To, co się nam podobało w naszym własnym procesie wychowania, świadomie chcemy powtarzać; coś, co wywoływało w nas niechęć, chcemy odrzucić i tego nie powielać. Ale na poziomie nieświadomym często powtarzamy wobec swoich dzieci to, co dla nas samych było źródłem cierpienia w dzieciństwie, i wcale im nie przekazujemy tego, co było dla nas korzystne w naszym własnym rozwoju. To są nieświadome transgeneracyjne przekazy. W gabinecie psychoanalityka często ujawniają się podczas terapii dzieci. Psychoanaliza pomaga całej rodzinie uleczyć rodzinne traumy i uwolnić dzieci z konieczności powtarzania wzorca cierpienia rodziców i dziadków.

Do przeczytania książki Bruno Claviera Dzieci, które chorują za rodziców zaprasza Wydawnictwo Virgo. Dziś na naszych łamach prezentujemy premierowy fragment publikacji:
„Dzieci chłoną emocje jak gąbka wodę Dziecko może być w roli terapeuty swojej rodziny od momentu narodzin, a nawet już w łonie matki, tym bardziej, jeśli w rodzinie nie dzieje się dobrze. W przypadku większości problemów psychicznych, zależność ta bywa niezauważana; dzieje się tak z powodu odwrócenia ról – oficjalnie to przecież dziecko otrzymuje diagnozę i to ono jest uznawane za chore.
A tymczasem pojawiające się symptomy są objawem emocjonalnego zamętu panującego w środowisku dziecka. Chociaż znajduje się ono w centrum uwagi i jest otoczone opieką, samo stawia siebie w pozycji „terapeuty”. Wie intuicyjnie i to bez żadnych wątpliwości, że jego rodzice cierpią. I nie ma znaczenia, że ci ostatni usiłują zachowywać pozory i ukrywać swój prawdziwy stan.
– Jak mogę pomóc osobom, które kocham i które są dla mnie tak ważne? Co mógłbym zrobić nadzwyczajnego, by złagodzić ich ból? – oto, co mogłoby powiedzieć dziecko, gdyby to wszystko nie działo się na planie nieświadomym.
Może to polegać na nieustannym wspieraniu rodzica, ale najczęściej dziecko „bierze jego ból na siebie”, na swoje konto, i robi to na swój własny sposób. W efekcie doświadcza jego negatywnych skutków w identycznej, ale też czasami i w odmiennej formie. Rozwój i utrzymywanie się symptomów zapobiega załamaniu, jest też próbą zwrócenia uwagi na to, co nie działa poprawnie w otoczeniu dziecka. Chociaż na pierwszy rzut oka dana rodzina może wydawać się wystarczająco dobra, trudności dzieci się kumulują, a one same, prowadzane od specjalisty do specjalisty, tak naprawdę nigdy nie doświadczają poprawy swojego stanu. W rzeczywistości są spadkobiercami tego, co obciążało również poprzednie pokolenia.”
* * *
„Widma rodzinne dają o sobie znać potomkom, kiedy ci są dziećmi, nastolatkami lub dorosłymi. Obecność widm może przejawiać się pod postacią trzech głównych konsekwencji, którymi są:
• zaburzenia psychiczne;
• dolegliwości i choroby fizyczne;
• wypadki, akty przemocy, samobójstwa, zabójstwa.
Od niezrozumiałych dla otoczenia symptomów, nękających do tej pory dzieci, można je uwolnić, jeśli rodzice w ich obecności opowiedzą o swoich traumach oraz o trudnych przeżyciach innych przodków. Czasami dzieci zdrowieją wówczas ze swoich symptomów w sposób natychmiastowy.
Im większą rodzic bierze odpowiedzialność za własną traumę, tym mniej zostaną nią obciążone jego dzieci. Tym, którzy pytają mnie o to, co mogą zrobić, by pomóc swoim pociechom, niezmiennie odpowiadam:
– Rób wszystko, co możesz, by samemu czuć się jak najlepiej. Indywidualna praca rodziców nad ich własną historią może być konieczna – dzieci mają ciekawsze rzeczy do robienia niż przesiadywanie w gabinetach psychologów i psychoterapeutów.
Gdy dziecko wchodzi w rolę terapeuty rodzica, najczęściej zaczyna mieć mniej lub bardziej poważne symptomy i choroby. Dzięki mojej praktyce wiem, że czasami wystarcza jedna sesja, by rozwiązać dany problem. W poważniejszych przypadkach, szczególnie w przypadkach psychozy lub objawów przypominających spektrum autyzmu, konieczna bywa dłuższa praca terapeutyczna. Mówimy o okresie terapii od roku do dwóch, trzech, a nawet czterech lat, z częstotliwością jednej sesji tygodniowo, co nie jest długim czasem, gdy weźmie się pod uwagę to, z jakiego kalibru zaburzeniem mamy do czynienia oraz fakt, że terapia kończy się sukcesem.
Gdy pasożytnicze emocje przodków znikają, mały człowiek w końcu uzyskuje dostęp do własnej energii, którą wcześniej „uzdrawiał” drugą osobę. Gdy rzeczywiście udaje się w terapii dotrzeć do źródła objawu, pacjenci przestają być chorzy. Tak szybki proces jest możliwy, pod warunkiem że rodzice wezmą odpowiedzialność za własne problemy emocjonalne. Łatwo zatem zrozumieć, dlaczego nieobecność rodziców na sesjach jest równoznaczna z brakiem możliwości przeprowadzenia skutecznej pracy terapeutycznej z dzieckiem.
Podczas takiej terapii rysunki dzieci wykonane przed sesją lub w jej trakcie, ich sny, zabawy, krótko mówiąc, wszystko, co jest przez nie podczas sesji wyrażane, ma znaczenie. Nic nie jest przypadkowe. Symptomy dzieci opatrzone czasem bardzo groźnie brzmiącą diagnozą, dzięki obserwacji rozmów i interakcji dzieci z rodzicami, dzięki zgłębieniu historii życia rodziców i przodków, dzięki relacji nawiązanej z terapeutą, rozwiązują się.”
Książkę Dzieci, które chorują za rodziców kupicie w księgarni internetowej Wydawnictwa Virgo.
Tagi: fragment,
