O pierwszych władcach z dynastii piastowskiej. „Siemowit Zagubiony" Roberta F. Barkowskiego

Data: 2024-03-07 10:14:15 | artykuł sponsorowany | Ten artykuł przeczytasz w 8 min. Autor: Piotr Piekarski
udostępnij Tweet

Siemowit Zagubiony to kolejna publikacja Roberta F. Barkowskiego z cyklu powieściowego Przodkowie, poświęconego pierwszym władcom z dynastii piastowskiej.

Siemowit z rodu Piasta, zostawszy księciem Polan, boryka się z trudnościami: nieufnością grodów i osad wobec nowego władcy, wrogo nastawionymi przywódcami sąsiednich plemion, brakiem poparcia kapłanów z Gniezna, małżeńskimi tarapatami. Zdany na wiernych przyjaciół z drużyny przybocznej nie ustępuje. Przeznaczenie i wola bogów prowadzą go ścieżką wypełnioną licznymi bitwami, intrygami i przygodami: do kraju Lędzian, Krakowa, grodu Truso na pruskiej ziemi i Łużyc na Połabiu. Czy zdoła znaleźć legendarny skarb Popiela? Co przyniosą wojenne zmagania ze Świętopełkiem morawskim i Olegiem kijowskim? Czy odnajdzie wuja Lubomira i ciotkę Nawojkę?

Siemowit Zagubiony - grafika promująca książkę

Do przeczytania książki zaprasza Wydawnictwo Bellona. Dziś na naszych łamach przeczytacie premierowy fragment książki Siemowit Zagubiony:

Skarby Popiela

Mocno zasapany Fulko pocałował czule Dumiłę w czoło, po czym przetoczył się na plecy. Dyszał, wpatrzony w polepę sypialni. Serce mu łomotało. Prędzej to miłosne uniesienie mnie zabije niż eksperymenty z napitkami własnego wytworu – pomyślał. Czwarty krzyżyk żywota nieubłaganie minął, a on nadal pociągom do uciech w każdej postaci i smaku frywolnie ulega. Trzeba wziąć się w ryzy, zmarniały grzybie – karcił się w duchu, przysiadłszy na krawędzi łoża. Spojrzał na kobietę. Zapadała w błogi sen, coś pomrukując. Szukał wzrokiem obuwia. Medytował pokrótce nad małością własnych stóp, nawet sandały Dumiły na nie pasują. Przeciągnął się, trzeba poletek doglądnąć, na ogonkach liści kminku pojawiły się niepokojące brązowe plamki. Powstając, rzucił przelotnie wzrokiem na ukochaną. Zasnęła na dobre, mruczenie przeszło w lekkie pochrapywanie.

W kuchennej izbie rozglądnął się czujnie na wszystkie strony. Za oknem pusto, spod wału dolatywały jedynie przytępione odległością chrumkania Kopycia. Z wewnętrznej kieszeni kaftana wyjął rzemyk, zawiesił go na szyi, objął dłońmi niewielki, zwisający zeń drewniany krzyżyk. Zatopił się w krótkiej, bezgłośnej modlitwie. Anioły skrzydlate w niebiosach, jakże bał się tych słowiańskich barbarzyńców. Gdyby go nakryli, że do obcego boga modły wznosi… Dlaczego nie przyczepiają się do Kjetila? Też nosi na rzemyku wisiorek z symbolem obcej wiary, ale jemu wolno. Nie udawaj niewinnego przed samym sobą – zganił się w duchu – wiesz, dlaczego tak jest.

Na zewnątrz, nieopodal stajni, natknął się na Bruzda obserwującego z uwagą konstrukcję niemal ukończonej palisady na wale. Poranny skowronek jak ja – pomyślał.

– Chwała świtowi dnia – zagaił, podchodząc.

– Taki będzie – odparł wojak.

Wskazał ruchem głowy na toporek i ociosany prosty sękacz służący do odmierzania odległości.

– Krzepki jesteś, od rana za ciesielkę się chwytasz powiedział.

– Tak… że jak? – Bruzdo spojrzał na trzymane narzędzia. – Nie, nie… tylko nad czymś się zastanawiam. – Obrócił się z wolna, kilkakrotnie lustrując teren grodu. Fulko czekał cierpliwie, nie ponaglając go. Po chwili weteran wskazał mnichowi ręką z toporkiem w przeciwległym, północnym kierunku. – Tam, pod wałem, Siemowit pochował w dzbanach prochy Bojomira Piasta, Chociesza i spalonej głowy Popiela, kamienie nad nimi stawiając.

– Czemu się dziwić? Młody książę chce rodowy żalnik (Żalnik – starosłowiańska nazwa miejsca pochówku zmarłych) mieć w pobliżu.

– Dlaczego na terenie grodu? – Bruzdo pokręcił głową z dezaprobatą. – Jeszcze parę polnych kamieni dojdzie, a dojdą w przyszłości bez wątpienia i dochodzić będą, zetkną niebawem z wybiegiem dla tej ulubionej bestii księżnej.

– Podzielam twoje rozterki. – Zaskoczeni, odwrócili się na widok stojącego za nimi Siemowita. Naszedł ich niespodziewanie w towarzystwie Budzimira. – Ale nie będę chował członków rodu w żalnikach pod lasami kontynuował książę. – Ich bliskość przymgleniu pamięci ma zapobiegać. Ważne jest wieczne przypominanie żywym o chwalebnych i niecnych uczynkach przodków.

– Pomyślałeś o duchach? – zapytał Bruzdo z przekąsem. – Zmora Popiela unosząca się nad książęcą siedzibą…

– Przecież urządziliśmy tryznę (starosłowiański obrzęd pogrzebowy. Uroczysta uczta zwieńczona sportowymi zmaganiami i zabawami w maskach, mająca zapobiec powrotowi i zgubnemu wpływowi dusz zmarłych z zaświatów). – Siemowit wzruszył ramionami.

– Ale obiaty (Obiata – starosłowiański rytuał składania ofiar bogom lub dla uczczenia zmarłych) nie dopełniłeś. – Bruzdo nie ustępował.

– O czym ty prawisz? Mało żeśmy w ogień nawrzucali?

– Maczugę bojową Popiela zachowałeś.

– Szkoda mi jej, jedyna po nim pamiątka oprócz wystruganej w drewnie figurki.

– No właśnie. – Bruzdo pokiwał głową, wydymając usta.

– Odczep się!

– Jest jeszcze książęca obręcz bojowa na hełm – wtrącił spokojnie Fulko. – Też po Popielu.

– Na razie Ciosuń osadził ją na moim hełmie. Do czasu – uzupełnił Siemowit tajemniczo.

– No i korona goplańskiej dynastii, też po Popielu ciągnął z niezmąconym spokojem Fulko. – Co z nią?

– Za duża w obwodzie na moją głowę. Na koronacji sam Jaszczyc nie mógł powstrzymać się od głupawych uśmieszków. Głowę naokoło włosów musiałem skórzanymi pasami obwinąć.

Bruzdo i Fulko spojrzeli po sobie, wzruszając bezradnie ramionami. Powoli przyzwyczajali się skrytych zamysłów kołaczących w głowie księcia. Jak zechce, to je ujawni.

– U nas, na Połabiu, na obiatę mówi się „trzeba” – odezwał się Budzimir.

Nikt z obecnych nie zareagował. Stodoranin podjął temat na nowo – dynastia królewska inaczej upamiętniała prochy przodków.

– Jak? – Siemowit okazał zainteresowanie.

– W Brennie za wzgórzem, gdzie lud jakiś czas temu postawił posąg Trzygława, znajduje się święty gaj. Jeden z kilku wokół grodu. Od wielu pokoleń dynastia panująca chowa tam prochy swoich zmarłych w pojemnych komorach w ziemi wygrzebanych pod świętymi dębami. Pod każdym drzewem jedna. U spodu pnia stawia się polny kamień z wykutym imieniem, natomiast na gałęzi drzewa wiesza się któryś z ważnych przedmiotów należących do zmarłego, na przykład miecz, tarczę, strojną kobiecą szatę czy zdobny naszyjnik. Wtedy każdy wie, kto leży pod danym drzewem.

– W grodzie nie ma na to miejsca – oświadczył kategorycznie Bruzdo. – Mamy tu drzewa sadzić? Może od razu wszyscy się wyprowadzimy na zewnątrz?

Z kolei Siemowit okazał zainteresowanie.

– Podoba mi się wasza tradycja – rzekł.

– Tyle że król Liub po przyjęciu wiary w Chrystusa chciał to zmienić. – Zachęcony Budzimir podjął ponownie wątek. – Wyznaczył za kapliczką teren na żalnik, ale bunt Luta plany króla wniwecz obrócił.

– Porozmawiam z Jaszczycem. – Siemowit zapalał się do projektu. – Mamy w okolicach Giecza kilka świętych gajów… maczugę Popiela i łuk Chociesza powiesiłbym na dębach… obręcz wodzowską Chościska, jeżeli ją odnajdziemy…

– Złodzieje wykradną – wpadł mu w słowo Bruzdo.

– W Brennie pieczę nad gajem przodków wyznaczony kapłan sprawował – zaoponował Budzisław. – Kilku przydanych mu wojowników nieustannie straż pełniło.

– Pomysł udany! – Siemowit klasnął w dłonie.

– Wymysły – sprzeciwił się Bruzdo. – Najazdowi większej zgrai ani kapłan, ani kilku wojowników się nie oprze. Niechybnie tylko będą napadać, gdy wieści po sąsiadach się rozejdą o skarbach na gałęziach wiszących.

– Nie sarkaj, doradco – uspokajał go książę. – Zamiar przedni, ruszymy dzisiaj z Jaszczycem na obchód gajów.

– Z napisami na kamieniach nie za bardzo pojmuję zagadnął Fulko Budzimira. – Jakim pismem imiona pochowanych utrwalone? Przecież wam ta wiedza obca.

– Czy ja wiem? – obruszył się zapytany. – Jakieś tam znaki kapłani ryli w kamieniu.

– Na co nam obce znaki i umiejętności, których nie znamy? – Siemowit pomachał dłonią, jakby natrętnego trzmiela odganiał. – Przedmioty na gałęziach wystarczą za poświadczenie. Bruzdo, pamiętasz, gdzie pod lasami kamień, pod którym prochy mojej babki Bieżuni, żony Chościska? Ją też trzeba do gaju sprowadzić.

– Rozochociłeś się do działania. – Marudząc jakby sam do siebie, Bruzdo zatknął toporek za pas. – A tu wiele ważniejszych spraw do rozpatrzenia.

– Na to przyjdzie czas wieczorem na zebraniu w siedzibie. – Siemowit pociągnął za sobą Budzimira. – Poszukajmy kapłana, dopóki jeszcze w Gieczu. Za kilka dni na dobre przeprowadza się do Gniezna.

W naszym serwisie przeczytacie już kolejny fragment książki Siemowit Zagubiony. Powieść kupicie w popularnych księgarniach internetowych:

Tagi: fragment,

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Książka
Siemowit Zagubiony
Robert F. Barkowski 1
Okładka książki - Siemowit Zagubiony

To kolejna publikacja Roberta F. Barkowskiego z cyklu powieściowego „Przodkowie”, poświęconego pierwszym władcom z dynastii piastowskiej. Siemowit...

dodaj do biblioteczki
Wydawnictwo
Recenzje miesiąca
Fałszywa królowa
Mateusz Fogt
Fałszywa królowa
Między nami jest Śmierć
Patryk Żelazny
Między nami jest Śmierć
Olga
Ewa Hansen ;
Olga
Serce nie siwieje
Hanna Bilińska-Stecyszyn ;
Serce nie siwieje
Zranione serca
Urszula Gajdowska
Zranione serca
Znajdziesz mnie wśród chmur
Ilona Ciepał-Jaranowska
Znajdziesz mnie wśród chmur
Trzy krowy w niebieskich kajakach
Andrzej Marek Grabowski ;
Trzy krowy w niebieskich kajakach
Pies na medal
Barbara Gawryluk
Pies na medal
Pokaż wszystkie recenzje