Powieść inspirowana najgłośniejszą niewyjaśnioną zbrodnią lat 90. „Wenus umiera" Aleksandra Sowy

Data: 2021-02-02 10:30:12 | Ten artykuł przeczytasz w 10 min. Autor: Piotr Piekarski
udostępnij Tweet

Dwa ciała na sudeckim szlaku. Ofiary to Miss Polski i syn generała… 

Schyłek lat dziewięćdziesiątych, Park Narodowy Gór Stołowych. Na szlaku zostają znalezione dwa ciała w zaawansowanym stadium rozkładu. Wszystko zdaje się wskazywać na atak niedźwiedzia. Fakt, że ofiary to Miss Polski i syn wysokiego rangą oficera Wojska Polskiego, nie ułatwia zadania skierowanemu w góry miejscowemu śledczemu. Tymczasem w Warszawie Emil Stompor bierze udział w akcji, która zmienia jego życie. Los i pewna kobieta sprawiają, że drogi dwóch policjantów się krzyżują. 

Brak sprawcy. Brak motywu. Presja przełożonych. Tajemnice, o których po zmroku lepiej nie mówić głośno. I zagadka, którą Stompor będzie musiał rozwiązać…

Obrazek w treści Powieść inspirowana najgłośniejszą niewyjaśnioną zbrodnią lat 90. „Wenus umiera" Aleksandra Sowy [jpg]

Do przeczytania powieści Aleksandra Sowy Wenus umiera zaprasza Wydawnictwo Lira. Dziś w naszym serwisie przeczytacie premierowy fragment książki: 

1

Chociaż palące słońce chyli się ku zachodowi i upał słabnie, wciąż jest gorąco. Wyrośnięty labrador szarpie smycz. Zmęczony całodziennymi poszukiwaniami ratownik zaciska dłoń mocniej wokół skórzanego rzemienia.

— No, masz coś? Szukaj, szukaj.

— Arni! Zgłoś się. — Trzeszczy w głośniku, a pies z wywieszonym i zaślinionym jęzorem się ogląda.

Baczyński sięga po radiotelefon, a suka skomli nerwowo. Wystarczy spojrzenie, by zrozumieć, że pies podjął trop. Ratownik jest wyczerpany i marzy o tym, żeby napić się wody, najlepiej z półtoralitrowej butelki. A jednak kiedy pies rusza, podąża za zwierzęciem. Jest gorąco i parno. Baczyński czuje, jak pod koszulką pot ścieka po jego plecach, bokach i udach.

— Szukaj, piesku, szukaj.

— Arni? Na dzisiaj koniec! Słyszysz?

Smród się nasila. Pies szarpie się na smyczy, a człowieka w czerwonej przepoconej koszulce przeszywają szpile gorąca. Słuch rejestruje coś dziwnego. Ten dźwięk to muchy, myśli ratownik, idąc w stronę owadów. Odór staje się ciężki, intensywny. Pies się zatrzymuje. Spogląda na pana. Baczyński ociera pot z czoła. Suka merda ogonem i kładzie się na brzuchu, z przednimi łapami przed sobą. Liście szeleszczą. Fetor jest tak wyraźny, że człowiek odwraca głowę. I wtedy dostrzega to w nieregularnej stercie igliwia.

— Chyba coś znalazłem — nadaje do radiotelefonu.

— Arni?

— Odbiór.

— Znalazłeś coś?

— Chyba tak.

— To oni?

— Widzę grubą białą skarpetkę — mówi Baczyński, rozpoznając głowę i korpus. To, co leży pod igliwiem i liśćmi, nie jest tylko ciałem zaginionego człowieka. Boże drogi!

— Gdzie jesteś?

— Sto metrów od Kopy. Pod skałką — odpowiada, z obrzydzeniem cofając się od dywanu z igliwia i liści ruszającego się od larw.

Denat jest niemal nagi, ma wyżarte oczy i wargi. Baczyński dostrzega pod gałęziami ubranie oraz rozszarpany brzuch.

2

Słychać bicie zegarów, warszawska Praga budzi się do życia w chłodny, mglisty, poniedziałkowy poranek ostatniego tygodnia wakacji. Ciemna klatka schodowa na pierwszym piętrze odrapanej kamienicy przy Targowej śmierdzi stęchlizną i moczem. Stompor czeka, śledząc sekundnik. Wreszcie kiwa głową do policjanta stojącego obok. Partner Emila sięga ręką do dzwonka.

— Kosar, kurwa! — Emil powstrzymuje partnera. Zrobimy to po mojemu.

— Mamy go zatrzymać, a nie wywołać tu trzecią wojnę światową.

— Nie pozwolę, żeby nam znów spierdolił — odpowiada policjant, przeładowuje broń i kopie w drzwi.

Zamek ustępuje od uderzenia podeszwą pod klamką. Emil wbiega do ciemnego, długiego przedpokoju z pistoletem gotowym do strzału. Jest bez munduru, pod koszulą ma kamizelkę kuloodporną.

— Wasałyk? Tu policja! Na ziemię!

— Na ziemię! — krzyczą gliniarze za Emilem, widząc bandziora.

Jest w białej koszulce i slipach. Przebiega przed lufą i wpada do kuchni.

— Stój! Stój, powiedziałem! — woła Emil, celując, a zbir zatrzymuje się przy oknie.

— Stoję przecież.

— Na ziemię — cedzi przez zęby gliniarz.

Przy kuchence leży kobieta w nocnej koszuli, na brzuchu, tyłem do policjanta, z drżącymi rękoma nad głową. Na gazie w garnku skwierczy olej.

— Co chciałeś odjebać? Z pierwszego piętra chciałeś skakać? Połamałbyś kulasy!

— Moje kulasy, moja sprawa.

— Odsuń się od okna.

— A co? Zastrzelisz mnie?

Emil spogląda na leżącą na podłodze kobietę. Jest rozczochrana, ma rozerwane ubranie. Policjant słyszy za sobą, jak pozostali przeszukują mieszkanie.

— Powiedziałem — mówi spokojnie — żebyś się odsunął od okna.

— W dupie cię mam.

— Rób, co mówię.

— To podejdź.

— Chcesz ołów w kolano? — odpowiada ciszej Emil. — Po co przyszliście?

— Do twojej żony — mówi Kosarewicz zza pleców Stompora. — Na kawę.

— Nie zapraszałem was.

— Masz trzy sekundy. Raz, dwa…

Emil opuszcza lufę w kierunku kolana zbira. Kobieta szlocha głośniej. Rzezimieszek uśmiecha się lekceważąco, ale unosi ręce i odsuwa się od parapetu. To złodziej luksusowych samochodów, na którym ciążą także zarzuty rozboju i ciężkiego uszkodzenia ciała.

— Dobra, dobra! Coś taki nerwowy?

— Zaczynasz mnie wkurwiać. A pani na podłodze mówi Emil wyraźnie — proszę powoli wstać, wolno się odwrócić i podejść.

Kobieta kiwa głową. Emil dostrzega rozerwane ubranie, siniaki i krew pod nosem.

— Wasałyk, co ty odpierdalasz? — pyta Stompor, zaciskając zęby, bo akurat nie tego się spodziewał.

— No co? Na frytki mi przyszła ochota.

— O szóstej rano?

— U siebie jestem. Lepiej powiedz, kto mnie sprzedał. Ta szmata?

— Sam jesteś szmata.

— No, no, no. Uprzejmiej do obywatela.

— Powiedziałem, morda!

— Nie tym tonem, chuju! A ty, szmato, zobaczysz, jak już wyjdę — grozi żonie Wasałyk. — A rusz się teraz, to nie ręczę za siebie.

Mieszkanie jest zadbane. Emil zwraca uwagę na krzyż i obraz Matki Boskiej wiszące na ścianie. Widywał takie mieszkania, kiedy pracowali z Kosarem w patrolu interwencyjnym. Kobieta zastyga w bezruchu w pół kroku, pomiędzy Emilem, mężem a kuchenką, i wlepia przerażone spojrzenie w policjanta.

— Spokojnie, proszę pani. Proszę zrobić to, co powiedziałem.

— Nie mów jej, co ma robić! To moja żona. I mój dom.

— Trzymaj pysk, gnoju. Wolno się obróć i połóż ręce na karku.

— Zapomnij. — Bandzior rozrywa koszulkę i przesuwa dłonią po wytatuowanej klatce piersiowej.

Emil robi krok w kierunku kobiety i kątem oka dostrzega dziecko pod ścianą. Na szyi dziewczynki widać czerwone pręgi, a na przedramionach rany od oparzeń papierosami. Kosar przechodzi za plecami Stompora po dziecko, a wtedy zbir błyskawicznym ruchem zakłada pętlę ze zrolowanej koszulki na szyję kobiety.

— Nie ruszaj się, kurwo! — mówi, stając za jej plecami. — I co teraz, chuje?

— Puść ją — mówi cicho Emil.

— No, to podejdź. I zakładaj kajdanki, cwaniaku.

— Na kajdanki poczekasz. Najpierw wpierdol.

— Chyba się przesłyszałem. — Zaskoczony oprych przechyla głowę.

— Nie, będzie wpierdol.

— Chyba śnisz.

— Chyba masz pecha, bo tak się nieszczęśliwie dla ciebie złożyło — Emil wolno opuszcza broń — że mam pewne zasady. Staram się na przykład bronić słabszych. — Zabezpiecza pistolet, wkłada do kabury, nie spuszczając wzroku z agresora. — A ty znęcasz się nad kobietą i dzieckiem. I za to cię rozliczę od razu. Bez sądu.

— Nie twoja sprawa.

— Widzę, że nie zrozumiałeś. Obie są słabsze, a ty wyglądasz na wyjątkowego gnoja. I kanalię. Dlatego dostaniesz wpierdol.

— To nie Ameryka, kowboju.

— Emil, proszę cię. Daj spokój. To nie nasza sprawa. Mieliśmy go tylko zatrzymać — stopuje Kosar.

— No, twój kumpel ma rację. Nie jesteś jakimś polepszonym szeryfem. — Wasałyk kiwa głową.

Ale Emil słyszy tylko płacz dziewczynki. Skupia się na szlochającej, przerażonej kobiecie z pętlą na szyi. Spogląda w oczy bandyty, zaciska zęby i wie, że choćby miał za to odpowiedzieć, da gnojkowi nauczkę.

— Sadysta patrzy ci z oczu. — Na twarzy policjanta pojawia się nieprzyjemny, zimny uśmiech. — Lubię się z takimi gnojkami zabawić.

— Wylecisz z psiarni.

— Emil, proszę cię! Zróbmy tylko swoje!

— Spierdalaj, Kosar. A ty, gnoju, szykuj się do tańca. — Kim ty, kurwa, jesteś, psie zajebany? Nie tacy jak ty byli cwani. I co? I gówno! Dobrze wiesz, że mam cię w dupie.

— Odsuń się od niej. — W dłoni Emila pojawia się krótka pałka teleskopowa.

— Spierdalaj.

— Wykonuj polecenia.

— Spierdalaj, powiedziałem! U siebie jestem, no nie? — Zostawcie, on nic mi nie zrobił… Panowie, proszę — odzywa się żona przerażonym, słabym głosem.

— No i co, kurwy jebane? Wypierdalać z kwadratu!

— Po raz ostatni mówię — ostrzega Emil. — Odsuń się od niej, odwróć i połóż ręce na karku. A potem wolno połóż się na brzuchu.

— …o szafkę się uderzyłam, mąż się zdenerwował i nakrzyczał. Panowie! On nie jest zły człowiek.

Bandzior się uśmiecha i zaciska pętlę na szyi kobiety. Emil ma mało miejsca, ale metal trafia w udo agresora. Ten krzywi się z bólu, rozluźnia chwyt. Gliniarz poprawia, w przedramię. Kosarewicz przejmuje kobietę. Kolejne dwa uderzenia lądują na plecach Wasałyka. Wtedy wytatuowany oprych zsuwa garnek z kuchenki. Wybuch oleju odrzuca wszystkich w głąb korytarza. Wszystkich z wyjątkiem sprawcy.

Książkę Wenus umiera kupicie w popularnych księgarniach internetowych:

REKLAMA

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Książka
Wenus umiera
Aleksander Sowa 2
Okładka książki - Wenus umiera

Dwa ciała na sudeckim szlaku. Ofiary to Miss Polski i syn generała… Powieść inspirowana najgłośniejszą niewyjaśnioną zbrodnią lat 90.  Schyłek...

dodaj do biblioteczki
Wydawnictwo
Reklamy
Recenzje miesiąca
Paderborn
Remigiusz Mróz
Paderborn
Fałszywa królowa
Mateusz Fogt
Fałszywa królowa
Między nami jest Śmierć
Patryk Żelazny
Między nami jest Śmierć
Zagraj ze mną miłość
Robert D. Fijałkowski ;
Zagraj ze mną miłość
Ktoś tak blisko
Wojciech Wolnicki (W. & W. Gregory)
Ktoś tak blisko
Serce nie siwieje
Hanna Bilińska-Stecyszyn ;
Serce nie siwieje
The Paper Dolls
Natalia Grzegrzółka
The Paper Dolls
Słowa wdzięczności
Anna H. Niemczynow
Słowa wdzięczności
Izabela i sześć zaginionych koron
Krzysztof P. Czyżewski
Izabela i sześć zaginionych koron
Pokaż wszystkie recenzje