"Narastał w nim nieokreślony niepokój. To coś wisiało nad platformą, tuż pod linami i belkami, jakby w powietrzu. Przypomniało gigantycznego ciemnego motyla, odcinającego się złowieszczo od bieli śniegu i nieba."
Komendant Martin Servaz zostaje wezwany tajemniczej sprawy, droga którą jedzie jest pełna blokad i żandarmów. Po kontroli zostaje skierowany do elektrowni wodnej. Droga opisywana przez Miniera jest niesamowita, jak niesamowite są Pireneje widziane jego oczami. Okazuje się, że ciało znaleziono na końcu kolejki -
ktoś je okaleczył - rozcinając płaty skóry i ułożył je niczym wielkie skrzydła, a owe ciało należy... do konia.
Na początku Servaz jest wręcz zniesmaczony - został oderwany od morderstwa bezdomnego i wezwany do konia?
Okazuje się, że to nie byle jaki koń. Należał on do Erica Lombarda członka dynastii finansistów rządzącej częścią Pirenejów od sześćdziesiętu lat.
Tuż obok znajduje się Instytut Wargniera - zakład psychiatryczny dla najbardziej groźnych szaleńców.
Ten szpital zamknięty jest bardzo dobrze zabezpieczony na wszelkie możliwe sposoby, więc nie ma możliwości, by któryś z osadzonych tam przestępców uciekł i niezauważony uprowadził, zabił, a następnie wwiózł ciało konia na samą górę.
Tymczasem na miejscu zdarzenia zostaje odkryte DNA jednego z zamkniętych szaleńców...
Sprawa zaczyna się komplikować - mamy kolejne zwłoki. Tym razem ludzkie i to zwykłego, spokojnego aptekarza, a miejsce zbrodni znów zostało zainscenizowane.
Zaczyna się śledztwo, akcja nie szaleje, ale płynie powoli. Jesteśmy świadkami najpierw błądzenia po omacku, a potem niesamowitej pracy wyciągania trafnych wniosków ze znalezionych tropów. Możemy uczestniczyć w pracy świetnego detektywa, który to "czuje", wie kiedy zbliża się do odkrycia prawdy. Martin jest detektywem starej daty, polega na swoim zmyśle, często neguje nowinki technologiczne, do tego niezbyt dobrze strzela, zmaga się ze swoją przeszłością, a i teraźniejszość go nie rozpieszcza - dorastająca córka, rozwód. Twierdzi, że nie ma poczucia humoru i co chwilę rzuca łacińskimi cytatami, nie szafuje zaufaniem. Dopuszcza każdą możliwość bo jak mówi:
"Myślę, że żyjemy w świecie, w którym możliwe jest już wszystko - [...] - Szczególnie to, co najgorsze."
Bernard Minier ma niesamowitą umiejętność do tworzenia obrazu w głowie czytelnika. Choć opisy nie są barokowe, są tak skomponowane,
że nie dość, że widzimy góry, to czujemy zimno i padający śnieg. Oczami wyobraźni możemy zobaczyć zachodzące słońce, a w nozdrzach poczuć zimne, górskie powietrze.
To bardzo dobra historia z bohaterami, których ciężko ocenić zero - jedynkowo. Postaci są po prostu ludzkie. Mają zalety, ale mają też wady - tajemnice, które kształtują ich zachowania.
Minier trafnie puentuje rzeczywistość - "zło istnieje i jest hałaśliwe", a obłędem można się zarazić - przechodzi on z jednej grupy ludzi na drugą; tak jak "Nosicielem malarii jest komar. Nosicielem obłędu, w każdym razie nosicielem szczególnie uprzywilejowanym, są media."
Autor szepcze nam, że nie można być głuchym i ślepym, ale i nie przyjmować każdej informacji jako pewnik.
"Labor omnia vincit improbus - systematyczna praca wszystko zwycięża."
Wydawnictwo: Rebis
Data wydania: 2012-02-21
Kategoria: Kryminał, sensacja, thriller
ISBN:
Liczba stron: 512
Tytuł oryginału: Glace
Język oryginału: francuski
Tłumaczenie: Monika Szewc-Osiecka
Dodał/a opinię:
Alina Śliwińska
Witajcie w Hongkongu! Witajcie w najbardziej tajemniczej firmie świata! Witajcie... na krawędzi otchłani! Moira, młoda Francuzka, ekspert w dziedzinie...
MARTIN SERVAZ WALCZY O HONOR I WŁASNE ŻYCIE. Departament Ariege, jesienna pełnia księżyca. Z pogrążonego w ciemnościach lasu nagle na szosę wybiega...