"Filipies na Marsie" to debiutancka książka Katarzyny Cholewy - prawniczki ze specjalizacją w kryminalistyce, a prywatnie mamy i opiekunki "wielu par żywiołowych łap oraz rozmachanych ogonów".
Nadchodzi długo wyczekiwany dzień urodzin Mikiego Wolnickiego uczęszczającego do marsoszkoły (ma Marsie!!!). Rzeczywistość płata figle, ponieważ nie wszystko jest tak jak być powinno, a odwołane przyjęcie urodzinowe staje się jednym z wielu rozczarowań tego dnia. Na szczęście młody bohater nie załamuje się przeciwnościami losu. Okazuje się nawet, że niespodziewany przyjazd gości z Ziemi staje się początkiem fascynujących przygód. Bohaterowie, dzięki odwadze i współpracy, rozwiązują zagadkę zaginięcia prezydenta - Francisa Żabensa.
Z kart książki dowiadujemy się o zasadach panujących na Marsie. Poznajemy niesamowite zjawisko marsomutacji (co to takiego jest, kiedy i jak często może do niego dochodzić). Pech (a może jednak szczęście) sprawia, że podczas takiej transmutacji prezent urodzinowy Mikiego - Filipies zaczyna mówić... Pies ma cechy człowieka, a człowiek psa... Czy da się coś z tym zrobić? A może to nie będzie jednak konieczne?
Moim zdaniem warto zapamiętać pewną maksymę Wolnickich, która mówi o tym, że "można się spierać, nie zgadzać, denerwować, ale zawsze należy się szanować". Autorka zwraca uwagę na to, że "Szacunek to najważniejszy przejaw tolerancji. Ach, jak ciężkie do wykonania jest to w praktyce, gdy przede wszystkim chce się mieć rację, przekonać kogoś do swojego zdania, myśląc, że jest lepsze. Jakie to ciężkie, żeby nie uszczęśliwiać na siłę innych swoimi własnymi racjami."
Katarzyna Cholewa "zaszalała" pod względem słowotwórczym (z uwagi na to omijałam niektóre fragmenty - książkę czytałam na głos dziecku), ale w związku z tym, że wynikało to z potrzeby zróżnicowania języków mieszkańców poszczególnych planet - wybaczam jej tę niedogodność ;)
Sporą trudność sprawiało mi przyzwyczajenie się do odmiany imienia Filipies, ale za to błyskawicznie utrwaliło mi się powiedzonko "Na Marsusa!".
W tekście znalazłam trochę literówek i niedociągnięć interpunkcyjnych, na co w przypadku literatury dziecięcej zwracam szczególną uwagę.
Międzyplanetarne podróże to norma, a do tego transmutacje... Pozycja raczej dla starszych dzieci, które już dobrze czytają i nie zrażają się dużą ilością teksu bez podziału na krótkie rozdziały. Myślę, że książka spodoba się czytelnikom marzącym o podróżach kosmicznych, ale również tym, którzy lubią zwierzęta występujące w rolach głównych bohaterów.
Wydawnictwo: Novae Res
Data wydania: 2021-04-16
Kategoria: Dla dzieci
ISBN:
Liczba stron: 382
Język oryginału: polski
Dodał/a opinię:
paulinarobak
Szacunek to najważniejszy przejaw tolerancji. Ach, jak ciężkie do wykonania jest to w praktyce, gdy przede wszystkim chce się mieć rację, przekonać kogoś do swojego zdania, myśląc, że jest lepsze. Jakie to ciężkie, żeby nie uszczęśliwiać na siłę innych swoimi własnymi racjami.
To miało być kolejne nudne lato spędzone w cieniu rozłożystego drzewa i kwaśnego uśmiechu ciotki Erwiny. A przynajmniej tak się wydawało rodzeństwu: Dawidowi...
Przejść albo nie przejść – oto jest pytanie… A co, jeśli bycie człowiekiem jest karą najgorszą z możliwych? Jeśli ciało to nasza cela, świat...
Można się spierać, nie zgadzać, denerwować, ale zawsze należy się szanować.
Więcej