego razu w Wolnym Mieście:
Aniela przystawała przy wszystkich sklepach z konfekcją i galanterią damską, które zachęcały i kusiły manekinami odzianymi w najmodniejsze kolekcje tego sezonu. Za każdym razem musiałam używać siły, żeby ją sprzed nich odciągać.
– Kobieto, tobie w głowie tylko chłopcy i ubrania! – Zaśmiałam się, przewracając oczami.
– A tobie tylko książki i te twoje wzniosłe idee! – odparła, choć na ustach błąkał jej się delikatny uśmiech.
– Racja – przyznałam z nagłym błyskiem w oku. – A właśnie! – przypomniałam sobie. – Musimy zajrzeć do księgarni na rogu. W zeszłym tygodniu zamówiłam u nich najnowszą powieść Nałkowskiej!
Aniela cicho westchnęła, patrząc na mnie z mieszaniną rozbawienia i lekkiej rezygnacji. Choć wiedziała, jak bardzo kocham czytać, nigdy nie rozumiała mojej pasji. Dla niej życie towarzyskie i spotkania przy herbacie były o wiele ważniejsze niż samotne godziny z nosem w książkach.
– Ty i twoje książki – mruknęła z udawanym znużeniem.
– Ja i moje marzenia! – powiedziałam z uśmiechem, bardziej do siebie niż do niej.
Po półgodzinie spędzonej na zimowym spacerze, kiedy zimny wiatr zaczął przenikać nasze płaszcze, a ręce stawały się coraz bardziej zdrętwiałe od mrozu, postanowiłyśmy schronić się w naszej ulubionej cukierni, której słynna herbata z miodem i imbirem była niczym balsam dla duszy i ciała. Cukiernia, do której zmierzałyśmy, znajdowała się niedaleko księgarni, z której odebrałam książkę. Gdy weszłyśmy do środka, przywitał nas zapach świeżo upieczonych ciastek i korzennych przypraw. Zamówiłyśmy po filiżance parującej herbaty i usiadłyśmy przy oknie, skąd mogłyśmy obserwować przechodniów przemykających ulicą, jednocześnie oddając się chwili spokoju i relaksu. W cukierni spędziłyśmy ponad godzinę, pozwalając ciepłu przeniknąć nasze zmarznięte ciała. Rozmawiałyśmy, snując plany na nadchodzący wyjazd do Zakopanego. Marzyłyśmy, że uda nam się zobaczyć chociaż część zawodów, które miały przyciągnąć zawodników z całej Europy, a może nawet z najdalszych zakątków świata. Kiedy gorąca herbata przywróciła nam krążenie krwi w zziębniętych dłoniach, postanowiłyśmy wrócić do domu. Zbliżała się pora obiadu, a wuj nie znosił, gdy którykolwiek z domowników spóźniał się do stołu.
Po uregulowaniu rachunku założyłyśmy swoje ciepłe płaszcze, zawiązałyśmy zimowe kapelusze i opatuliłyśmy się grubymi szalami. Otworzyłam drzwi wyjściowe i poczułam na twarzy lodowaty podmuch wiatru. Świat nagle zakręcił mi się przed oczami, a stopa, którą próbowałam postawić na pierwszym stopniu, zdradliwie ześlizgnęła się po oblodzonym chodniku. Zanim zdążyłam choćby pisnąć, poczułam, jak moje ciało wpada w zimny biały puch. Śnieg natychmiast wniknął pod warstwy płaszcza, a lodowaty dreszcz przebiegł mi po kręgosłupie. Próbowałam się podnieść, ale ból w nodze paraliżował każdy mój ruch.
– Auu… – jęknęłam tylko, czując, jak chłód zaczyna ogarniać moje ciało.
Nagle poczułam, że ktoś łapie mnie za ramię. Ciepły dotyk dłoni przyniósł mi ulgę. Zanim zdążyłam się odezwać, usłyszałam pytanie:
– Niczego sobie pani nie zrobiła?
Podniosłam głowę i spojrzałam na mężczyznę, do którego należał miły, lekko chropowaty głos. Zamarłam. Przed sobą zobaczyłam twarz, w której wzrok przyciągały najbardziej zielone oczy, jakie kiedykolwiek widziałam. Ich spojrzenie było przenikliwe, a jednocześnie ciepłe jak letnie słońce. Mężczyzna uśmiechał się w taki sposób, że nie mogłam od niego oderwać wzroku.
– Halo, słyszy mnie pani?
Jego pytanie przywołało mnie do rzeczywistości.
– Tak, oczywiście. Przepraszam, ale to chyba przez ten upadek… – zaczęłam się tłumaczyć.
Mężczyzna wyciągnął do mnie rękę, oferując pomoc, a gdy nasze dłonie się zetknęły, poczułam ciepły impuls, który przeszył całe moje ciało, na moment odbierając mi oddech. Serce przyspieszyło, a ja przez chwilę nie potrafiłam stwierdzić, czy to efekt upadku, czy nieoczekiwanej bliskości tego obcego człowieka. Nasze spojrzenia spotkały się, a wszystko wokół zdawało się zwolnić, jakby świat na moment przystanął.
– Rito, o Boże! Nic ci nie jest?! – zawołała wyraźnie przestraszona Aniela, która podbiegła do nas, bezceremonialnie przerywając ulotną chwilę między mną a nieznajomym. – Próbowałam cię złapać, ale nie zdążyłam…
– Nie, wszystko w porządku – skłamałam, odwracając wzrok od mężczyzny z nieco większym pośpiechem, niż zamierzałam.
Aniela pomogła mi otrzepać się ze śniegu, który przykleił się do mnie podczas upadku. Zdawałam sobie sprawę, że muszę wyglądać tragicznie. Czułam, jak na twarz wypełza mi wielki rumieniec. Miałam jednak nadzieję, że nikt tego nie zauważył. Próbowałam stanąć, ale ostry ból przeszył moją stopę.
– O nie! Tylko nie to! Chyba skręciłam kostkę… – jęknęłam.
– Nie żartuj! Przecież mamy jechać na narty! – krzyknęła Aniela.
– A kiedy panie się tam wybierają? – zapytał mój wybawca.
– Za dwa tygodnie! – odpowiedziałyśmy jednocześnie.
– A to spokojnie, noga powinna się do tego czasu wyleczyć.
– Oby! – jęknęłam tylko.
– Daleko panie mieszkają? Może odprowadzę je do domu? Samej będzie pani ciężko iść.
– Będziemy panu bardzo wdzięczne – przyjęła propozycję Aniela, zanim zdążyłam odmówić. Czy ona zwariowała? – Mieszkamy przy Heeresanger – dodała, wskazując kierunek.
– O, to niedaleko – rzucił tylko i podał mi swoje ramię. Przyjęłam je, nie mając właściwie innego wyjścia. Oparłam się o mężczyznę, który jedną ręką przytrzymywał mnie w pasie. Mimo zimna, które panowało na dworze, czułam, że w środku płonę. Droga do domu, choć zwykle tak krótka, dzisiaj wydawała się ciągnąć bez końca. Stawiałam każdy krok powoli, milcząca i zatopiona w chaotycznym wirze myśli, które mieszały się z narastającym napięciem. Każdy ruch i każdy gest kroczącego obok mnie mężczyzny potęgowały moje spięcie, jakby jego bliskość była zbyt intensywna, by ją zignorować. Nawet przez grube warstwy zimowych ubrań wyraźnie czułam ciepło jego dłoni, co tylko wzmagało moje zakłopotanie i ten dziwny, trudny do opisania niepokój.
W naszym serwisie przeczytacie już kolejny fragment książki Pewnego razu w Wolnym Mieście. Powieść kupicie w popularnych księgarniach internetowych:
Tagi: fragment,
