Ktoś tu jeszcze żył. Oto fragment powieści Arkadego Saulskiego "Szczerbata śmierć"
Data: 2024-07-26 09:45:21 | Ten artykuł przeczytasz w 5 min.Najlepszym wojownikiem jest ten, kto potrafi ocenić, z którego starcia wyjdzie zwycięsko, a z którego nie.
Pożoga ogarnęła ziemię. Za armią Manduków zostaje tylko spalona ziemia, ruiny i włóczone przez zwierzęta trupy. Ostatnią bramą do wykrwawiającego się Nipponu jest twierdza Ichizoku Sekai. W oblężonej twierdzy broni się ostatni pan Ducha. Człowiek, do którego Inu musi dołączyć za wszelką cenę.
Pomiędzy Tonodoro a jego strażnikiem stoi jednak nie tylko armia Manduków, ale przede wszystkim - wola Bogów. Bogów, którzy spletli los Ducha z losem niewolnicy Wielkiego Chana, potężnej szamanki. Oboje mają do wypełnienia misję, której jeszcze nie rozumieją. Której kosztów jeszcze nie pojmują. Której wynik zmieni oblicze świata.
Do przeczytania książki Arkadego Saulskiego Szczerbata śmierć zaprasza Fabryka Słów. To finał trylogii Droga Samotnego Psa, której pierwszy i drugi fragment mogliście przeczytać w minionych tygodniach. Już dziś w naszym serwisie prezentujemy kolejny fragment książki Szczerbata śmierć:
Miasteczko było równie martwe jak wszystkie inne, jakie widział po drodze. A jednak coś mu w nim nie pasowało.
Owszem, przed bramą sterczały zakrwawione paliki, jednak nie było na nich nabitych głów. Mandukowie uwielbiali widowiskowe akty okrucieństwa: piramidy wygotowanych czaszek albo głów na głównym rynku miasta, które im się opierało, ludzie nabijani na pale, jeden na drugim. Paleni żywcem, wieszani za nogi i rozpruwani. Głowy nabijane na żerdzie, jedna na drugiej – trzy, cztery, dziesięć… Inu widział to wszystko gdzie indziej.
Tu, choć mieścina nosiła ślady napaści, niczego takiego nie zobaczył.
Wjechał przez bramę, rozglądając się ostrożnie. Duża część budowli była spalona, inne – tylko zrujnowane. Przy placu dostrzegł kilkadziesiąt świeżych grobów. Niebo, jakby w reakcji na to, że dostrzegł ślady śmierci, zapłakało deszczem. Duch uznał, że czas poszukać jakiegoś dachu, pod którym mógłby się schronić.
Wtedy zauważył smużkę dymu w oddali. Nie był to wijący się ku niebu, czarny warkocz pożaru lecz dym z paleniska.
Ktoś tu jeszcze żył, ocalał!
Ruszył powoli przed siebie, aż dotarł do niewielkiego pagórka. Na jego szczycie stała gospoda. Duch zrozumiał, że przybytek ten musiał należeć albo do zarządcy mieściny albo stanowił jej dumę: gospoda była tylko odrobinę podniszczona, ale ktoś po ataku dokonał prowizorycznych remontów. Drzwi były zasunięte ale przez papier dało się dostrzec błysk światła. Czy to miała być kryjówka? Cóż, ktokolwiek siedział w środku kiepsko się maskował.
Zeskoczył z siodła, uwiązał konia i już miał wejść na ganek gdy drzwi rozsunęły się gwałtownie. Ze środka wyskoczyła dwójka ludzi, wrzeszcząc. Zatrzymali się w pół kroku widząc z kim mają do czynienia. Odetchnęli.
Starszy był siwawy, wychudzony ale jego ramiona zdradzały dawną krzepę. Dzierżył bambusową włócznię, której ścięty sztych celował w pierś Ducha. Drugi był ledwie dzieckiem. Syn starego? Nie, raczej wnuk, chyba że siwawy ojcem został na stare lata.
- Panie! – Starszy mężczyzna odrzucił włócznię i padł na kolana, uderzając czołem o deski ganku. Młody, nieśmiało, uczynił to samo.
„Mają mnie za samuraja!” – skonstatował Duch. – „Widzą we mnie wybawcę. Może nawet sądzą, że stanowię część większego podjazdu”. Zrobiło mu się żal nieszczęśników.
- Wstań dobry człowieku – rzucił. – To niepotrzebne, nie jestem samurajem.
Stary uniósł przerażony wzrok, drgnął i chciał sięgnąć znowu po włócznię. Młody stężał.
- Bandytą też nie jestem.
Odetchnęli.
- To wasz przybytek? – zapytał Duch.
- Tak… teraz już tak – odparł siwawy.
- Muszę odpocząć. Przemierzyłem wiele mil. Czy dostanę u was coś dla konia, trochę jedzenia… normalnego jedzenia? Ciepłą zupę?
- Mamy nawet sake, panie!
Inu drgnął.
„Nie, sake już nigdy!”
- Zupa wystarczy.
Starszy zaprosił go do środka. Młody wszedł jako ostatni, jakby ubezpieczając. Zasunęli drzwi.
W środku było jeszcze kilka osób, które odetchnęły widząc kim jest przybysz. Trzech starszych mężczyzn, młoda kobieta o smutnym spojrzeniu i dość wyzywającej urodzie. I jeszcze jedna, o wiele starsza, tęga. Ta pracowała przy kuchni, poruszając się z wprawą doświadczonej gospodyni.
Inu, gdy poczuł dochodzące stamtąd zapachy aż oniemiał. Tu nie serwowano byle potrawki na ryżu, lecz ryby, pieczone mięsa, a w wielkim garze parowała aromatyczna zupa! Jeszcze raz zerknął ku tęgiej kobiecinie i nabrał pewności – służka z dworu jakiegoś daimyo, a przynajmniej możnego samuraja. Byle chłopka nie wyczarowałaby w tym zapadłym miejscu tak wyrafinowanych smaków.
Duch skinął na mężczyzn, którzy przyglądali mu się z zainteresowaniem. Młoda kobieta także nań patrzyła ale inaczej, z nadzieją.
Wysunął zza pasa katanę i tanto. Wakizashi stracił już dawno temu.
Książkę Szczerbata śmierć kupicie w popularnych księgarniach internetowych:
Tagi: fragment, aktualności literackie,