Okładka książki jest przepiękna i to ona zwróciła moją uwagę. Mamy niebo pełne gwiazd, kosmos - tak sobie ją opisuję. Satynowa w dotyku, z wytłuszczeniami. Idealna. Posiada skrzydełka, które stanowią dodatkową ochronę przed uszkodzeniami mechanicznymi. Na jednym z nich przeczytacie fragment książki, a na drugim kilka słów o autorce. Stronice są kremowe, czcionka wystarczająca dla oka. Podzielona została na rozdziały. Narracja została poprowadzona przez główną bohaterkę, w innej formie niż zazwyczaj. Nie ma tutaj standardowych dialogów, jakie mamy w książkach czytanych na co dzień. Jednak po krótkiej chwili idzie się przyzwyczaić.
Pierwsze spotkanie z autorką, dzisiaj recenzowana książka to debiut literacki. Muszę przyznać, że jest niezwykle dobrą historią. Trudną do napisania, to na pewno, ale zdecydowanie jest warta uwagi każdego czytelnika, bez względu na wiek, czy płeć i jakiekolwiek inne kategorie. Czyta się dosyć szybko, lekko, lecz nie zawsze jest przyjemnie. Nasza bohaterka mierzy się z chorobą, swoją, ale i innych pacjentów ze szpitala. Mamy również wstawki fantastyczne, które są wymysłem, wyobraźnią Martiny, nie ma ich dużo i nie przeszkadzają absolutnie. Nie wiedziałam, decydując się na tę pozycję do recenzji, czy przypadnie mi do gustu. Stos się piętrzył, a mój humor w tamtym czasie nie należał do najlepszych, tak jak samopoczucie. Mimo wszystko zaryzykowałam i nie żałuję.
Choroba, jeszcze nieuleczalna czy taka, z którą naprawdę trudno walczyć jest trudnym tematem. Zresztą ona wybiera sobie byle kogo. Nigdy nie wiemy, czy zaatakuje znienacka i rozłoży na łopatki w krótkim czasie, czy też będzie się pojawiała w naszym organizmie niezauważalnie, podstępnie małymi krokami i sprawi, że każdy oddech będzie niezwykle trudny... Nie wiemy, czy zaatakuje dziecko, nastolatka, osobę dorosłą czy w podeszłym wieku. Z resztą to nie ma żadnego znaczenia...
Martina jest bohaterką, chorującą na chłoniaka. Widzimy jej oczami, czyli oczami małej dziewczynki, niezrozumiały świat szpitala, lekarzy, choroby. Spostrzegamy świat w innym wymiarze, niezwykle trudnym... Jednak z dawką małej fantastyki, gdzie nawet jeden z dorosłych podsuwa pomysł wyobrażenia sobie smoka, który ma pokonać chorobę. Widzimy również inne dzieci, które chorują, które walczą. Mamy codzienne niemal wizyty księdza, klaunów, wolontariuszy, którzy mają za zadanie poprawić im humor, sprawić, by na twarzach dzieciaków pojawił się uśmiech... Nasza postać jest nieco uparta, nieposkromiona wręcz bym powiedziała. Lubiąca postawić kropkę jako ostatnia. Jej rozmowy z dorosłymi momentami sprawiały uśmiech na mojej twarzy.
Gdy poznaje Lorenza, chłopca, który leży za ścianą, świat nieco się zmienia. Zostają przyjaciółmi, a dzięki temu ich samopoczucie ulega zmianie, tak jakby, na lepsze. On również walczy z chorobą, ogólnie jak poznałam na kartach powieści tego chłopaka, poczułam ukłucie w sercu. Przeczuwałam, że coś może się zadziać... I owszem, działo się! Wpadają na genialny, lecz niezwykle niebezpieczny pomysł, który czym prędzej zostaje przez pracownika szpitala wykryty. Niemniej jednak, sam koniec powieści sprawił, że moje serce rozbiło się na milion małych kawałków. Do tej pory czuję ogromny ucisk w sercu, w oczach zbierają się łzy.
Jest to powieść inna od pozostałych. Wartościowa, wzbudzająca w nas masę przemyśleń, na temat życia, śmierci... Niezwykle głęboka i refleksyjna. Dopiero po skończeniu jej poczułam, że przyzwyczaiłam się do Martiny i Lorenza, że mi ich brakuje... Jest to smutna historia, z małymi promykami słońca niosącego nadzieję.
ZDECYDOWANIE BARDZO JĄ WAM POLECAM. Jest inna, piękna, ciężka, smutna, ale naprawdę warta uwagi. Nie chcę Wam więcej pisać, bo boję się, że zaspoileruję to, co najważniejsze. Musicie po nią sięgnąć, bo jest tego warta. Jedna z lepszych książek, jakie udało mi się w tym roku przeczytać.
Wydawnictwo: Sonia Draga
Data wydania: 2023-09-20
Kategoria: Obyczajowe
ISBN:
Liczba stron: 432
Tytuł oryginału: La bambina sputafuoco
Dodał/a opinię:
Angelika Ślusarczyk