Muszę przyznać , że z wielką niecierpliwością czekałam na tę książkę. Zaintrygował mnie tytuł oraz zdanie umieszczone na okładce: "Brutalnie szczera opowieść o polskiej rzeczywistości widzianej oczami nastolatka." Dlatego gdy trafiła w moje ręce, to już jej nie wypuściłam. Było to dość trudne zadanie, gdyż książka jest dość obszerna (602 strony), ale czyta się ją dobrze, lekko i tak wciąga, ze człowiek po prostu wpada w wir fabuły stając się jakby bohaterem, scalając się z nim i jego problemami.
Karol, główny narrator tej książki, jest szesnastoletnim uczniem, który opowiada nam o swoim często koszmarnym życiu. W domu nie jest rozumiany przez rodziców, ojciec zajęty swoimi sprawami nie zwraca na niego zbytniej uwagi a matka ciągle traktuje nastolatka jak małe dziecko. Mieszkający z nimi dziadek ostatnio nie nadaje się do poważnej rozmowy. W szkole również nie ma takiej osoby, której mógłby zaufać. Próbuje odreagować ten mur, z którym się zmaga codziennie poprzez rozróby w szkole, wikła się w niejasne układy i prowokuje nauczycieli, chce za wszelką cenę zwrócić na siebie uwagę.
"Mam nadzieję, że ojciec pogada ze mną. Usiądzie. Wypijemy razem herbatę. Coś obejrzymy w telewizji. Ale on wraca do swojego świata. Coraz częściej zastanawiam się, czy to także jeszcze mój świat. Czy jest w nim odrobina miejsca dla mnie. I to mnie wkurwia."
Jego sny są delikatnie mówiąc przerażające, aż strach pomyśleć co byłoby, gdyby się ziściły. Lecz gdy się człowiek dłużej zastanowi, to częściowo zgadzam się z rozumowaniem Karola. Młodzież obecnie w wielu rodzinach żyje po prostu jakby obok rodziców. Oni zapewniają dzieciom tylko jedzenie i spanie, ale na rozmowę już brakuje czasu. Nastolatki to już nie dzieci, lecz jeszcze nie dorośli, potrzeba im poświęcać więcej uwagi, dawać wzorce, większość małolatów nie chce tak żyć jak ich rodzice. Nawet więcej, oni boją się żeby nie być takimi jak ich rodzice. Dlatego Karol dochodzi do wniosku, że sam będzie stanowił o sobie.
"Trzy lata i zawód. A potem na Zachód. Tu nie ma żadnych perspektyw. Chyba że do emerytury harować na czarno albo za minimum z minimum. I słuchać pieprzenia różnych mądrali w telewizjach rządowych o kokosach rosnących na szczytach ich wieżowców. Tylko jak się tam dostać?"
Nie czytałam wcześniejszych publikacji autora, lecz ta książka porwała mnie, można powiedzieć, że ten dość opasły tom wywrócił niejednokrotnie moje poglądy do góry nogami. Ta książka jest o nastolatkach, lecz trudno by było mi powiedzieć, że również dla nastolatków. Myślę, że każdy z dorosłych powinien się zapoznać z tą lekturą. Ja swoją książkę dałam już córce do przeczytania, gdyż ma dwóch nastolatków w domu. Ja nie miałam takich problemów ze swoimi dziećmi i myślę, że oni również nie mieli problemu ze mną. Wiem, że to były inne czasy, lecz problemy takie same.
Podziwiam autora za bardzo dobre zobrazowanie spostrzeżeń głównego bohatera, myślę że na to aby tak wnikliwie poznać myśli młodych ludzi autor musiał mieć jakieś wzorce. Faktem jest, że Stach Szulist jest z zawodu dziennikarzem i nauczycielem a z zamiłowania pisarzem, co z pewnością ułatwiło mu napisanie tej intrygującej książki. Wszystko tu zgrabnie się składa, język i dialogi nastolatków są bardzo dobre, realistyczne a narracja młodego człowieka tak wciąga, że bardzo trudno jest oderwać się od lektury.
Zachęcam do przeczytania tej książki, chociaż może jej objętość niektórych przerażać.
Książkę otrzymałam do recenzji w ramach Klubu Recenzenta portalu www.nakanapie.pl.
Wydawnictwo: Novae Res
Data wydania: 2022-03-21
Kategoria: Obyczajowe
ISBN:
Liczba stron: 602
Język oryginału: polski
Dodał/a opinię:
Myszka77
Trzy lata i zawód. A potem na Zachód. Tu nie ma żadnych perspektyw. Chyba że do emerytury harować na czarno albo za minimum z minimum. I słuchać pieprzenia różnych mądrali w telewizjach rządowych o kokosach rosnących na szczytach ich wieżowców. Tylko jak się tam dostać?
Szkoła, jako pole bitwy? Oczywiście! Jeśli oglądasz szkołę z zewnątrz z przekonaniem, że równie pięknie jest wewnątrz, to najwyższa pora wyjść z...
Kiedy się czuje pociąg fizyczny, nieczystą namiętność fizycznych kształtów, to nie jest miłość. Miłość jest pożądaniem czyjejś duszy. Tak swego czasu...
A jeszcze pół roku temu była laską. Piękną laską. To nic, że głupią. Taki Kuba czy Wiotki wyłącznie na urodę patrzą.
– Byle miała dziury na swoim miejscu – ma w zwyczaju w takich okolicznościach mawiać Wiotki, bo jego myślenie o kobietach jest jednokierunkowe i dziurawe.
Więcej