Co to znaczy być człowiekiem? Czy jesteśmy zwierzętami, czy kimś/czymś więcej? Czym jest świadomość? Czy siedzibą umysłu jest mózg? Czy wolność oznacza wyzwolenie się od zobowiązań? Czy kierując się wolną wolą, możemy pragnąć zła? Czy w świecie zwycięża rozwój, czy śmierć? Te i inne intrygujące nas od wieków pytania stawia Zellker i - co bynajmniej nie jest oczywiste we współczesnej przestrzeni dyskursywnej - proponuje konkretne odpowiedzi, zapraszając nas przy tym do samodzielnego myślenia. Pełnymi garściami czerpie z aktualnej wiedzy naukowej (m.in. antropologicznej, biologicznej, fizycznej), odwołując się również do tradycji filozoficznej i literackiej. Autor dąży do stworzenia syntetycznego obrazu świata i odkrycia ogólnych praw, które nim rządzą.
Książka O człowieku jest kontynuacją rozważań podjętych w poprzedniej publikacji Zellkera, O rzeczywistości - tym razem uwaga zostaje skierowana na to, co swoiście ludzkie. Do lektury zaprasza Wydawnictwo Harmonia. Publikacja uzyskała entuzjastyczną recenzję i pozytywne opinie wydawnicze.

Książka jest niezwykłą intelektualną przygodą, zarówno dla młodego odbiorcy, który buduje swoją wiedzę, stawiając pierwsze kroki na drodze ku lepszemu poznaniu siebie i otaczającego nas świata, jak i osób, które w swoim odczuciu takowe próby podejmowały wielokrotnie. [...] Dzieło to polecam także osobom, które z przyjemnością podejmują wyzwania stawiane naszym umysłom, które są w pełni świadome tego, że prawdziwa nauka nie jest dogmatyczna, że nie ma w niej autorytetów, że jest wolna, że ważne jest to, czy pielęgnujemy umiłowanie myślenia, które wyzwoli w nas kreatywność i nauczy niezależności.
dr hab. Wioletta Nowaczewska
Imponująca wielość zebranych i zręcznie zaprezentowanych w książce informacji z rozmaitych gałęzi współczesnej wiedzy naukowej pozostałaby jedynie zgrabną kompilacją, gdyby nie umożliwiała [...] zrozumienia siebie jako człowieka. [...] Autor odżegnuje się od redukcjonistycznej wizji antropologicznej, sprowadzającej człowieka jedynie do poziomu biologicznego lub tłumaczącej ludzkie zachowania przez odwołanie się do sfery procesów fizycznych i chemicznych. Jednocześnie ustalenia naukowe są dla niego ważne, wręcz niezbędne, aby można było mówić o człowieku w sposób uzasadniony i prawdziwy.
prof. dr hab. Adam Świeżyński
[...] jest to bardzo ważny tekst na tle przesadnie akademickiej, skostniałej filozofii, która nie ukazuje piękna i niezwykłości człowieka. [...] Dzieło Józefa Częścika [Zellkera] wpisuje się w narastający nurt paradygmatycznych przemian, zwiastujących - jak się wydaje - powstanie nowego, bardziej integralnego modelu badań naukowych pozwalających nam przybliżyć się do zrozumienia tajemnicy rzeczywistości, w szczególności nas samych.
dr hab. Jan Wadowski, prof. PWr
– Jeśli chcemy przetrwać jako gatunek, musimy zdobyć się na wysiłek i zatroszczyć o naszą wspólną przyszłość. Bez wszechstronnego rozwoju człowieka, a zwłaszcza moralnego i duchowego, nie mamy żadnej szansy na przetrwanie – mówi w opublikowanym na naszych łamach wywiadzie Józef Częścik (podpisujący się pseudonimem Zellker), autor publikacji.
W ubiegłym tygodniu w serwisie Granice.pl zaprezentowaliśmy premierowy fragment książki O człowieku. Dziś czas na kolejną odsłonę tej historii:
VI etap: jako homininy
– I w ten sposób z człowiekowatych narodził się człowiek?
– Nie od razu. Nasi przodkowie nadal stanowili wraz z antenatami szympansów i goryli jeden klad (wspólną gałąź), od którego wkrótce, czyli po kilku milionach lat, jako pierwsze odłączyły się goryle. Był to okres kształtowania się bezpośrednich przodków szympansich oraz ludzkich. Homininy – przodkowie ludzi – zachowały dotychczasowe zdobycze człekokształtnych, między innymi umiejętność poruszania się po ziemi (i nadal po drzewach, przynajmniej niektóre z nich) oraz kciuk przeciwstawny pozostałym palcom. U samic pojawiła się menstruacja, zamiast okresu godowego o stałej porze lub stałych porach roku. Po ośmiu, dziewięciu miesiącach ciąży rodziło się jedno, rzadziej dwa małe, uzależnione od matki nawet przez kilkanaście miesięcy. Wszystkożerność wykształciła uzębienie upodobniające się coraz bardziej do naszego. Aż wreszcie między 6,5 a 7,5 milionami lat temu szympansy oddzieliły się od linii filogenetycznej prowadzącej do naszego gatunku[i].
– Nareszcie ludzie!
– Nie do końca to takie pewne. Czasami trudno rozstrzygnąć, czy to już ludzie, czy nadal małpy. Ardipitek (Ardipithecus kadabba, potem Ardipithecus ramidus) żyjący od 5,77 do 4,4 milionów lat temu w Afryce to już człowiek czy nadal małpa?
– Na pewno praczłowiek – podsunął kompromisowe rozwiązanie uczeń.
– Ba, nawet i tego nie wiadomo. Nie wiemy, czy był on rzeczywiście naszym przodkiem, jak go nazwałeś, praczłowiekiem.
– A co o nim wiadomo?
– Ten późniejszy (A. ramidus) poruszał się na czterech kończynach, gdy chodził po gałęziach drzew (tam też spał), lub na dwóch, najczęściej kiedy poruszał się po ziemi, lecz nie należał do dobrych biegaczy. Był wszystkożercą, aczkolwiek preferował owoce. No i był mniej agresywny niż na przykład współczesny nam szympans zwyczajny.
– Zastanawiam się, skąd naukowcy to wszystko wiedzą.
– Wnioskują głównie na podstawie znalezionych kości. Kły, dajmy na to, świadczą o stopniu drapieżności, a układ palców u rąk i nóg oraz kształt kręgosłupa – o poruszaniu się w określonej pozycji i o środowisku.
– No tak, odbicia – przypomniał sobie Justas – o których mi tyle razy mówiłeś. Krótsze kły są odbiciem malejącej agresji, a dłuższe palce to odbicie małpich harców między gałęziami.
– Jak widzisz – podsumował Emanuel – cały widzialny świat stanowi odbicie czegoś. Obyśmy tylko trafnie odczytywali, co jest odbijane.
– Podejrzewam, że ardipitek, o którym dotychczas nie słyszałem, żył przed australopitekiem, o którym wiem coś tam, coś tam.
– A co o nim wiesz?
– Że był blisko spokrewniony z ludźmi, chodził w pozycji pionowej… Co tam jeszcze… Aha, najważniejsze – jeden z gatunków australopiteka uważa się za przodka ludzi.
– To wiesz całkiem sporo. Australopiteki żyły w południowej i wschodniej Afryce od 4,2 do 1 miliona lat temu, gdybyśmy chcieli zaliczyć do nich parantropy (tzw. masywne australopiteki) z bocznej gałęzi homininów[ii]. To prawda, że chodziły na dwóch nogach w pozycji pionowej (odbicia ich stóp znaleziono w Tanzanii), lecz ich poruszanie się nie przypominało jeszcze chodu ludzkiego. Nadal spędzały sporo czasu na drzewie, co pozostaje w sprzeczności z naszym dawnym wyobrażeniem, jakoby uganiały się za zwierzyną po sawannie. Dorosłe osobniki liczyły mniej więcej 120–140 centymetrów wzrostu i ważyły około 30 kilogramów (samice) do 40 kilogramów (samce), podobnie jak dzisiejsze szympansy bonobo. Australopitek prawdopodobnie znał już proste narzędzia (protonarzędzia?) z kamienia. Jego mózg stanowił 35% wielkości mózgu współczesnego człowieka.
– To niewiele.
– Całkiem niemało, zważywszy, że mózg jego poprzednika, ardipiteka, stanowił jedynie 20% naszego.
VII etap: wśród krewniaków Homo
– Kilkaset tysięcy lat przed wymarciem australopiteków – snuł swoją opowieść Emanuel – pojawił się pierwszy domniemany gatunek ludzi, Homo habilis, który zapewne wyewoluował z jednej z australopitekowych gałęzi przed 2,3 milionami lat[iii]. Został nazwany habilis (‘zręczny’, ‘zdolny’, ‘przedsiębiorczy’), ponieważ wyrabiał nieskomplikowane narzędzia z kamienia, mógł także posługiwać się kości. Narzędzia służyły mu do wyszukiwania pokarmu w ziemi, do zabijania mniejszych zwierząt (np. żółwi) oraz do obróbki mięsa, w tym padliny.
– Brr, nasz przodek jadł padlinę?
– Mógł podpatrzyć ten zwyczaj u innych padlinożerców. Prawdopodobnie jadł tylko świeżą padlinę, ponieważ jego przewód pokarmowy nie był przystosowany do trawienia nadpsutej. Jadał również, jak dawniej, owoce, korzenie, bulwy i oczywiście własnoręcznie upolowane drobne zwierzęta. Uważa się, że spożywanie mięsa oraz bardziej urozmaicona niż dotychczas dieta przyspieszyły ewolucję mózgu, która dotąd mogła być hamowana przez niedostatek wolnej („nadprogramowej”) energii. A jak wiesz, mózg to nadzwyczaj energochłonny organ. Energia uzyskana z mięsa pozwalała pierwotnemu człowiekowi pokonywać dłuższe odległości, co spowodowało wykształcenie się dłuższych nóg i sprawniejsze poruszanie się w terenie, a przy okazji rozwój zdolności poznawczych.
– Cóż, podróże kształcą.
– Homo habilis nie mógł być jednak typem podróżnika, skoro nadal prowadził też nadrzewny tryb życia. Dopiero udomowienie ognia, jak to się ładnie nazywa – używanie i przechowywanie tego żywiołu, pozwoliło ludziom na definitywne uniezależnienie się od względnego bezpieczeństwa wśród gałęzi drzew. Teraz Homo mógł nocować na ziemi, w szałasach bądź w jaskiniach, gdzie nad jego spokojnym snem czuwały odstraszające drapieżników płomienie i żar ogniska. Lecz to już nowy rozdział w pradziejach człowieka pod tytułem Homo erectus (‘człowiek wyprostowany’).
– E, jakiś sztywniak? Tamten przynajmniej był zręczny.
– Mimo zręczności (nie wiadomo, czy nie bardziej mu przypisywanej niż realnej) miał on sporo małpich cech, stąd niektórzy się zastanawiają, czy był wysoko rozwiniętym australopitekiem, czy rzeczywiście pierwszym człowiekiem. Co do Homo erectus nikt nie ma wątpliwości, że był naszym ludzkim przodkiem. Smażonego mięsa znalezionego w pogorzelisku po pożarze lasu lub sawanny mógł już smakować habilis, lecz ten nie potrafił przechowywać żaru i z nim wędrować, co czynił dopiero jego następca. Homo erectus był pierwszym panem ognia – zrazu przechowywanego po pożarach, później zaś przez siebie wzniecanego. Ogień odegrał przeogromną rolę w rozwoju człowieka, ale więcej na ten temat powiemy przy okazji omawiania rewolucji w życiu naszego gatunku i jego bliższych przodków.
– Kiedy żył Homo erectus?
– Od dwóch milionów do pół miliona lat temu, a w niektórych regionach (np. na Jawie) prawdopodobnie jeszcze dłużej. Gdy zaliczymy gatunek lub podgatunek Homo ergaster (‘człowieka pracującego’) do Homo erectus sensu lato jego epoka trwała około półtora miliona lat. W każdym razie najdłużej ze wszystkich gatunków ludzkich. Wyglądem (całkowity lub znaczny zanik owłosienia, bardziej płaska i wysunięta twarzoczaszka z wydatnymi wałami nadoczodołowymi i pokaźnym nosem), poruszaniem się (chód dwunożny, bieganie) i posturą (150–180 centymetrów wysokości, 40–70 kilogramów wagi) przypominał już w znacznej mierze współczesnego człowieka. Dzięki udomowieniu ognia, używaniu odzieży ze skór[iv] oraz wytwarzanym narzędziom mógł się oderwać od dotychczasowego nadrzewnego środowiska i ruszyć w świat w poszukiwaniu grubszej zwierzyny, obfitszych w żywność terenów, a zapewne był też napędzany ciekawością.
– Wygląda na to, że ciekawość świata, skoro już raz pojawiła się w głowie, nigdy jej nie opuszczała.
– Zazwyczaj nie wyzbywamy się tego, co nam służy – skomentował wtrącenie Justasa nauczyciel. – Tak oto Homo erectus rozprzestrzenił się również po terenach dotychczas mu nieznanych: po całej Eurazji, od Półwyspu Iberyjskiego aż po Jawę. Nie musiał już sięgać po padlinę, mógł bowiem dzięki narzędziom oraz inteligencji przewyższającej inteligencję wszystkich pozostałych gatunków polować na zwierzynę łowną, nawet dużą (rogaciznę, hipopotamy, krokodyle, słoniowate). Choć nie mamy na to dowodów, być może do polowania używał już oszczepów i narzędzi z kamieni[v]. Upolowanie dużego zwierza wymagało współpracy kilku osobników.
– Kiedy jednak los do myśliwych się uśmiechnął, mieli mięsa pod dostatkiem.
– Rzeczywiście, wtedy jedzenia było tak dużo, że starczało dla nich i ich rodzin oraz dla pozostałych, którzy nie nadawali się do polowania ze względu na wiek, chorobę bądź kalectwo. Wspólne posiłki, podczas których dzielono się jedzeniem, wzmacniały więzi społeczne. Dawniej praszczurowie Homo erectus spali na drzewach od zmierzchu do świtu, podobnie jak nadal robią to małpy. Teraz natomiast, dzięki umiejętności podtrzymywania ognia, doba została podzielona na dwie pory: zdecydowanie dłuższą porę czuwania (do 16 godzin) i porę snu (około 8 godzin). Przybyło więc wolnego czasu, który można było wykorzystać na różne sposoby: na łowy, szukanie owoców i bulw roślinnych, suszenie mięsa, wytwarzanie coraz to bardziej zróżnicowanych narzędzi (siekier, skrobaków, noży, tasaków), a także na życie rodzinne i towarzyskie, które już wtedy mogło stworzyć dobre warunki do rozwoju mowy. Posuwając się coraz dalej na północ, gdzie klimat był chłodniejszy, Homo chętnie zamieszkiwał na dłużej jaskinie, co sprzyjało półosiadłemu trybowi życia. W jaskiniach zostawiał później dowody swej „artystycznej” działalności: próby rzeźbienia w kamieniu i malowania.
– Czym malował?
– Głównie ochrą, czyli iłem bogatym w związki żelaza. Ochra w naturze występuje zazwyczaj w żółtym kolorze, ale podgrzana w wysokiej temperaturze, zmienia swoją barwę na pomarańczową, czerwoną lub brązową. Jeśli nawet nie sam Homo erectus czy Homo ergaster, to jego następcy znali je wszystkie, co świadczy o wykorzystywaniu ognia do celów nie tylko kulinarnych, obronnych czy do ogrzewania.
– Tych różnych gatunków Homo, o ile dobrze pamiętam, było całkiem niemało. Neandertalczyk, denisowianin, jakiś gość z Gruzji…
– Rzeczywiście było ich sporo. Homo rudolfensis (niewykluczone, że tożsamy z Homo habilis), Homo ergaster (ten też mógł być tożsamy z innym Homo, erektusem), Homo antecessor, Homo heidelbergensis, Homo floresiensis, wspomniani przez ciebie, jak Homo georgicus (to ten „gość z Gruzji”), i inni. Część z nich żyła dwa miliony, półtora miliona lat temu (rudolfensis, gautengensis), część znacznie później, kilkaset tysięcy lat temu (antecessor, heidelbergensis, wcześni neanderthalensis, floresiensis), lub całkiem „niedawno” – kilkadziesiąt tysięcy lat temu (neanderthalensis, floresiensis). Mało to prawdopodobne, aby każdy z nich reprezentował osobny gatunek, ale możliwe, że należeli do różnych podgatunków, które stykając się ze sobą, czasami się krzyżowały i wydawały wspólne potomstwo. Taka hybrydyzacja genetyczna między różnymi Homo była zapewne regułą, nie zaś wyjątkiem. Jak się zakłada, kontakty seksualne blisko spokrewnionych ze sobą gatunków, podgatunków lub ras zwiększają różnorodność biologiczną, prowadząc niekiedy do powstania nowego gatunku.
– Czytałem gdzieś, chyba w „Świecie Nauki”, że kilka procent naszych genów pochodzi od neandertalczyków.
– To zależy od regionu. W Afryce Subsaharyjskiej, której nie zasiedlali neandertalczycy, ten procent jest znikomy, w Europie natomiast dość wysoki. Nie chciałbym zamęczać cię dokładną antropogenezą (nawiasem mówiąc, dokładność jest tutaj słowem na wyrost), lecz zanim przejdziemy do człowieka współczesnego, poświęćmy jeszcze kilka słów dwóm gatunkom: Homo heidelbergensis oraz neandertalczykowi. Pierwszy z nich mógł być potomkiem Homo erectus / Homo ergaster, a jednocześnie wspólnym protoplastą neandertalczyka (domniemana linia Homo heidelbergensis → Homo neanderthalensis) oraz człowieka współczesnego (linia Homo rhodesiensis → Homo sapiens idaltu → Homo sapiens sapiens).
– Sapiens sapiens? Dlaczego dwa razy?
– Zdaniem niektórych paleoantropologów gatunek Homo sapiens mogło tworzyć kilka podgatunków, między innymi Homo sapiens idaltu, Homo sapiens neanderthalensis i nasz, czyli Homo sapiens sapiens. Jeśli tak rzeczywiście było, słuszne wydaje się rozróżnianie gatunku Homo sapiens od podgatunku Homo sapiens sapiens.
– No dobrze, a co z neandertalczykiem?
– Jego początki, kiedy to prawdopodobnie oddzielił się od Homo heidelbergensis, sięgają 400 tysięcy lat wstecz, jednakże za czas jego współistnienia z naszym gatunkiem przyjmuje się okres od 260 tysięcy do 25 tysięcy lat temu.
– Współistniał z nami, więc pewno się i krzyżował.
– Zdarzało mu się krzyżować, dlatego część naukowców nie uznaje go za osobny gatunek, lecz za podgatunek Homo sapiens neanderthalensis.
– A ty jak uważasz?
– Nie jestem biologiem, mogę zatem powtarzać tylko to, co jedni i drudzy twierdzą, bez rozstrzygania, kto ma rację. Moją rolą jest interpretacja przypuszczeń i faktów, nie zaś ich odkrywanie, od tego są bowiem naukowcy.
– Rozumiem. Ty jesteś filozofem, który ogarnia to wszystko.
– Który stara się usystematyzować posiadaną wiedzę – sprostował Emanuel. – Wcześni neandertalczycy pojawili się w południowo-zachodniej Europie, z czasem jednak rozprzestrzenili się po całym kontynencie (z wyjątkiem Skandynawii), Bliskim Wschodzie oraz części Azji. Ich geny spotyka się w całej Azji oraz wśród rdzennej ludności amerykańskiej i australijskiej, ale to świadczy o wcześniejszej hybrydyzacji, nie zaś o dotarciu neandertalczyków na tamte kontynenty. Fizycznie przypominali dzisiejszych Inuitów: krępa budowa ciała, rozbudowana klatka piersiowa, krótsze kończyny, szeroka miednica, gruba tkanka tłuszczowa. Twarz z czołem cofniętym, wałami nadoczodołowymi, dużą szczęką. Mózg większy od naszego, zamknięty w wydłużonej czaszce.
– Skoro mieli większe mózgi, czy to znaczy, że byli inteligentniejsi od nas?
– Niekoniecznie. O wyższej inteligencji nie świadczy wielkość mózgu, ale liczba neuronów i ich połączeń oraz inne czynniki. Inteligentne ptaki, jak pamiętasz, mają małe mózgi, lecz wypełnione gęsto rozmieszczonymi, mniejszymi niż u ssaków neuronami.
– Mężczyźni podobno mają większe mózgi od kobiecych.
– A słonie jeszcze większe, więc może powinniśmy wybierać na swoje życiowe partnerki słonice zamiast kobiet?
– Ja tylko tak… Nie miałem złych intencji.
– Mózg neandertalczyka miał większe płaty potyliczne – nauczyciel wrócił do tematu, wyrzucając sobie w duchu, że zbyt ostro zareagował – ale mniejsze płaty ciemieniowe i móżdżek. Na pewno ten Homo miał dobrą pamięć proceduralną, to znaczy nabytą przez wielokrotne powtarzanie czynności, zautomatyzowaną, bezwiedną.
– Uczył się od swoich współplemieńców?
– Wszystko na to wskazuje. Wytwarzał narzędzia z kamienia, kości i drewna[vi], niestety owe narzędzia – przynajmniej te kamienne, zachowane do dzisiaj – nie zmieniały się przez setki tysięcy lat, co może świadczyć o jego ograniczonych zdolnościach twórczego myślenia.
– Jednym słowem, był dobrym odtwórcą, ale nie twórcą.
– Niewykluczone. Oprócz narzędzi produkował smołę z kory brzozowej, wykorzystywaną do klejenia, garbowania skór, celów dezynfekcyjnych i leczniczych.
– Leczył się?
– Prawdopodobnie tak. Do leczenia wykorzystywał rośliny, takie jak rumianek, krwawnik, winorośl, żołędzie dębu i prawdopodobnie topolę zawierającą kwas salicylowy. Posiadał umiejętność wykonywania prostych skórzanych butów oraz ubrań, jeśli nawet nie z rękawami i nogawicami, to przynajmniej w kształcie poncza bądź koca do otulania. Zimą, kiedy temperatury na zewnątrz spadały do –30°C, nawet jego spora tkanka tłuszczowa tudzież jaskinia, gdzie pomieszkiwał o tej porze roku, nie ochroniłyby go, gdyby nie ubrania i ogień, który potrafił już sam krzesać.
– Czyżby palił ogniska w jaskini?
– Raczej w szałasie albo na skraju jaskini. Zdarzały się czasami przypadki ognisk i w jaskini, gdy był wywiew powietrza. Oprócz praktycznych umiejętności, jak budowa szałasów lub prostych łodzi z trzciny, neandertalczyk zdradzał także zamiłowania artystyczne: wykonywał naszyjniki z muszli, kamyków, szponów i piór, czasami malując je ochrą. Co ciekawe, niektórzy zbierali skamieliny i skały (piryt, kalcyt, kryształy kwarcu) bez funkcjonalnego zastosowania.
– Może jednak do czegoś im służyły.
– Jeśli nawet, to nie do celów praktycznych, nie zauważono bowiem żadnych śladów ich używania ani obróbki. Neandertalczycy używali ochry nie tylko do malowania, jak to czynił Homo erectus, lecz także do garbowania skór, konserwowania żywności, do celów kosmetycznych, medycznych i pogrzebowych.
– Grzebali zmarłych?
– Grzebali, przynajmniej tych, którzy coś znaczyli we wspólnocie, oraz ich dzieci. Po pochówkach można sądzić, że wierzyli w „życie pozagrobowe”.
– Żyli we wspólnotach?
– W grupach od 10 do 30 osób. Mimo że kobiety po osiągnięciu wieku dojrzałości dołączały najczęściej do innych grup, to i tak dochodziło niekiedy do chowu wsobnego. Grupy utrzymywały ze sobą luźny kontakt, tworząc plemiona do kilkuset osobników. Nie było to jednak takie proste ze względu na małą populację neandertalczyków.
– Potrafili mówić?
– Zapewne, o czym świadczy znaleziona w jednej z jaskiń kość gnykowa, a także badanie FOXP2, genu współodpowiedzialnego za używanie mowy (stąd jest zwany genem mowy).
– Musieli już mówić, bo jak by się dogadywali z sapiensami?
– Kontakty, które nawiązywali z sapiensami – uśmiechnął się stary profesor – mogły odbywać się bez słów.
– No co ty? Tak od razu? Bez wyznań miłosnych?
– Może wystarczyła grudka błyszczącego pirytu w prezencie?
– Chcesz powiedzieć, że nasze prapraprapra-i-tak-dalej-babki[vii] tak łatwo dawały się przekupić?
– Z pewnością tylko nieliczne niewiasty, w przeciwnym razie mielibyśmy w sobie więcej niż te kilka procent domieszki krwi neandertalskiej.
– Jak sądzisz, Emanuelu, dlaczego od razu z australopiteków nie wykształcił się Homo sapiens, choćby nadal ewoluujący aż do współczesnej formy, lecz po drodze zdarzyły się inne przypadki?
– Ależ właśnie te wszystkie „przypadki po drodze” (Homo habilis, Homo erectus itd.) de facto były szeroko rozumianym Homo sapiens, czyli ewoluującym człowiekiem coraz bardziej rozumnym!
– Nie zaprzeczysz, że niektóre linie rozwojowe człowieka zakończyły się niepowodzeniem.
– „Niepowodzenie” to chyba niewłaściwe słowo. Były one raczej odrzuconymi wariantami, ponieważ nie były dostatecznie sapiens (rozumne). Z reguły zwyciężają plus sapiens, formy bardziej inteligentne.
– Inteligencja odgrywa tak wielką rolę?
– Tak, zarówno w przetrwaniu gatunku, jak i w życiu poszczególnych osobników. „Bez inteligencji nie ma życia”[viii] – jak powiada Stefano Mancuso, jeden z najwybitniejszych znawców świata roślin. To ona ostatecznie wygrywa, nie zaś nie wiadomo co znaczący przypadek ani żaden gen samolubny. Już wkrótce bliżej zajmiemy się inteligencją, a teraz wróćmy do naszego tematu.
VIII etap: człowiek współczesny
– No dobrze, niech tak będzie. Po neandertalczykach przychodzi czas na sapiensów.
– Jak wiesz, neandertalczycy i Homo sapiens dość długo żyli obok siebie – przypomniał Emanuel. – Znacznie wcześniej niż 300 tysięcy lat temu w Afryce z Homo erectus lub, co bardziej prawdopodobne, z Homo rhodesiensis wyewoluował Homo sapiens. Ponad 200 tysięcy lat temu dotarł na Bliski Wschód, co potwierdzają znaleziska z jaskini Misliya w Izraelu[ix], kilkadziesiąt tysięcy lat później przez Azję do Australii, a przed 40 tysiącami – do Europy, gdzie aż dziw, iż przetrwał, jako że liczył on wówczas zaledwie kilka tysięcy osobników.
– Nie spieszyło mu się na nasz kontynent.
– Tak to już jest: im dalej w przeszłość, tym zegar wolniej chodził; człowiek również. Wyprostowany jak my, ówczesny Homo sapiens niósł wszędzie ze sobą erektusowe dziedzictwo (rozniecanie ognia, metody polowania, narzędzia). Przed trzema milionami lat zaczęła się w Afryce epoka paleolitu dolnego, czyli najstarsza epoka używania kamienia łupanego jako narzędzia, ale era gwałtownego rozwoju narzędzi (z kamienia, drewna i kości) oraz innych artefaktów (m.in. przedmiotów artystycznych) – dotychczas wszędzie takich samych, teraz już zróżnicowanych – nastąpiła dopiero przed 50–40 tysiącami lat, pod koniec paleolitu środkowego i na początku górnego.
[i] Maria V. Suntsova, Anton A. Buzdin, Differences between human and chimpanzee genomes and their implications in gene expression, protein functions and biochemical properties of the two species. “BMC Genomics” Vol. 21 (Suppl. 7), 535 (2020): https://bmcgenomics.biomedcentral.com/articles/10.1186/s12864-020-06962-8.
[ii] Jeden z gatunków australopiteków występował w środkowej Afryce (Australopithecus bahrelghazali) 3,5 miliona lat temu. (Tę uwagę, podobnie jak następną i kilka innych, zawdzięczam prof. Wioletcie Nowaczewskiej).
[iii] Mimo że najstarsze szczątki uznane za należące do przedstawiciela rodzaju Homo datowane są na 2,8 miliona, nie zostały przyporządkowane do konkretnego gatunku ze względu na ich fragmentaryczność.
[iv] Z wiadomych względów (kruchość materiału) nie mamy oczywiście dowodów wskazujących na używanie odzieży, możemy jedynie przypuszczać, że Homo erectus nosił skóry zwierząt.
[v] Pierwsze zachowane oszczepy są datowane na ponad 300 tysięcy lat.
[vi] Najstarsze znane przykłady narzędzi z kamienia pochodzą sprzed 3,3 milionów lat, z kości – sprzed 1,5 miliona lat, natomiast z drewna (deseczka z Bnot Ya’akov) – sprzed ponad 780 tysięcy lat. Należy jednak przypuszczać, że materiały takie jak kość (łącznie z porożem), drewno i włókna roślinne były używane dużo wcześniej.
[vii] Niniejsze określenie Justas zaczerpnął prawdopodobnie z książki Leonarda Mlodinowa Krótka historia rozumu. Od pierwszej myśli człowieka do rozumienia Wszechświata, przeł. S. Szymański, Warszawa 2016, s. 23.
[viii] Stefano Mancuso, Alessandra Viola, Błyskotliwa zieleń. Wrażliwość i inteligencja roślin, przeł. A. Wziątek, Wrocław 2017, s. 116. Ciekawe jest uzasadnienie autorów, dlaczego bez inteligencji nie ma życia: „Inteligencja nierozerwalnie łączy się z życiem. Musi nią dysponować nawet najniższy organizm jednokomórkowy, ponieważ w swojej walce o byt on też nieustannie napotyka problemy, które musi rozwiązać – i które tak naprawdę niewiele się różnią od naszych” – tamże.
[ix] Israel Hershkovitz i inni, The earliest modern humans outside Africa. »Science« 2018, vol. 359, Issue 6374, s. 456-459.
Książkę O człowieku kupicie w popularnych księgarniach internetowych:
Tagi: fragment,
