„Kolęda na cztery ręce” nie jest pierwszą przeczytaną przeze mnie powieścią autorki, ale jest pierwszą ze Świętami Bożego Narodzenia w tle. Autorka miała bardzo ciekawy pomysł na powieść. Z fundacją, która umożliwia „adoptowanie” seniora spotykam się po raz pierwszy. Nie tylko w literaturze. Nigdy o takiej możliwości nie słyszałam. W Polsce, bo jeśli chodzi o wirtualne adopcje z Afryki, zdarzają się również te, które dotyczą właśnie seniorów. Chociaż w powieści zamysł jest zupełnie inny. Trzydziestoletnia Paulina, która pracuje dla fundacji zostaje „skazana” na przymusowe spędzanie czasu z jedną z podopiecznych fundacji, panią Marią. I właśnie o ten wspólnie spędzony czas przez osoby z różnych pokoleń tu chodzi. Dzięki spotkaniom obie strony mogą wiele się od siebie nauczyć. A przede wszystkim nie są tak samotne. Paulina jednak nie jest zadowolona. Bo, mimo że pracuje w fundacji, której podopiecznymi są seniorzy, nie lubi starszych ludzi. I nie chce spędzać z nimi czasu. Ale musi, w ramach kary za pijacki wybryk. I bardzo dobrze, bo te spotkania okazują się być dla bohaterki cenną lekcją. Właściwie dla obu pań są taką lekcją, bo obie czegoś się od siebie uczą.
Paulina jest osobą, która na początku bardzo irytuje. Mimo swoich trzydziestu lat na karku wydaje się dziecinna, nieodpowiedzialna, jej zachowanie często można określić jako żenujące. Nie potrafiłam zrozumieć jej stosunku do otaczającego świata i do ludzi starszych, których nie lubi. Nie rozumiałam też, dlaczego w takim razie pracuje w miejscu, które starszymi ludźmi w jakiś sposób się zajmuje. Z biegiem czasu poznajemy Paulinę lepiej i okazuje się, że jest strasznie pogubiona. Każdy jej kolejny dzień jest taki sam, nie ma w nim radości, uśmiechu ani życia. Po trudnym rozstaniu młoda kobieta ma złamane serce i zwyczajnie czuje się bardzo samotna. Jest w rozsypce. Nie wie, jak ma dalej ruszyć z życiem. Pełna energii, przebojowa, optymistycznie nastawiona do świata staruszka, która wie, że nie zostało jej wiele czasu i chce go jak najlepiej wykorzystać, pokazuje młodej Paulinie, jak trzeba żyć. Uczy ją, co jest w życiu naprawdę ważne. Dzięki pani Marii Paulina zaczyna wychodzić na prostą i układać swoje życie na nowo. Również życie seniorki zmienia się pod wpływem spotkań z młodszą kobietą. Dla obu pań te spotkania okazują się być inspiracją do zmian.
Powieść pokazuje, że wiek to tylko liczba, że mamy dokładnie tyle lat, na ile się czujemy. Pełna życia pani Maria jest doskonałym przykładem na to, że starsze osoby jeszcze wiele mogą nas nauczyć, wystarczy jedynie dać im szansę, nie zamykać się na nie, nie szufladkować. Książka mówi dużo o przeżywaniu starości, o traktowaniu ludzi starszych przez społeczeństwo i o przemijaniu. Ale też o samotności, która nie zależy od wieku. To również opowieść o tęsknocie za tym co minęło, za utraconą miłością, za tym, co mogło być, ale z powodu wielu błędnie podjętych decyzji nie wydarzyło się. To mądra powieść, pełna cennych, życiowych prawd, refleksyjna. Zmusza do zatrzymania się na chwilę i zastanowienia nad swoim życiem. Pięknie opowiedziana, wzruszająca. Szczególnie ciekawa jest część, która rozgrywa się w przeszłości i moment, kiedy rozsypane wątki łączą się w całość i uzyskujemy pełen obraz.
„Kolęda na cztery ręce” to zdecydowanie niebanalna świąteczna opowieść, która dotyka najtrudniejszych spraw, o których nie zawsze chcemy słuchać, a tym bardziej mówić. Warto przeczytać ze względu na ciekawą historię, mnóstwo oddziałujących na czytelnika emocji i jeszcze więcej przemyśleń, z którymi ta powieść go zostawia. Serdecznie polecam!
Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
Data wydania: 2022-11-09
Kategoria: Obyczajowe
ISBN:
Liczba stron: 264
Język oryginału: polski
Dodał/a opinię:
maitiri_books
Zimowy wieczór jest senny, magiczny i pełen cudów. Jak życie... Momo ma dwadzieścia osiem lat i żyje w gorsecie własnych ograniczeń. Nie pije kawy...
Policjanci wezwani do jednego z poznańskich domów przez kobietę zaniepokojoną brakiem kontaktu z córką i zięciem odnajdują ukrytą pod łóżkiem przerażoną...