Płomienie ogrzewają. Przynoszą ciepło. Pomagają rozproszyć wszechobecną ciemność. Ale potrafią także zabijać. Palić żywcem i nie pozostawiać po sobie niczego prócz popiołów. Są piękne, oszałamiające, intensywne, ale również śmiertelnie niebezpieczne. W końcu to ogień, prawda? Bardzo ciężko go okiełznać, a przy tym nigdy nie wiadomo co się stanie. Może i płonie jasno jak słońce, ale czy na pewno nie zgaśnie pochłonięty przez mrok?
Po tym, co działo się w Królowej Cieni, nie mogłam czekać ani chwili, by poznać dalsze losy Aelin i jej dworu. Obawiałam się nieco, że Sarah J. Maas będzie chciała poznęcać się trochę nad czytelnikami... I moje przypuszczenia się spełniły. Ciężko było mi się pozbierać po zakończeniu, ale z drugiej strony przeżywam deja vu. Po raz kolejny zastosowała zagranie rozgrywające serce. Znam to już z Dworu mgieł i furii. Jak można aż tak grać na emocjach?
Wystarczyły mi zaledwie dwa dni, aby pochłonąć tę dość pokaźnych rozmiarów cegiełkę. Ile tam było akcji, ile magii i wałki! A brakło mi słów, by to wszystko opisać. Dawno tak świetnie się nie bawiłam. Uwielbiam ten niepokojący i niezwykle klimatyczny świat wypełniony istotami, o których nawet się nie śniło. Wiedźmy, nieśmiertelni Fae, Valgowie i wiele innych. Przepadłam. Maas znowu pochwyciła mnie w swoje sidła.
Jestem pod wrażeniem kreacji bohaterów. Pojawiło się ich całkiem sporo, ale każdy z nich został dopracowany w najdrobniejszym szczególe. Aelin ciągle zaskakiwała i nie grzeszyła chęcią skopania tyłka każdemu, kto na to zasłużył. To jedna z najlepszych postaci, jakie znam. Wreszcie w pełni przekonałam się do Rowana i zaczęłam go uwielbiać. Na dodatek Manon i Dorian kompletnie mnie rozbrajali swoim zachowaniem. Nowym odkryciem okazała się Elide, która wreszcie dostała większą rolę w fabule. Każde z nich było ze sobą sprytnie powiązane, że nawet bym tego we wcześniejszych tomach nie przewidziała.
Nareszcie znalazło się więcej miejsca na wątek romantyczny, który okazał się całkiem miłym uzupełnieniem. Cóż tam się działo! Kły, usta i inne części ciała poszły w ruch. Z zaintrygowaniem śledziłam, jak wspólne przeżycia zbliżały kolejno niektóre osoby do siebie. Autorka dostarczyła mi mnóstwo satysfakcji, uśmiechu i zaskoczeń. Nie można było narzekać na brak miłości.
Podsumowując, Imperium Burz to istna bomba emocjonalna. Jest po krańce stron wypełniona wartką akcją i magią. Jestem pod ogromnym wrażeniem. Ta recenzja może wydawać się nieco chaotyczna, ale wciąż się zbieram. Ostatnie rozdziały to było takie: Nie, Maas nie rób mi tego po raz kolejny! Nie kończ tak tej książki! Nie wiem, jak ja wytrwam do premiery kolejnego tomu, to był cios poniżej pasa. Jeśli ktoś jeszcze nie zna tej serii, to namawiam (a nawet rozkazuję!) do przeczytania. Z pewnością zachwyci każdego fana fantastyki. Bo kto potrafiłby oprzeć się Aelin, Rowanowi, czy Dorianowi?
Informacje dodatkowe o Imperium burz:
Wydawnictwo: Uroboros
Data wydania: 2017-04-26
Kategoria: Fantasy/SF
ISBN:
9788328037304
Liczba stron: 920
Tytuł oryginału: Empire of Storms
Język oryginału: Polski
Tłumaczenie: Marcin Mortka
Dodał/a opinię:
ClaudiaAnn
Sprawdzam ceny dla ciebie ...