„Enklawa” to książka, która przyciągnęła mnie… skrajnie różnymi opiniami. Zastanawiałam się, czy warto po nią sięgnąć, zajrzałam na oceny na naszym portalu i przekonałam się, że jedni się zachwycają, a inni piszą, że padli z nudów. No i postanowiłam, że sama się muszę przekonać. I po przeczytaniu rozumiem te skrajne oceny. Moja ocena będzie bardziej pośrodku: „Enklawa” nie powaliła mnie na kolana, ale też nie znudziła – spodobał mi się klimat tej powieści: małe miasteczko Vestmanna, gdzie wszyscy się znają. Wyspy Owcze, na których rozgrywa się akcja, są pięknym miejscem, gdzie sennie płynie czas, a zbrodnie kalibru cięższego niż kradzież czy bójka z reguły się nie zdarzają. Z reguły – bo tym razem znika nastolatka. To zniknięcie elektryzuje wszystkich mieszkańców Vestmanny, którzy angażują się w poszukiwania.
Książka spodobała mi się nie tylko ze względu na jej nastrój, ale też – głównego bohatera. Hallbjørn Olsen to nie jest kryształowy facet: sporo pije, zmaga się z traumą po udziale w misji wojskowej na Bałkanach, próbuje wychowywać nastoletnią córkę. A jednak jest w nim coś, co przyciąga i budzi sympatię – zresztą nie tylko moją, bo Olsen zyskuje sympatię także policjantki Katrine Ellegard z Danii, która zostaje przysłana na Wyspy Owcze, aby przejąć śledztwo. Olsen zaczyna z nią współpracować, choć jednocześnie prowadzi własne śledztwo, próbując dowiedzieć się, co robił tej nocy, kiedy zaginęła nastolatka. Dziura w pamięci Olsena jest niepokojąca i sprawia, że napięcie wokół naszego bohatera rośnie z każdym rozdziałem. Mężczyzna wie, że rozmawiał z zaginioną dziewczyną, ale co robił później? Obudził się dość późno następnego dnia, z gigantycznym kacem, nie mając pojęcia, co robił przez kilka godzin między spotkaniem z dziewczyną, a powrotem do domu. Ta zagadka nurtuje i jego, i czytelnika, a dla samego Olsena staje się motorem do działań, których pewnie by nie podjął, gdyby nie tląca się z tyłu głowy niepewność.
To, co mi się nie spodobało, to zbytnia drobiazgowość w opisywaniu zwyczajów, zainteresowań i zamiłowań kulinarnych mieszkańców Vestamanny (choć na ogół lubię czytać o nieznanych mi kulturach – tutaj jednak wydało mi się to jakieś nachalne, tak jakby trochę na siłę próbowano nas zapoznać z tym światem). No i trochę nierówne tempo: początek jest wciągający, obiecujący, a później akcja jakoś tak wyhamowuje i robi się nieco nudno. Ogólnie jednak mogę powiedzieć, że nie jest to zła powieść, choć raczej nie sięgnę po dalsze jej części.
Jest jednak coś, co w związku z tą książką nie spodobało mi się bardzo: opisany na kładce biogram pisarza, rzekomo wychowanego na Wyspach Owczych. W rzeczywistości tym skandynawskim twórcą jest Remigiusz Mróz. Moim zdaniem to przekracza granicę chwytu reklamowego, bo znam wiele osób, które w ogóle nie czytają książek polskich autorów, a dzieła Skandynawów kupują w ciemno – kilka osób, z którymi rozmawiałam, poczuło się oszukanych, gdy dowiedzieli się prawdy o autorze, i myślę, że mieli do tego prawo. To trochę nie w porządku wykorzystywać falę zainteresowania kryminałami skandynawskimi i zamieszczać na okładce nieprawdziwe informacje. Zaznaczam, że ja, sięgając po tę książkę, wiedziałam już, że to pseudonim Mroza.
Książka powinna spodobać się miłośnikom powieści skandynawskich, choć moim zdaniem bardzo daleko jej do powieści Nesbo – z którym porównuje się autora „Enklawy”. Jednak jeśli ktoś oczekuje szybkiej akcji, spektakularnych scen walki czy widowiskowych pościgów – to źle trafił. Tutaj wszystko dzieje się niespiesznie, a dochodzenie opiera się bardziej na analizie relacji między mieszkańcami, niż na jakiejś błyskotliwej dedukcji. Polecam tym, którzy lubią się delektować klimatem, a nie – ekscytować gwałtownymi zwrotami akcji.
Wydawnictwo: Dolnośląskie
Data wydania: 2016-03-16
Kategoria: Kryminał, sensacja, thriller
ISBN:
Liczba stron: 400
Język oryginału: polski
Tłumaczenie: brak
Dodał/a opinię:
Joanna Tekieli
Prom płynący z Hirsthals w Danii zatrzymuje się na wodach przybrzeżnych Wysp Owczych. Z jednostką nie ma kontaktu, nic jednak nie wskazuje na to, by miała...
Raz do roku wody wokół Wysp Owczych przybierają krwawy odcień. Mieszkańcy urządzają grindadráp, czyli tradycyjny połów grindwali....