Trzydziestoparoletni pisarz, który niewiele oczekuje od życia, spotyka zbuntowaną nastolatkę z trudną przeszłością.
Ona miała być jego muzą – śliczna, obdarzona wieloma talentami. Starała się mu zaimponować, w końcu jednak pogubiła się w zmyślonych historiach. On nie odnalazł się w roli jej mistrza, a burzliwa znajomość doprowadziła ich oboje na skraj autodestrukcji.
Litry alkoholu, narkotyki, samookaleczanie – tak wygląda ich codzienność. Ona oblewa maturę, jemu brakuje weny, a stan mieszkania odzwierciedla chaos, który stopniowo ogarnia ich umysły. Budują związek oparty na płynnych fundamentach wódki, która ich łączy i rujnuje jednocześnie. Uzależnieni od siebie oraz alkoholu, gubią się w fikcji i nie odróżniają jej od rzeczywistości.
A stąd już prosta droga na dno… o ile go jeszcze nie sięgnęli.

Do przeczytania książki Łukasza Gołębiewskiego Melanże z żyletką zaprasza Novae Res.
Melanże z żyletką Łukasza Gołębiewskiego to brutalna, bezkompromisowa opowieść o współuzależnieniu, toksycznej fascynacji, ucieczce przed sobą i rozpadzie tożsamości. To książka, która nie daje ukojenia – i w tym właśnie tkwi jej siła – pisze Danuta Awolusi w naszej redakcyjnej recenzji książki Melanże z żyletką.
W ubiegłym tygodniu na naszych łamach zaprezentowaliśmy premierowy fragment książki Melanże z żyletką. Dziś czas na kolejną odsłonę tej historii:
– Ożenisz się ze mną?
– Co?
– Pytam serio.
– Chyba zwariowałaś?
– Chcę, żebyś się ze mną ożenił.
– Nie chcę mieć żony pijaczki.
– Nie wygłupiaj się. Sam jesteś pijakiem.
– I dobrze mi w tej samotności mojego pijaństwa.
– Więc nie? – Miała łzy w oczach.
– Może kiedyś – odpowiedziałem, chociaż wiedziałem, że nigdy.
– Kiedy?
– Jak będę cię kochał… I jak ty mnie pokochasz…
– Dobra odpowiedź.
Uśmiechnęła się i wypiła jednym haustem zawartość szklanki. W jej szarzejących oczach odbijało się światło ustawionej na stoliku świecy. Była naprawdę piękna. Mogłem ją pokochać. Mogłem się z nią ożenić. Ale nie chciałem. Zapłaciłem rachunek.
– Idę, idę – wymamrotała. Musiałem ją taszczyć w zatrzasku do hotelu.
Do tematu małżeństwa wróciła jeszcze tylko raz. Z podobnym rezultatem. Nie chciało mi się o tym gadać. Miała dziewiętnaście lat i dotąd nie wyrobiła dowodu osobistego. Z legitymacją szkolną nikt by jej ślubu nie udzielił.
Opuszczając pokój w Jastrzębiej Górze, musiałem zapłacić za zniszczony prysznic. Urwała słuchawkę. Podobno wdeptane w linoleum pety były też jej sprawką. Płaciłem, nie dyskutując. Starsza pani z recepcji patrzyła jak na degeneratów.
– Wstyd – mamrotała. – Taka młoda dziewczyna, to przecież trzeba nie mieć honoru…
Co tu ma honor do rzeczy? – pomyślałem. Dołożyłem pięć dych, żeby już nie mamrotała.
Książkę Melanże z żyletką kupicie w popularnych księgarniach internetowych:
Tagi: fragment,
