Agnieszka Olszanowska w swojej powieści pt. „Listy z dziesiątej wsi” zdecydowała się po raz kolejny sięgnąć do popularnego, żeby nie powiedzieć oklepanego scenariusza. Motyw kobiety, która, będąc na rozdrożu swojego życia, decyduje się na przeprowadzkę i rozpoczęcie wszystkiego od nowa, często spotyka się w wielu powieściach obyczajowych (i nie tylko).
A zatem co wyróżnia tę historię od innych, jej podobnych?…Beatę „Bóg opuścił na worku z mąką”, mąż odszedł z dnia na dzień do innej kobiety, a ona – trzydziestokilkuletnia matka dwóch chłopców pozostała wraz z dziećmi w wynajętym, zagrzybionym mieszkaniu praktycznie bez środków do życia. Świat jej się zawalił i gdyby nie pomoc z opieki społecznej oraz życzliwe gesty sąsiadów i ludzi dobrego serca Beata zapewne zupełnie by się załamała. W chwilach największego kryzysu pojawia się jej brat Kuba i zabiera całą trójkę do Zwierzyńca, do dawnego domu należącego niegdyś do rodziców i dziadków. W rodzinnej wsi Beata powoli odzyskuje równowagę dbając o dom, pomagając bratu w obejściu, spacerując po okolicy i wspominając dawne czasy. Powoli kobieta zaczyna dostrzegać swoje błędy, coraz mniej rozpamiętuje to, co ją spotkało, a coraz częściej budzi się w niej dawna, uśpiona natura. Mając świadomość swojej nieużyteczności postanawia znaleźć pracę, aby w ten sposób odciążyć Kubę i dołożyć się do prowadzenia domu. Z pomocą przychodzi jej Paweł – sąsiad ze Starego Folwarku, z dziesiątej wsi, proponując Beacie zatrudnienie. Wszystko stopniowo zaczyna się układać i tylko przeszłość nie daje o sobie zapomnieć. Powraca niczym bumerang w pożółkłych listach, które jej ukochana babcia Basia pisała przez lata do tajemniczego księdza Stacha oraz… w osobie Pawła – obecnego zarządcy Starego Folwarku. „… dziesiąta wieś jest tam, gdzie idziemy bezwiednie, bez zastanowienia. Tylko po to, by stracić serce i spokój.” Czy i w życiu Beaty zmącony zostanie niedawno osiągnięty spokój?…
Przyznaję, że wydarzenia opisane w powieści naprawdę mnie zaciekawiły. Wykorzystując popularny scenariusz Pani Agnieszce udało się stworzyć historię, którą czytałam z zainteresowaniem. Obszerne fragmenty poświęcone przeszłości – rodzinnym tajemnicom, czasom wojennym i okresowi socjalistycznego reżimu, przekazane czytelnikowi w formie intrygującej korespondencji Basi ze Stachem, stanowią o prawdziwej wartości tej historii. To właśnie ta część powieści wywołuje najwięcej emocji. Zastosowane tu dwie płaszczyzny wydarzeń bardzo dobrze sprawdzają się w tego typu opowieściach i są częstym zabiegiem wykorzystywanym przez autorów. Warto zwrócić uwagę na nastrój powieści. Z nostalgicznym klimatem prowincji przesyconym melancholią kontrastuje ogólna brzydota od bohaterów począwszy, a na okolicy skończywszy. Piękno zarezerwowane jest dla wspomnień. Dzięki takiemu zabiegowi historia nabrała dla mnie realizmu. Wykreowani bohaterowie to ludzie naznaczeni przez los. Wszyscy są zgorzkniali, na swój sposób nieszczęśliwi, skrywają jakieś tajemnice i trudną przeszłość. Są autentyczni i wiarygodni w swoim postępowaniu.
Dlaczego zatem lektura „Listów z dziesiątej wsi” wzbudziła we mnie mieszane uczucia… Otóż moim zdaniem sama formuła powieści nie została dobrze przemyślana. Sztuczny, według mnie, podział na trzy części w zasadzie nic nie wnosił. Dużo lepiej byłoby wpleść korespondencję Basi i Stacha w obecne wydarzenia, tak, aby obie płaszczyzny się zazębiały, przenikały i płynnie przechodziły od teraźniejszości do przeszłości. Przytoczenie korespondencji praktycznie w całości w części drugiej staje się przytłaczające. Drażniły mnie też dosyć obszerne, suche cytaty zaczerpnięte czy to ze słownika imion, z przewodnika turystycznego, czy z „Sekretnego dziennika Laury Palmer”. W moim przekonaniu były zupełnie zbędne. Informacje te można było przedstawić w postaci dialogów, czy przemyśleń bohaterów i jestem przekonana, że wypadłoby to o wiele korzystniej. I wreszcie zakończenie – dziwne, zdumiewające, zaskakujące i do tego jakby zupełnie nie z tej powieści. Nie wiem co miał na celu taki właśnie finał i odpowiedź nasuwa mi się tylko jedna – chęć napisania kontynuacji. Ale czy na pewno?…
Podsumowując historia Beaty i jej rodziny może przygnębiać i smucić, ale ma w sobie sporo realizmu. Kiedy już poskładamy wszystkie klocki tej układanki w jedną całość to otrzymamy wiarygodny obraz polskiej wsi ze wszystkimi jej zaletami i wadami. Jeśli więc lubicie wspomnienia, rodzinne sekrety i naszą rodzimą prowincję to powieść Agnieszki Olszanowskiej będzie dobrym wyborem.
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Data wydania: 2016-07-07
Kategoria: Literatura piękna
ISBN:
Liczba stron: 296
Dodał/a opinię:
Poczytajka
Druga część serii o polskich babkach wiejskich, akuszerkach i położnych zabiera w świat, w którym gusła i zabobony walczą z postępem medycyny, a kobiety...
Pierwsza część czterotomowej serii o polskich babkach wiejskich, akuszerkach i położnych. Świat dawno już zapomniany, w którym gusła i zabobony walczą...