Terror wkracza do Lwowa. Fragment książki „Fałszywa hrabina"

Data: 2025-11-10 11:21:02 | artykuł sponsorowany | Ten artykuł przeczytasz w 18 min. Autor: Piotr Piekarski
udostępnij Tweet

Zdumiewająca historia Józefy Janiny Mehlberg, żydowskiej matematyczki, która udając polską hrabinę, ocaliła tysiące osób w Generalnym Gubernatorstwie.

Druga wojna światowa i Holokaust są źródłem wielu niezwykłych historii opowiadających o ratowaniu ludzkiego życia, lecz Fałszywa hrabina to opowieść wyjątkowa. Jej bohaterką jest nieznana szerzej hrabina Janina Suchodolska, odważna Żydówka, która ocaliła tysiące Polaków więzionych przez niemieckich okupantów.

Z fałszywymi dokumentami wystawionymi na polską arystokratkę Janina Mehlberg pracowała w Radzie Głównej Opiekuńczej i należała do Armii Krajowej. Dzięki przebiegłości, żelaznemu opanowaniu i uporowi hrabina przekonała Niemców, by zwolnili kilka tysięcy Polaków m.in. z obozu koncentracyjnego na Majdanku. Uzyskała pozwolenie, by dostarczać więźniom żywność, lekarstwa, paczki świąteczne, a nawet ozdobione choinki. Osobiście przemycała wiadomości dla członków ruchu oporu na Majdanku, gdzie nawiązała kontakt z lekarką Stefanią Perzanowską. Choć to niewiarygodne, zdołała uniknąć zdemaskowania, przeżyła wojnę, a potem wyemigrowała do Stanów Zjednoczonych.

„Fałszywa hrabina" Joanny Śliwy i Elizabeth B. White

Opierając się na niepublikowanych, lecz dokładnie zweryfikowanych wspomnieniach Janiny Mehlberg, Elizabeth B. White i Joanna Śliwa, historyczki i ekspertki w dziedzinie Holokaustu, odkryły całą historię życia tej niezwykłej kobiety, a opowieść o jej losach umiejscowiły w szerszym kontekście historycznym. Fałszywa hrabina to inspirująca relacja o niezłomnej odwadze w obliczu niewyobrażalnego okrucieństwa.

Fałszywa hrabina to książka o pamięci, która wydobywa z cienia ważną, niezwykłą postać. Czyta się ją z napięciem, jak thriller historyczny, ale to przecież świadectwo prawdy. Janina Mehlberg nie była fałszywą hrabiną, ale kobietą, która nauczyła się grać rolę, by ocalić siebie i innych – pisze Danuta Awolusi w naszej redakcyjnej recenzji książki Fałszywa hrabina

Do lektury zaprasza Dom Wydawniczy Rebis. W ubiegłym tygodniu na naszych łamach zaprezentowaliśmy premierowy fragment książki Fałszywa hrabina. Dziś czas na kolejną odsłonę tej historii:

3

TERROR WKRACZA DO LWOWA

Przerażone kobiety uciekały z krzykiem ulicami miasta. Tym, które błagały o litość, oprawcy zdzierali ubrania i chłostali je biczami. Inni wyciągali mężczyzn na ulice i bili ich pałkami. Wielu umierało w tym krwawym szaleństwie. Ofiarami byli Żydzi, a prześladowcami ich sąsiedzi. Był 30 czerwca 1941 roku i oddziały niemieckie właśnie wkroczyły do miasta.

Od czasu niemieckiego ataku na Związek Radziecki osiem dni wcześniej, ukraińscy nacjonaliści przygotowywali się do zemsty na sowieckich oprawcach. Ich wściekłość jeszcze wzrosła, gdy we lwowskich więzieniach dokonano makabrycznego odkrycia – znaleziono około 1500 ciał więźniów zamordowanych przez NKWD. Ukraińska milicja nie mogła dopaść sowieckich funkcjonariuszy, więc skupiła się na Żydach, czyniąc z nich kozły ofiarne, chociaż wśród zamordowanych więźniów byli również Żydzi. Pogrom trwał dwa dni, aż w końcu 2 lipca interweniowały niemieckie władze wojskowe, przywracając porządek w mieście. Do tego czasu zostało zamordowanych ponad tysiąc Żydów, a możliwe, że były nawet 4 tysiące ofiar.

Potem do Lwowa przybyło Kommando Einsatzgruppen SS. Były to grupy operacyjne niemieckiej Policji Bezpieczeństwa (Sicherheitspolizei, SiPo) i Służby Bezpieczeństwa (Sicherheitsdienst, SD), których zadaniem było wzmocnienie bezpieczeństwa za linią frontu podczas operacji wojskowych. Niemiecka Policja Bezpieczeństwa, która składała się z Gestapo (tajnej policji) i Kripo (policji kryminalnej), była formacją państwową, a Służba Bezpieczeństwa organizacją wywiadowczą SS (Schutzstaffel), oddziałów ochronnych partii nazistowskiej NSDAP. Na początku wojny Policja Bezpieczeństwa i Służba Bezpieczeństwa połączyły się w jedną organizację. Jednym z zadań Einsatzgruppen na podbitym terytorium Związku Radzieckiego było eliminowanie judeobolszewizmu (tak Niemcy określali komunizm), które polegało na masowym mordowaniu komunistów i przedstawicieli inteligencji, a przede wszystkim Żydów.

Janina i Henry nie byli świadkami pierwszego pogromu lwowskiego, ponieważ w sąsiedztwie uniwersytetu nie mieszkało zbyt wielu Żydów. W mieście było już jednak Einsatzkommando. Jego funkcjonariusze dwa dni po przybyciu do Lwowa wpadli do domów mieszkających w pobliżu uczelni wybitnych profesorów, w większości Polaków. Aresztowali ponad dwudziestu profesorów oraz ich rodziny i służbę. Pod koniec następnego dnia niemal wszyscy nie żyli; zostali rozstrzelani i pogrzebani w masowej mogile na wzgórzach za miastem. Wśród ofiar byli trzej matematycy, których Janina znała i szanowała.

Morderstwa Żydów trwały nadal, ale nie dokonywano ich już tak chaotycznie, ponieważ pod przewodnictwem SS ukraińska milicja działała w sposób bardziej uporządkowany i celowy. Między 2 a 5 lipca milicja wyłapała tysiące mężczyzn żydowskiego pochodzenia i zgromadziła ich na stadionie. Tam byli brutalnie bici i torturowani. Później funkcjonariusze SS z pomocą Ukraińców zapędzili większość Żydów do lasu za miastem i tam rozstrzelali. Einsatzkommando nie prowadziło dokładnych statystyk, lecz szacuje się, że liczba ofiar mogła wynieść od 2,5 do 3 tysięcy.

Wehrmacht ustanowił we Lwowie administrację wojskową i zmienił nazwę miasta na Lemberg. Komendant wojskowy nadał Ukraińcom pewne przywileje, gdyż Niemcy byli równie biegli w wykorzystywaniu podziałów etnicznych jak Sowieci, chociaż ideologia nazistowska głosiła, że Słowianie, w tym Ukraińcy, są rasą niższą. Wehrmacht utworzył oddziały złożone z członków Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów, które wkroczyły do Galicji Wschodniej wraz z wojskami niemieckimi. Podburzani przez Niemców Ukraińcy nawoływali rodaków, by zajmowali wsie i miasta i mścili się na wrogach, zwłaszcza na Żydach i Polakach.

Jednak wbrew oczekiwaniom OUN-u Hitler nie miał najmniejszego zamiaru przyznać Ukrainie niepodległości. Gdy frakcja OUN-u ogłosiła, że Lwów należy do Ukrainy, jej przywódcy szybko zostali gośćmi w obozie koncentracyjnym Sachsenhausen.

Jedno z pierwszych zarządzeń władz wojskowych nakazywało wszystkim Żydom między czternastym a sześćdziesiątym rokiem życia zarejestrować się i nosić opaski z gwiazdą Dawida. To ułatwiało SS i ukraińskiej milicji znajdowanie i mordowanie ofiar. Janina mogła tylko przyglądać się ze smutkiem, jak jej przyjaciele w mieszanych małżeństwach muszą dokonywać straszliwych wyborów. Niektórzy nieżydowscy małżonkowie rozwodzili się ze swoimi żydowskimi małżonkami i zabierali dzieci w nadziei, że je ocalą. Niektóre nieżydowskie matki twierdziły nawet, że ich dzieci pochodzą z nieprawego łoża, ponieważ nieślubne były lepiej widziane niż te, które miały ojca Żyda. Janina miała również przyjaciół, którzy przez całe życie byli praktykującymi chrześcijanami, a przez Niemców zostali uznani za Żydów. Przed Niemcami udawało się ukryć swoje pochodzenie, lecz z Ukraińcami już nie było tak łatwo. Pewien profesor literatury, którego Janina i Henry dobrze znali, był gorliwym katolikiem. Jego żydowscy rodzice zmienili wiarę i ochrzcili go tuż po narodzinach. Kiedy profesor dowiedział się, że będzie musiał nosić opaskę, podciął sobie żyły w wannie.

Janina i Henry założyli opaski i stali się obiektem prześladowań. Jeden z pierwszych dekretów zakazywał Żydom posiadania odbiorników radiowych. Kiedy Janina pewnego upalnego lipcowego dnia udała się w wyznaczone miejsce, by oddać radio, zastała tam długą kolejkę innych Żydów. Po kilku godzinach obok kolejki przeszli dwaj uzbrojeni ukraińscy milicjanci, prowadząc grupę młodych mężczyzn. Wtedy rozległ się rozdzierający serce krzyk starszej kobiety, która stała obok Janiny.

– To mój syn! Zabierają mi syna!

Kobieta upuściła radio i rzuciła się w kierunku mężczyzn. Jeden z Ukraińców odepchnął ją brutalnie, lecz kobieta dalej za nimi biegła, płacząc żałośnie i rozpaczając. Wtedy drugi milicjant ją przewrócił, chwycił jej głowę obiema rękami i tak długo tłukł nią o bruk, aż kobieta zmarła. Potem kopnął ciało i dołączył do reszty grupy. Janina mogła tylko trzymać się swojego miejsca w kolejce, która przesuwała się wolno obok zakrwawionych zwłok. Takie sceny rozgrywały się w mieście każdego dnia.

Dwudziestego piątego lipca ukraińska milicja rozpoczęła kolejny dwudniowy pogrom.

Celem byli zamożni Żydzi, których wywlekano na ulice, bito, a potem zabierano i rozstrzeliwano. Tym razem oprawcy pojawili się w sąsiedztwie domu Janiny i Henry’ego. Janina zdała sobie sprawę z niebezpieczeństwa, gdy do okna przyciągnął ją hałas dobiegający z ulicy. Zobaczyła grupę milicjantów, którzy wyciągnęli już na zewnątrz żydowskiego właściciela sąsiedniej kamienicy. Mężczyzna klęczał przed jednym z funkcjonariuszy, w którym Janina rozpoznała dozorcę. Kiedy właściciel błagał o życie, Janina usłyszała, jak dozorca warczy:

– Nie! Doniosłeś bolszewikom, że cię okradłem. Teraz moja kolej, żeby cię posłać do piekła. Palcem nie kiwnę, żeby ocalić takiego szczura!

Janina była wstrząśnięta. Gdy dozorca pracował przed budynkiem, często zatrzymywała się, żeby z nim pogawędzić, pytała o dzieci, które były jego dumą i radością. Kiedyś dowiedziała się, że jedno z nich jest ciężko chore, więc szybko zorganizowała pomoc medyczną. Nie potrafiła zrozumieć, jak ten kochający ojciec i miły sąsiad, który nigdy nie zachowywał się wrogo wobec niej, Żydówki, mógł tak bezdusznie wydać drugiego człowieka na okrutną śmierć.

Następnego dnia przed domem Janiny i Henry’ego zatrzymała się ciężarówka i wysypali się z niej ukraińscy milicjanci. Widziała, jak wchodzą do budynku, więc założyła, że będą szukać żydowskich mężczyzn. Zmusiła Henry’ego, żeby się schował, a sama postanowiła udawać gościa. Kiedy rozległo się pukanie, otworzyła drzwi i ujrzała grupę mężczyzn, wśród nich dozorcę. Tłumiąc strach, oznajmiła, że jest gościem Mehlbergów, których nie ma w domu. Wtedy odezwał się dozorca.

– Zgadza się – powiedział. – Widziałem, jak wychodzili. Milicjanci ruszyli dalej w poszukiwaniu innych ofiar.

Janina zamknęła drzwi i oparła się o nie, próbując pojąć, co właśnie się wydarzyło. Człowiek, który był odpowiedzialny za śmierć co najmniej jednego Żyda, właśnie ocalił życie dwojgu innym, narażając własne. Te dwa czyny zupełnie do siebie nie pasowały, chociaż dokonał ich ten sam człowiek. Przez kolejne trzy lata Janina była świadkiem wielu logicznie niewytłumaczalnych zachowań, a jej obserwacje wpłynęły na późniejsze kalkulowanie ryzyka, gdy każdego dnia się narażała, ratując innych.

Kiedy 27 lipca pogrom dobiegł końca, liczba ofiar we Lwowie sięgnęła tysiąca. Następnego dnia komendant miasta nałożył na Żydów grzywnę w wysokości dwóch milionów rubli, która była karą za „sprowokowanie” Ukraińców.

Sytuacja lwowskich Żydów pogorszyła się jeszcze, gdy 1 sierpnia Galicja Wschodnia weszła w skład Generalnego Gubernatorstwa – okupowanych terenów Polski, których Niemcy nie zaanektowali w 1939 roku pod nazwą Distrikt Galizien, czyli Dystrykt Galicja. Był to piąty dystrykt Generalnego Gubernatorstwa, a władzę sprawowali w nim nazistowscy urzędnicy administracji cywilnej, którzy bezwzględnie eksploatowali miejscowe zasoby i wykorzystywali ludzi, sami się przy tym bogacąc. Wysokie stanowiska piastowali tu jedni z najbardziej skorumpowanych i brutalnych weteranów niemieckiej władzy w Generalnym Gubernatorstwie, więc Dystrykt Galicja szybko zdobył szyderczy przydomek „Skandalicja” (Skandalizien). Pierwszy gubernator, Karl Lasch, tak bardzo przekroczył i tak już wyśrubowane w kwestii łapówek standardy, że w 1942 roku został odwołany, osądzony i stracony.

Nowa administracja zakazała Żydom pracować, chodzić do szkoły i korzystać z miejsc publicznych. Wszyscy Żydzi między czternastym a sześćdziesiątym rokiem życia byli zobowiązani do pracy przymusowej. Urzędnicy przeprowadzali inspekcje w ich domach, spisywali meble, konfiskowali wszystkie wartościowe rzeczy i eksmitowali mieszkańców. Rozmaite urzędy stale wydawały nowe rozporządzenia i dekrety, tak że Janina nigdy nie była pewna, czy to, co jednego dnia zrobiła zgodnie z prawem, następnego nie okaże się niedozwolone.

Nowe władze natychmiast nałożyły na społeczność żydowską nowy podatek. Janina i Henry nie mieli pieniędzy – podobnie jak tysiące innych lwowian – więc Janina poszła na plac Mariacki na Starym Mieście, by sprzedać swoje dwie najcenniejsze rzeczy: pierścionek i robione na zamówienie wieczne pióro wysadzane 22-karatowym złotem. Plac był jednym z najpiękniejszych we Lwowie, ale wtedy wydał jej się miejscem wyjętym z koszmaru. Pokrzykujący ludzie tłoczyli się i przepychali w dusznym skwarze. Między zrozpaczonymi mężczyznami i kobietami usiłującymi sprzedać swoje mienie krążyli z chciwymi uśmieszkami niemieccy żołnierze, oficerowie i esesmani. Niektórzy specjalizowali się w konkretnych przedmiotach: Janina widziała, jak jeden unosi dłoń z obrączkami nasadzonymi aż po czubki palców, a drugi podwija rękaw, pokazując ramię z bransoletami.

W tłumie dostrzegła znajomą, żonę jednego z profesorów, która próbowała sprzedać bransoletkę, więc stanęła obok niej. Podszedł do nich jakiś Niemiec, by sprawdzić, co mają do zaoferowania, i zapytał Janinę o cenę. Potem zaproponował, że kupi pierścionek i pióro za połowę kwoty, którą wymieniła. Dookoła nich zebrali się zaciekawieni ludzie.

– Nie sprzedawaj – odezwał się ktoś po niemiecku. – Samo pióro jest warte trzy razy tyle.

Niemiec prychnął z niesmakiem i odszedł. Nagle zjawił się esesman, wyrwał pióro z dłoni Janiny i zniknął w tłumie. Cywil, który poradził jej, by nie sprzedawała swoich rzeczy, rzucił jej parę groszy i szybko podążył za esesmanem. Wtedy się dowiedziała, jak wygląda handel na placu Mariackim.

Głód stał się nieodłącznym towarzyszem Janiny i Henry’ego. Przyznane racje żywnościowe dostarczały zaledwie 8 procent kalorii koniecznych do przeżycia, a mogli kupić tylko kilka artykułów spożywczych, pod warunkiem że było ich na nie stać. Zakupy były możliwe między dwunastą a szesnastą, co wiązało się z ryzykiem, że zostaną zaatakowani przez Niemców lub Ukraińców, obrabowani, a nawet porwani i zmuszeni do pracy ponad siły, z takiego zesłania zaś wracało niewielu.

Do codziennych niedoli dołączył tyfus, który dotarł do Lwowa we wrześniu wraz z ukraińskimi żołnierzami wracającymi z niemieckich obozów jenieckich. Niedożywieni Żydzi w zatłoczonych mieszkaniach okazali się szczególnie podatni na tę chorobę, która wkrótce rozszalała się w całym mieście. To z kolei zwiększyło determinację Niemców, by „rozwiązać problem żydowski” w Galicji. W dystrykcie mieszkało wówczas pół miliona Żydów, z czego ponad 100 tysięcy we Lwowie. Urzędnicy postanowili więc, że odetną Żydów od reszty populacji i umieszczą ich w getcie. Oczywiście nie wszystkich – najpierw część zabiją.

Na początku października Janina widziała ciężarówki pełne Żydów zmierzające w stronę Piaskowej Góry. Nocami wsłuchiwała się w dobiegające ze wzgórz długie serie z karabinów maszynowych. Pewnego dnia spotkała przypadkiem koleżankę z czasów pracy w szkole, Polkę, jej wyniszczona twarz bardzo ją zaniepokoiła. Zrozpaczona kobieta wyjaśniła, że musiała uciec ze swojego domu na Piaskowej Górze, ponieważ dwadzieścia metrów od niego znajduje się miejsce egzekucji. Nie mogła spać, bo przez wiele nocy słyszała strzały i krzyki, które już nigdy nie przestaną rozbrzmiewać w jej głowie.

Napaści na Żydów się nasiliły i zawsze towarzyszyła im informacja, że jest to związane wyłącznie z rekrutacją do pracy. Czasem okazywało się to prawdą, ale strzały z karabinów maszynowych na wzgórzach dowodziły, że dla wielu tak nie było. Dla Janiny, jak i dla innych żydowskich mieszkańców Lwowa każdy dzień był rozpaczliwym kalkulowaniem prawdopodobieństwa, czy wyprawa na rynek, odwiedziny u przyjaciół, a nawet pozostanie we własnym domu skończy się zesłaniem do morderczej pracy lub śmiercią. We Lwowie nie było już bezpiecznego miejsca dla Żydów.

Ludzie próbowali różnych strategii. Pewnego dnia Janina złożyła wizytę młodej parze, którą znała z uniwersytetu. Była niezmiernie zdziwiona, gdy w drzwiach powitała ją siwowłosa kobieta. Po chwili Janina rozpoznała swoją koleżankę. Okazało się, że ufarbowała włosy, ponieważ musiała kupować jedzenie na rynku, a jako zdrowa, młoda kobieta mogła zostać wysłana do pracy. Jej strategia okazała się skuteczna podczas kilku wypraw na zakupy, ale pewnego dnia wyszła i nie wróciła. Tamtego dnia SS wyłapywało starsze kobiety, ale nie po to, by wysłać je do pracy.

Janina, tak samo jak inni Żydzi, których jeszcze nie schwytano, była bardzo czujna i wypatrywała ciężarówek wiozących esesmanów i ich ukraińskich pomocników. Pewnego dnia wyjrzała przez okno mieszkania i ujrzała ciężarówkę, a potem ukraińskich milicjantów, którzy wdzierali się do budynku po drugiej stronie ulicy, krzycząc, że przyszli po robotników do pracy. W tamtym domu mieszkał ze swoją piękną żoną pewien młody, częściowo niesprawny żydowski urzędnik. Ukraińcy zignorowali go jako niezdolnego do pracy, ale zabrali jego żonę. Mężczyzna uspokajał samego siebie, że Ukraińcy rzeczywiście wzięli jego żonę na roboty, ponieważ gdyby szukali potencjalnych ofiar do wyeliminowania, powinni zabrać jego. O siedemnastej tego samego dnia Janina zauważyła, że urzędnik stoi przed domem, czekając na powrót żony. O dwudziestej stał tam nadal, opierając się ciężko na kuli. Następnego dnia ciągle był w tym samym miejscu, ale już nie czekał: stał skulony przy drzwiach i łkał. Nikt nie był w stanie go zmusić, żeby wrócił do domu, aż w końcu sąsiedzi zaalarmowali jego rodziców, którzy przyjechali po niego.

Pewnej nocy, około trzeciej, terror załomotał do drzwi Janiny i Henry’ego. Łomot przybierał na sile, a oni usiłowali coś na siebie narzucić. W końcu Janina otworzyła, trzęsąc się ze strachu. Ukraiński milicjant wyminął ją i złapał Henry’ego.

– Zabieramy go do pracy – obwieścił.

– Ale on jest nauczycielem – błagała Janina po ukraińsku. – Nie nadaje się do pracy fizycznej.

Ukraińcy jednak jej nie posłuchali i wyprowadzili częściowo ubranego Henry’ego. Zdesperowana i zrozpaczona Janina popędziła za nimi, chcąc podzielić los męża. Gdy tak biegła, usiłując dotrzeć na komisariat, jeden z milicjantów ją odepchnął.

– Po co ten pośpiech? – prychnął. – Nie wiesz, dokąd go zabieramy? Potwierdzenie najbardziej koszmarnego strachu wywołało u Janiny brawurową zaciętość. Spojrzała milicjantowi prosto w oczy, nie ruszając się z miejsca.

– Wynoś się stąd, do jasnej cholery! – wrzasnął rozwścieczony milicjant i uderzył ją lufą karabinu.

Świadkiem zdarzenia był oficer Wehrmachtu, który akurat wchodził do budynku. Uspokoił Janinę i poradził jej, żeby sobie poszła, ale odmówiła. Ten akt odwagi zrobił chyba wrażenie na żołnierzu, ponieważ obiecał jej, że się dowie, jaki los spotkał Henry’ego, pod warunkiem że Janina opuści posterunek. W końcu przekonał ją, by stanęła po przeciwnej stronie ulicy. Wrócił po trzydziestu minutach.

– Wydostałem twojego męża z transportu i wysyłam go do pracy w piekarni Wehrmachtu – powiedział.

Janina, wstrząśnięta i bliska mdłości po niedawnym uderzeniu w głowę, ciągle jednak czekała, nie ośmielając się zaufać zapewnieniom Niemca. Później zobaczyła ciężarówkę wyjeżdżającą z komisariatu z żydowskimi mężczyznami i kierującą się ku Piaskowej Górze. A potem ujrzała Henry’ego: ukazał się w wejściu, eskortowany przez dwóch niemieckich żołnierzy, którzy nagle zmienili kierunek i ruszyli w stronę piekarni. Podszedł do niej inny niemiecki żołnierz i powiedział, że Henry wróci do domu o szóstej po południu.

Nadal jednak stała i czekała. W końcu o szóstej rozpłakała się z ulgą, gdy zobaczyła Henry’ego. Było to nieprawdopodobne, ale przyniósł bochenek pszennego chleba, którego nie jedli od wielu miesięcy. Gdy znowu znaleźli się w swoim mieszkaniu, Janina wtulała się w ramiona Henry’ego, zaczerwienione i pokryte pęcherzami po wyciąganiu z pieca gorących bochenków. Teraz, kiedy ucztowali przy świeżym chlebie, byli niemal oszołomieni wdzięcznością. Janina nigdy nie utraciła ironii towarzyszącej tamtym uczuciom i napisała: „Jeśli człowiek, który brutalnie bił cię i poniewierał przez wiele lat, nagle się zatrzymuje i oferuje ci łyk wody, jest dla ciebie w tym szczególnym momencie Panem Miłosierdzia”.

Książkę Fałszywa hrabina kupicie w popularnych księgarniach internetowych:

Tagi: fragment,

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Książka
Fałszywa hrabina
Joanna Śliwa0
Okładka książki - Fałszywa hrabina

Opowieść o Żydówce, która podczas Zagłady uratowała tysiące Polaków. Zdumiewająca historia Józefy Janiny Mehlberg, żydowskiej matematyczki, która udając...

Wydawnictwo
Recenzje miesiąca Pokaż wszystkie recenzje