W życiu trzeba się nieźle nagimnastykować. Szesnastoletni Karol już o tym wie… Można powiedzieć, że każdy z nas jest akrobatą. Niby o tym wiemy, a jednak…
Szesnaście lat. Piękny wiek! Gdy będę mieć szesnaście lat to… Powiedzą młodsi. Gdy się było w szesnastej wiośnie to… Powiedzą starsi. A sami zainteresowani?
Akrobatyka pełną gębą, bo niby dorosły, a niepełnoletni. Niby beztroski, a problemów całe mnóstwo. Niby wszystko jest na swoim miejscu, a nieustannie trzeba lawirować.
Szkoła. Ciągle powtarzają, że trzeba samodzielnie myśleć. A gdzie tam! Taki samodzielnie myślący nastolatek to same problemy dla tzw. ciała pedagogicznego. Taki delikwent zaczyna zdawać sobie sprawę, że coś jest nie tak. Niby demokracja, ale za żadne skarby nie wolno wyrażać na głos własnego zdania. Niby tolerancja, ale wszelkie odstępstwa od normy są tłamszone. I taki delikwent zaczyna zadawać niewygodne pytania. Zaczyna upominać się o swoje prawa. Zaczyna prowokować. A nuż uda się kogoś wyprowadzić z równowagi. Zaczyna szukać poklasku i zrozumienia u rówieśników. A nuż uda się kogoś ośmieszyć. Walka. Nieustanna walka. Walka pokoleń na froncie ja – szkoła. Szkoła, która uczy mnie całej masy nieprzydatnej w dorosłym życiu praw i prawideł. Szkoła, która chce wpakować wszystkich w jeden schemat. Szkoła, która zabija w człowieku wszelką ochotę do zaangażowania i działania. Szkoła, to miejsce walki na dwóch frontach. Ja – szkoła. Ja – inni uczniowie. Trzeba robić tak, aby nie być wykluczonym z grupy. Nie wychylać się. Nie obnosić się ze swoją wiedzą i poglądami. Nie zdradzić się, że … czyta się książki, słucha się dobrej muzyki, poddaje się refleksji. Taki Karol nie ma łatwo w szkole…
A dom? Tu nie lepiej. Tu jest istne pole minowe. Tylko rodzic (czytaj ojciec), Aż rodzic (czytaj matka) i dziadek cierpiący na demencję starczą. Wszyscy żyją pod jednym dachem, a każdy w swoim świecie. Wszyscy spotykają się zazwyczaj rano w kuchni. Jednak myli się ten, kto pomyśli, że to miłe, rodzinne śniadanie. Walka zaczyna się od samego rana. To nie rozmowa. To słowne zaczepki. To przerzucanie się winą. To odsuwanie od siebie odpowiedzialności. To kolejne ćwiczenia akrobatyczne. I każdy wykonuje wyłącznie swój indywidualny układ. Matka trochę pomatkuje. Ojciec zawsze musi mieć ostatnie zdanie. Dziadek też chce być zauważony. A Karol? A Karol stara się robić tak, żeby ojciec po prostu podrzucił go do szkoły. Rodzice to autorytet? Nie w tym przypadku. Ojciec jeszcze czasem czymś zabłyśnie i wtedy Karol myśli sobie: szacunek, ale… Ale nigdy nie wypowie tego na głos. A matka? Matka to kretynka. Ojciec ciągle to powtarza, a i Karol coraz częściej dochodzi do takiego wniosku. Gdy tak ich obserwuje i słucha ich pseudo dialogów dochodzi do wniosku, że on… nigdy się nie ożeni. Nigdy nie będzie chciał mieć takiego życia jak jego rodzice. Cóż z tego, że w porównaniu do innych są dobrze sytuowani? Szczera rozmowa? Można zapomnieć. Wspólnie spędzony czas? Można zapomnieć. Zwierzenie się z własnych problemów, frustracji, przemyśleń? Można zapomnieć. Taki Karol nie ma łatwo w domu…
A hormony buzują. Wnioski wyciągane z przeróżnych obserwacji nie napawają optymizmem. I nie ma z kim o tym porozmawiać.
To balansowanie między dzieciństwem a dorosłością niezależnie od czasów nigdy nie jest łatwe. Ale najgorsza w tym całym balansowaniu jest samotność. Asekuracja? W przypadku Karola na próżno jej szukać. I to jest jego największy problem.
Tak, Stach Szulist doskonale przedstawił punkt widzenia współczesnych nastolatków. A okazji do obserwacji miał bez liku. Nie owija w bawełnę. Nie spłyca problemów, a wręcz przeciwnie. Niektóre z nich celowo uwypukla. Tak jakby chciał, aby dorośli w końcu usłyszeli krzyk tych młodych. Młodzież przecież przyszłością tego świata. Może warto zadbać o to, aby przekazać tym młodym wartości, którymi powinni kierować się w życiu. Może warto pokazać im, na czym polega budujący dialog. Może warto pokazać im, że dla każdego na tym świecie jest miejsce. Może warto pozwolić im podejmować własne decyzje. Może warto pokazać im, co to przyzwoitość. Może warto pokazać im, jak wspólnie i wartościowo spędzać czas. Może warto czasem ich po prostu posłuchać. Może warto zapewnić im asekurację…
Wydawnictwo: Novae Res
Data wydania: 2022-03-21
Kategoria: Obyczajowe
ISBN:
Liczba stron: 602
Język oryginału: polski
Dodał/a opinię:
Monika Kurowska
Trzy lata i zawód. A potem na Zachód. Tu nie ma żadnych perspektyw. Chyba że do emerytury harować na czarno albo za minimum z minimum. I słuchać pieprzenia różnych mądrali w telewizjach rządowych o kokosach rosnących na szczytach ich wieżowców. Tylko jak się tam dostać?
Ela jest pięćdziesięciolatką, miłośniczką klimatów rockowych i dobrej literatury, która za sprawą kilku przypadkowych kliknięć w sieci nawiązuje...
Drugi tom Opowieści naszych dni to efekt starań i wysiłków wielu ludzi, zjednoczonych potrzebą opowiedzenia historii, które narodziły się w ich głowach...
A jeszcze pół roku temu była laską. Piękną laską. To nic, że głupią. Taki Kuba czy Wiotki wyłącznie na urodę patrzą.
– Byle miała dziury na swoim miejscu – ma w zwyczaju w takich okolicznościach mawiać Wiotki, bo jego myślenie o kobietach jest jednokierunkowe i dziurawe.
Więcej