Franek marzył o odpoczynku. Kilka dni spokoju, zero stresu, świeże powietrze i może dobra książka na werandzie. Brzmi jak idealny plan, prawda? Sama chciałam się zanurzyć w tej historii i razem z nim przeżyć horror jego życia. Ale zamiast relaksu dostaliśmy oboje coś znacznie bardziej… niepokojącego. Jemu przydarzyła się tajemnicza opowieść, a mnie książka, wobec której mam mocno mieszane uczucia.
Poznajcie Franka! Człowieka, który marzył o spokoju, ale zamiast tego dostał… no cóż, horror w pełnym wydaniu. Zmęczony życiem, postanawia rzucić wszystko i uciec w dzikie Bieszc— to znaczy, nad jezioro. Trafia do miejsca tak zapomnianego, że nawet GPS chwilę się zastanawiał, czy na pewno chce tam prowadzić. Na miejscu czeka na niego pensjonat prowadzony przez uprzejme, choć podejrzanie tajemnicze starsze małżeństwo. A potem? Potem zaczyna się robić dziwnie.
Najpierw jest pamiętnik – odnaleziony przypadkiem, na dnie szafy, jakby tylko czekał, aż ktoś go otworzy. A potem atmosfera zaczyna gęstnieć. Pensjonat zmienia się z przytulnego azylu w miejsce, z którego najlepiej byłoby się jak najszybciej ewakuować. Frank, zamiast popijać kawę i cieszyć się widokiem, wciągnięty zostaje w wir tajemnic, które zdecydowanie nie były ujęte w ofercie noclegowej.
I tutaj zaczynają się moje mieszane uczucia. Początek naprawdę zapowiada się świetnie – napięcie rośnie, klimat jest gęsty jak mgła o poranku. Ale potem akcja zaczyna zwalniać… zwalniać… jeszcze trochę zwalniać… aż w końcu docieramy do zakończenia, które budzi więcej pytań, niż daje satysfakcji.
Głównym bohaterem jest Franek, który nie oglądał za dużo horrorów, więc jego intuicja nie podpowiada mu w odpowiednim czasie, że “tak oto właśnie zaczynają się wszystkie horrory”. Autor wykreował go jako samotnika, który szuka chwili wytchnienia, ale dostaje coś zupełnie innego – psychiczne tortury w postaci powolnie narastającego niepokoju.
Towarzyszą mu postacie drugoplanowe, które dodają historii charakteru: tajemnicze starsze małżeństwo, które jednocześnie jest miłe i… no właśnie, trochę zbyt miłe, co samo w sobie budzi niepokój. Jest też koleżanka z pracy, która darzy Franka uczuciem wykraczającym poza przyjaźń. No i oczywiście kilka tajemniczych postaci, których motywy pozostają owiane mgłą.
Nie można odmówić autorowi umiejętności kreowania postaci – każda dostaje wystarczająco dużo miejsca, by czytelnik mógł się z nią oswoić. Tylko czy któraś mnie zachwyciła? Szczerze? Nie bardzo. Frank momentami tak mnie irytował, że gdyby to był film, mówiłabym do ekranu: "Nie rób tego, człowieku!". Ta frustracja, choć niekoniecznie zamierzona, trochę odebrała mi przyjemność z czytania.
Książka wrzuca nas w znajome rejony horroru – granica między życiem a śmiercią, samotność, izolacja i jej wpływ na psychikę. To klasyczne motywy, ale trzeba przyznać, że autor podszedł do nich w subtelny sposób, unikając oczywistej brutalności i zamiast tego budując napięcie krok po kroku.
Autor nie opiera historii na bezpośredniej brutalności, ale stara się stopniowo wprowadzać czytelnika w nastrój rosnącego napięcia i strachu. Niestety to ostatnie na mnie średnio zadziałało i przeczytałam książkę bez większych emocji, które towarzyszyły mi podczas czytania innych horrorów.
Nie znaczy to, że książka jest bezwartościowa. Jeśli ktoś lubi horror w wersji bardziej psychologicznej, bez efektownych straszaków, może docenić subtelność tej opowieści. Ja jednak pozostaję z uczuciem, że czegoś tu zabrakło.
Nie sposób odmówić autorowi płynności – książkę pochłania się szybko, bez zgrzytów, a styl jest lekki. Problem w tym, że horror to nie tylko fabuła, ale przede wszystkim klimat – ten wszechobecny, podskórny niepokój, który sprawia, że człowiek zerka na ciemny kąt pokoju z odrobiną większej podejrzliwości.
Tutaj tego zabrakło. Może to kwestia niedostatecznego budowania napięcia, może braku szczegółowych, sugestywnych opisów, które wprowadziłyby atmosferę tajemnicy. Czasami miałam wrażenie, że powinno być strasznie, ale… nie było. Historia płynie, ale nie zostawia na mnie śladu grozy, który sprawia, że horror zostaje z czytelnikiem na dłużej.
„Krzyk ciszy” niestety pozostawił mnie z większą liczbą zastrzeżeń niż zachwytów. Zabrakło tu umiejętnego budowania napięcia i atmosfery grozy, które są absolutnie kluczowe w horrorze. Autor nadrabia to jednak poprzez dobrze wykreowane, psychologiczne podejście do bohaterów – dzięki temu mamy okazję dokładnie ich poznać i lepiej zrozumieć ich otoczenie.
Ciekawym elementem była struktura narracji oparta na pamiętniku, ale niestety nie została wykorzystana w pełni tak, jak mogłaby. W pewnym momencie złapałam się na tym, że zamiast chłonąć mroczny klimat, zwyczajnie zaczęłam się nudzić.
To chyba najtrudniejszy typ książek do oceny – takich, które miały potencjał, ale gdzieś po drodze coś poszło nie tak. Początek obiecywał intrygującą historię, było napięcie, był klimat, a jednak finalnie czegoś zabrakło. Horror psychologiczny to wymagający gatunek, bo nie opiera się na typowych straszakach, lecz na subtelnej, rosnącej grozie. Tutaj niestety ten efekt nie wybrzmiał tak, jak mógł.
Wydawnictwo: Novae Res
Data wydania: 2025-01-13
Kategoria: Horror
ISBN:
Liczba stron: 250
Język oryginału: polski
Dodał/a opinię:
Paulina Rudnicka-Kępa