Łódź, lata dwudzieste ubiegłego wieku. Mezalians i tajemnica, która powraca sprzed lat.
Chaja Madejska spotyka tajemniczego mężczyznę, nie zdając sobie sprawy z tego, że jest on bogatym fabrykantem. Odkrywa prawdę dopiero po kilku tygodniach, kiedy prosi go o pomoc w kłopotach. Nie chce, by jej dziecko spotkał taki los, jaki był jej udziałem – w dzieciństwie zaznała biedy, wychowywana tylko przez matkę, której rodzina nie zaakceptowała związku z gojem. To przypadkowe spotkanie zadecyduje o losach ubogiej dziewczyny. Po wojnie jej syn, Maksymilian, zostaje nauczycielem w odległym Wiktorowie, gdzie przypadkowo odkrywa tragiczną historię kobiety, która budzi w nim wspomnienia o przeszłości własnej rodziny.

Do przeczytania powieści Aldony Żółtowskiej Halszka. Na brzegu rzeki zaprasza Axis Mundi. W ubiegłym tygodniu na naszych łamach zaprezentowaliśmy premierowy fragment książki Halszka. Na brzegu rzeki. Dziś czas na kolejną odsłonę tej historii:
W ciągu całego następnego dnia Halszka kręciła się po okolicy. Kupiła bułki w piekarni, bo niemiłosiernie burczało jej w brzuchu. Ale grosza miała bardzo mało i nawet taki wydatek jak bułki sprawił, że jej skromny budżet stopniał. Zaczęła do niej docierać beznadzieja całej sytuacji. Rodzeństwo Idy już nie żyło, poza ciotką Jadzią. Ich potomkowie rozsypali się po kraju. Ojciec Halszki przybył do Turewa z daleka, jego rodziny więc nie znała. Jeśli nawet w Wiktorowie, Rosłowicach czy innej wsi ostał się jakiś krewny Idy czy Hieronima, to był to już dalszy krewny, z którym kontaktu Krugerowie od dawna nie trzymali. Ot, życie.
Halszka siedziała na ławce i nie wiedziała, co ze sobą począć. Obawiała się też, że na rynku może przypadkiem spotkać Tobiasza lub Krystynę. Mieszkali przecież dosyć blisko. Potem Halszka miała już zawsze unikać bywania na rynku w godzinach porannych i południowych, a na cmentarz zachodziła wczesnym rankiem albo po zmroku. Wszystko po to, żeby nie spotkać kuzynów. Wiedziała, że nie będą jej szukać, a jej odejście z chałupy jest im jak najbardziej na rękę. Mimo to póki tu żyła, na każdym kroku pilnowała się, żeby przypadkiem na nich nie wpaść.
– To oni powinni się wstydzić – powtarzałam jej. Ale to o co innego chodziło, nie o wstyd, nie o zakłopotanie, tylko o żal, który czuła w środku. Ta rana w niej wciąż krwawiła i nie wiadomo, czy kiedykolwiek się zagoiła. Siedząc tak przez cały dzień, przypomniała sobie, co kiedyś mówiła o niej i o Krystynie ich babka Ida. „Jesteście nierozłączne, tak jak ja i Werchlewska z Ignatek”. Tak właśnie mówiła. W ten sposób Halszka przypomniała sobie o mnie.
Podniosła się wreszcie z ławki, wzięła tobołek w ręce i pomaszerowała z Wiktorowa do Ignatek. Jak ją zobaczyłam, to się prawie przeżegnałam. Skąd ci ona tutaj, jako kto? Co się stało? Póki żyła Ida i miała trochę siły, widywałyśmy się. Częściej to jednak ona zachodziła do mnie. Tak byłyśmy przyzwyczajone. Zachodziła, opowiadała o córkach, o wnukach, o tym, co się działo we wsi. Bo my tu w Ignatkach żyliśmy i żyjemy trochę na uboczu. Jak to mieszkańcy sąsiednich wiosek. Serce wszystkiego znajduje się w Wiktorowie i Rosłowicach. To te dwie wsie splecione są ze sobą na wieki wieków. Kiedy Ida umarła, nic już nie wiedziałam o losach jej familii i prawdę mówiąc, nie interesowałam się tym za bardzo. Mnie też zaczęła dopadać wczesna starość, która z roku na rok tylko postępowała. Mój jedyny syn zaproponował mi, że weźmie mnie do swojej chałupy, a z tą moją to coś się postanowi, może nawet sprzeda. Odpowiedziałam mu, że jak umrę, to wszystko będzie i tak jego. A póki żyję i umiem przy sobie wszystko zrobić, zostanę na swoim i nie będę synowej wchodzić między garnki, a wnukom zrzędzić. Tu w Ignatkach przyszłam na świat i tu umrę – postanowiłam.
Książkę Halszka. Na brzegu rzeki kupicie w popularnych księgarniach internetowych:
Tagi: fragment,
