Czternastego marca 1980 roku lecący z Nowego Jorku samolot Polskich Linii Lotniczych Ił-62 ,,Mikołaj Kopernik" rozbija się nieopodal warszawskiego lotniska na Okęciu. To tragiczne wydarzenie jest dopiero początkiem dramatów w życiu dziewięcioletniej Lilki, która w katastrofie traci dwie najbliższe osoby. Dwadzieścia jeden lat później, podczas pracy jako stewardesa, poznaje dziarską staruszkę. Okazuje się, że łączy je dramat sprzed dwóch dekad. Między kobietami rodzi się szczególna więź. Wkrótce wspólny projekt - remont opuszczonego domku w lesie - rozpoczyna lawinę zmian w życiu Liliany. Czy Liliana znajdzie w sobie siłę, by wyrwać się z toksycznego związku i podążyć ścieżką utraconych marzeń? Jakie tajemnice kryją się w dzienniku, który prowadzi od dzieciństwa?

Do przeczytania powieści Katarzyny Grochowskiej Ostatni lot zaprasza Wydawnictwo Szara Godzina. W ubiegłym tygodniu na naszych łamach mogliście przeczytać premierowy fragment książki Ostatni lot. Dziś czas na kolejną odsłonę tej historii:
Zbliżała się z serwisem ku końcowi samolotu, gdy jej wzrok zahaczył o miejsce 23C. Siedziała tam starsza pani o drobnej posturze i białych włosach. Skulona, ściskała w dłoniach rąbek spódnicy, a jej zatrwożone spojrzenie wędrowało od okna aż po rząd foteli i z powrotem. Liliana nie po raz pierwszy była świadkiem takich zachowań u pasażerów. Podeszła do kobiety i bez pytania podała jej plastikowy kubek z wodą.
– Och… Dziękuję… Właśnie miałam o to poprosić… – Staruszka uśmiechnęła się wdzięcznie, po czym wypiła całość dwoma haustami.
– Wszystko w porządku, proszę pani?
– Tak… Ja po prostu… To mój drugi lot w życiu i chyba stresuję się bardziej niż za pierwszym razem… – Zaśmiała się nerwowo. Kątem oka zerknęła na śpiącego obok i głośno chrapiącego współpasażera. – Chciałabym móc się zrelaksować tak jak ten pan.
– Leci pani sama?
– Tak. Wracam do domu… Nie lubię latać. Nie znoszę samolotów, ale tak się złożyło, że musiałam… Gdyby tylko… – urwała raptownie, gdy wyczuła na pokładzie delikatne drgania. Przestraszona wciągnęła do ust powietrze i mocno chwyciła się fotela.
– To niegroźne turbulencje, proszę pani. Nic złego się nie dzieje – uspokoiła ją Liliana.
Kobieta wypuściła powietrze przez usta i rozejrzała się wokół. Speszyła się bardzo, gdy zdała sobie sprawę, że kilka osób z zaciekawieniem spogląda w jej stronę.
– Przepraszam, że zajmuję pani czas, ale mam pytanie… – Zagryzając wargi, ponownie podniosła wzrok na Lilianę. – Wydaje mi się, że nie leci komplet pasażerów, a z tyłu są wolne miejsca. Czy mogłabym się tam na chwilkę przesiąść? Nie czuję się najlepiej, a nie chcę robić wokół siebie sensacji ani stresować innych…
– Oczywiście. Proszę pójść ze mną.
Staruszka podniosła się z fotela i ze spuszczoną głową podążyła za Lilianą do tylnej części pokładu samolotu. Zasiadła na wskazanym miejscu i ciężko westchnęła.
– Dziękuję… Tutaj przynajmniej nie czuję się jak kapucynka w cyrku… – Zrobiła kwaśną minę i przetarła czoło chusteczką. Zaraz potem wskazała na pusty fotel obok siebie. – Usiądzie pani ze mną na chwilkę czy pani nie wolno?
– Usiądę. Jestem na pokładzie po to, by zadbać o komfort podróżnych. Jedni potrzebują kawy, a inni poczucia bezpieczeństwa. To zupełnie normalne. – Lilka uśmiechnęła się ciepło, co tamta odwzajemniła.
– Mam na imię Maria, a pani to… – Przymrużyła oczy, próbując odczytać małe litery z plakietki na jej uniformie.
– Liliana.
– Ależ piękne imię. Wy, stewardesy, wszystkie jesteście takie śliczne. – W jej oczach błysnęły ogniki, jednak po chwili znów sposępniała. – Przepraszam, że zrobiłam zamieszanie i wyszłam na histeryczkę… Jest mi strasznie głupio…
– Zupełnie niepotrzebnie. Strach przed lataniem jest o wiele powszechniejszy, niż się może wydawać. To żaden powód do wstydu.
– Zazwyczaj jestem bardzo opanowaną osobą… Myślę, że zareagowałam w ten sposób ze względu na okoliczności… Przez to, że wkrótce będziemy lądować i przez tę trasę… Z Nowego Jorku do Warszawy… – Wbiła wzrok w okno, po czym ściszyła ton. – Dwadzieścia jeden lat temu mój mąż zginął właśnie na tej trasie…
Liliana osłupiała.
– Pani mąż zginął w wypadku lotniczym…?
– Tak. W tamtej katastrofie na Okęciu, w osiemdziesiątym – dodała, a po plecach Liliany spłynął gorący strumień dreszczy. Choć odruchowo uchyliła usta, nie zdążyła się odezwać. Maria mówiła dalej: – Czekałam na niego na lotnisku, by go powitać, tak jak inne rodziny czekały na swoich bliskich. Ogromnie się cieszyłam, bo po wielu podróżach po zarobek w końcu wracał do Polski na stałe. Więcej rozstań miało już nie być… ale los zadecydował inaczej… Z tamtego dnia zostały ze mną tylko urywki wspomnień. Ten szok, jakiego wtedy doznałam, wybił mi w pamięci czarną dziurę. Podobno ludzie tam mdleli, gdy dowiedzieli się o katastrofie. Parę osób trzeba było reanimować… Ja zapamiętałam tylko to, że stała obok mnie taka mała dziewuszka z bukietem kwiatów. Nie wiem, kogo chciała nimi powitać i na kogo nigdy się już nie doczekała. Jak padło hasło, że rozbił się „nasz” samolot, to ja w amoku złapałam to dziecko za rączkę i wszczepiłam się w nią paznokciami aż do krwi… Potem nie pamiętam już niczego.
Lilianie zawirowało w głowie. Przestała oddychać, a jej serce zamarło, gdy odruchowo dotknęła opuszkiem palca małej blizny po paznokciu na swojej lewej dłoni. Najciemniejsze wspomnienia uderzyły w nią teraz jak rozpędzony pociąg. Błyskały przed jej oczyma strzępami obrazów, wrzucając ją na nowo w tamtą zawieruchę wrzasków, paniki, bólu i lamentu.
– Przepraszam… – Głos Marii ponownie sprowadził ją do obecnej rzeczywistości. – Niepotrzebnie o tym pani gadam i to jeszcze w samolocie. Minęły ponad dwie dekady, a życie płynie do przodu. Tęsknota pozostała, ale ze stratą już się pogodziłam. Jesteśmy tylko pyłem na tej ziemi, a to Bóg decyduje, czy odprowadzi nas do domu, czy bez uprzedzenia zabierze do siebie. Nie nam oceniać Jego wyroki. – Westchnąwszy głęboko, dopiero po chwili przeniosła wzrok na Lilianę.
– Mieszka pani w Warszawie?
– Tak…
– Ja również. Na Wilanowie. A pani?
– Przepraszam, ale muszę dokończyć serwis… – Poderwała się z miejsca. Emocje wrzały w niej tak bardzo, że nawet pod tą niezliczoną ilością masek ledwie była w stanie je ukryć. – Wkrótce będziemy lądować. Może pani posiedzieć tu jeszcze przez chwilę, ale najpóźniej za kwadrans musi pani wrócić na swoje miejsce. Wszystko będzie dobrze – zapewniła, mimo iż historia niejednokrotnie pokazała, że nigdy nie ma takiej pewności.
– Pani Liliano – zatrzymała ją Maria, wyciągając z torebki długopis z notesem. Zapisała coś szybko na wyrwanej karteczce, po czym podała jej notatkę. – To jest mój adres. Mieszkam sama, więc gdyby miała pani kiedyś czas i ochotę, to zapraszam na herbatę. Bije od pani takie ciepło… I bardzo przypomina pani pewną bliską mi osobę z lat mojej młodości… Miło byłoby porozmawiać w spokojniejszych i mniej stresujących okolicznościach.
– Dziękuję – powiedziała tylko, wsuwając karteczkę do kieszeni uniformu.
Dopiero gdy maszerowała z powrotem między rzędami foteli, zdała sobie sprawę, jak bardzo trzęsą się jej nogi. Wypiła szklankę wody i poprosiła Kaję, aby to ona zrobiła ostatni obchód po pokładzie. Nie czuła się na siłach, by ponownie spojrzeć Marii w oczy. Potrzebowała ochłonąć. Ostatnia godzina w powietrzu zbliżała się ku końcowi. Kapitan zwrócił się do pasażerów przez głośnik, informując o nadchodzącym momencie lądowania, i wreszcie nadeszła ta pora. Liliana usiadła na wyznaczonym miejscu, zapięła pasy i odliczała. Być może inni uznaliby to za niemożliwe, ale intuicyjnie każdą cząstką siebie wyczuwała moment, kiedy samolot schodził na pułap dwustu pięćdziesięciu metrów, a do zetknięcia z ziemią pozostawała zaledwie minuta…
Właśnie tyle zabrakło, by dwadzieścia jeden lat wcześniej, czternastego marca tysiąc dziewięćset osiemdziesiątego roku, samolot Polskich Linii Lotniczych LOT Ił-62 „Mikołaj Kopernik” dotarł bezpiecznie do pasa lotniska na warszawskim Okęciu.
Książkę Ostatni lot kupicie w popularnych księgarniach internetowych:
Tagi: fragment,
Błąd podczas pobierania komentarzy. Spróbuj ponownie.