Max Grast to inteligentny, wrażliwy i wewnętrznie rozdarty mężczyzna, obdarzony nieprzeciętnym talentem do pakowania się w kłopoty. Od młodości nosi w sobie wyidealizowany wizerunek kobiety-ikony. Agatha była dla niego czymś więcej niż miłością – stała się obsesją, nieusuwalnym wzorcem, który odcisnął piętno na całym jego życiu… i nie przestaje w nim rezonować.
Na co dzień Max pracuje w prestiżowym banku, ale jego świat wywraca się do góry nogami, gdy ekscentryczny miliarder Kurt Walenstein, planujący własną eutanazję, powierza mu misję odnalezienia w Polsce tajemniczej skrzyni. Mężczyzna podejmuje się zadania, a za towarzyszy wybiera dwóch przyjaciół, którzy – podobnie jak on – dobrze znają Agatha Syndrome.
Z pozoru proste zadanie szybko zamienia się więc w podróż przez labirynt pamięci, złudzeń i uczuć, których nie sposób uciszyć. Bo kiedy raz w sercu zagości obraz kobiety, która wydaje się ideałem, całe życie zaczyna krążyć wokół jej cienia…

Do lektury Agatha Syndrome – nowej książki Hectora Kunga – zaprasza Wydawnictwo Novae Res. Dziś na naszych łamach przeczytacie premierowy fragment książki Agatha Syndrome:
„Bo miłość jest jak drzewo:
sama z siebie rośnie,
głęboko zapuszcza korzenie
w całą istotę człowieka i nieraz,
na ruinie serca, dalej się zieleni”.
Wiktor Hugo
AGATHA SYNDROME
Nie tak dawno temu i nawet całkiem blisko, w przeciętnym domu bez basenu, kortu tenisowego, a nawet pozbawionym garażu, przyszła na świat Agatha.
Córka krawca damskiego i matki o wielkim sercu, ale słabym wzroku. I chyba właśnie ta niedoczynność organu widzenia nie pozwoliła jej dostrzec rozwijających się mankamentów osobowościowych u niebieskookiego stworzenia, któremu czas nadawał powierzchowność anioła.
Z tym wyjątkowym istnieniem los zetknął mnie w wieku zaledwie piętnastu lat. To znaczy, ja miałem piętnaście, anioł cały rok mniej. Czy można się w tak młodym wieku zatracić w jednej jedynej dziewczynie do bólu i jeszcze bardziej? Chyba można, skoro mi się tak przydarzyło. Zresztą nie tylko mnie, poznałem bowiem jeszcze innych nieprzemakalnych twardzieli, którzy ulegli podobnym wypadkom… z różnym skutkiem. Można śmiało powiedzieć, że konsekwencje spotkania z Agathą we wczesnej młodości miały swoje poważne następstwa – i to wielokrotnie. Ale zacznę może od genezy.
Zanim doświadczyłem wspomnianej burzy dotąd nieznanych mi emocji, przeczytałem w księdze ksiąg, że miłość jest cierpliwa, życzliwa, że nie zazdrości, nie przechwala się, nie unosi pychą i nie robi jeszcze kilku innych niegodnych rzeczy. Jeśli tak jest w istocie, to musiałem doświadczyć czegoś, co to uczucie przypominało, ale nim nie było albo je tylko udawało. Ta maskarada przybrała tak autentyczną formę i treść, że przez blisko trzydzieści lat nie potrafiłem odróżnić oryginału od falsyfikatu. To szmat czasu i jego większość pozostanie straconym potencjałem skupiającym się na czymś, co było jedynie grą wyobraźni, fatamorganą rodem nie z piaskowej pustyni, ale tej z moich uczuć.
Co tu dużo mówić. Zastanawiam się do dzisiaj, jak to możliwe. Do głowy przychodzą mi różne wykładnie – na przykład różowe okulary, które podobno diabeł zakłada zapatrzonym w urocze dziewczęta i robi to tylko po to, byśmy doszli do prawdy. Tej o głowie i murze! Ponieważ dużo czytałem, szukałem odpowiedzi na nurtujące mnie pytania w literaturze. Jednak zamiast klarownych wyjaśnień nawiedzały mnie coraz większe wątpliwości.
Jakiś poeta (nie pamiętam który) napisał, jak pięknym jest czas, kiedy zamknięty pąk rozkwita i przeradza się w dojrzały kwiat. Autor miał na myśli kobietę i chociaż nie wymienił rodzaju kwiatu, o którym tak wzniośle pisał, to bezwiednie pominął całą resztę tej flory, skupiając się jedynie na pączku. A przecież kwiat to jeszcze łodyga, liście, jakiś korzeń czy inna odnoga, a czasem nawet kolce!
Gdyby rzeczony mistrz pióra wspomniał o tych kilku detalach pod pąkiem, może ubyłoby opisowi nieco uroku, ale za to byłoby to ujęcie pełne i u męskiej części czytelników wzbudziłoby poważną oktawę ostrożności, a przynajmniej refleksję. Poza tym kwiaty należą do flory, a kobiety zdecydowanie do fauny, więc poprzez takie poetyckie mydlenie oczu dostajemy też pomieszania zmysłów albo co najmniej nomenklatury pojęć. To z kolei skutkuje zatraceniem zdrowego dystansu i zupełnym poddaństwem względem płci, którą wielu wciąż określa mianem słabej. Jeśli powyższe przemyślenia zebrać w całość i przez chwilę zastanowić się nad oczywistymi sprzecznościami tutaj występującymi, to nie sądzę, by ktokolwiek miał jeszcze wątpliwości co do racjonalności uczucia znanego powszechnie jako miłość!
Dzisiaj wiem z całą pewnością, że rozsądek i miłość chodzą odrębnymi drogami i nigdy się nie spotykają, ale wtedy nie miałem o tym żadnego pojęcia. A skoro kolebka moich emocji miała tak fatalne fundamenty, wzorce i uwarunkowania, znajomość z Agathą nie mogła się inaczej skończyć, jak tylko dramatem lub czymś na wzór greckiej tragedii. Rzecz jasna, jest tu mowa o tym antycznym gatunku literackim opierającym się na zachowaniu zasady trzech jedności: miejsca, czasu i akcji. Tak więc miejscem jej rozegrania było moje rozmarzone – i chyba dlatego łatwowierne – serce. W pierwowzorze akcja rozgrywa się pomiędzy wschodem i zachodem słońca, w moim przypadku podobnie. Prologiem było pierwsze spotkanie o wschodzie, a epilogiem – wygnanie z serca i domu, które nastąpiło po zniknięciu słoneczka za linią horyzontu. No i dalej podążając za klasycznym wzorcem, jest jeszcze bohater, tragiczny oczywiście, który musi ponieść klęskę, bo od początku jest na nią skazany. Dlatego byłem bez szans, chociaż długo w tę szansę wierzyłem.
O ile do tego momentu wydaje się to nawet w miarę zrozumiałe, o tyle zachodzi jednak uzasadnione pytanie: co właściwie było główną przyczyną dramatycznej klęski, czynnikiem skazującym szczere chęci i czyste serce na totalną porażkę?
Ha! Uległem czarowi poezji i uwierzyłem w nasycone romantycznym wdziękiem przesłanie, że miłość nie jest sprawą głowy, ale serca, więc poszedłem za jego głosem, by zostać na zawsze szczęśliwym. Bo przecież powszechnie wiadomo, że wiara wiele potrafi. Potrafi nawet przenosić góry i chociaż sam takiego fizycznego aktu nigdy nie doświadczyłem, to głęboko ufałem przenośni tego twierdzenia. Wierzyłem w miłość od samego początku, w trakcie i nawet jeszcze jakiś czas, kiedy było już po wszystkim. A kiedy naprawdę było po wszystkim, okazało się, że moja wiara nie przeniosła nawet pagórka. Mało tego, odniosłem wrażenie, jakby wspomniana góra się na mnie zwaliła i swym ciężarem powoli wyciskała ze mnie życie…
By jeszcze lepiej zagadnienie zrozumieć, wejdę w kilka detali mojej drogi potępienia, czyli skutecznego zniewolenia przez kobietę, którego tak wielu mi podobnych doświadcza.
Mając piętnaście wiosen, wyjechałem na wakacyjny obóz dla młodzieży. Wczesnym rankiem autobus w kolorze modnych wówczas jeansów odwiedzał jedną miejscowość za drugą, gdzie wsiadali kolejni nowi uczestnicy letniskowej przygody. Rozespany i dlatego jeszcze niezbyt przytomny przyglądałem się chłopcom i dziewczętom bez specjalnego zainteresowania do chwili, aż wsiadła ona! A kiedy już wpakowała się do środka z wielką jak lodówka walizą, rozglądała się za wolnym siedzeniem. Surowe wychowanie, lektura romantycznej literatury i nabyta etykieta towarzyskiej grzeczności nakazywały natychmiastową reakcję. Poderwałem się więc z miejsca i odstąpiłem jej swoje, szczęśliwy, że staję na wysokości wychowawczych oczekiwań moich protoplastów i jeszcze w nagrodę mogę na coś tak cudownego patrzeć.
Będąc już na miejscu, pewnego letniego wieczora znowu znalazłem się obok pięknej Agathy. Konkretnie siedzieliśmy na równoważni w szkolnej sali gimnastycznej, gdzie przy muzyce odbywała się zabawa. Koleżanki i koledzy tańczyli, rzucając na nas zazdrosne spojrzenia… To znaczy właściwie na Agathę. Bo wyróżniająca się urodą trzpiotka przyciągała powszechną uwagę i – nie tylko tego wieczora – niejeden chłopak chciałby siedzieć obok niej.
Dlaczego blond nieszczęście usiadło akurat przy mnie? Co by było, gdyby ten akt nie nastąpił? Tego również nie wiem, ale wówczas nie zadawałem sobie tego i podobnego rodzaju pytań. Było mi zwyczajnie przyjemnie, a nawet nadzwyczajnie przyjemnie. No bo taka dziewczyna, a ja obok i do tego spojrzenia kolegów, którzy wiele by zrobili, by być na moim miejscu.
W naszym serwisie przeczytacie już kolejny fragment książki Agatha Syndrome. Powieść kupicie w popularnych księgarniach internetowych:
Tagi: fragment,
