Lubię książki, w których wojna jest jedynie tłem, a na pierwszy plan wysuwają się zwyczajni ludzie i ich niezwyczajne historie. Takie, w których można zajrzeć w codzienność tamtych czasów, zobaczyć, jak wyglądało życie w cieniu nalotów, braków i strachu… ale też jak potrafiło tętnić nadzieją i drobnymi radościami. Właśnie dlatego, gdy zobaczyłam „Małą wojenną bibliotekę”, wiedziałam, że muszę po nią sięgnąć.
Już sam tytuł wzbudził moją ciekawość, bo jak to możliwe, by w czasie wojny, kiedy liczy się przetrwanie, ktoś miał odwagę tworzyć… bibliotekę? Okładka, subtelna, a jednocześnie mocno nawiązująca do wojennego klimatu, przyciągnęła mnie od razu. A opis? Wystarczył jeden akapit, bym poczuła, że to historia dla mnie. Historia o książkach, odwadze i ludziach, którzy nie pozwalają, by wojna odebrała im wszystko.
Londyn, rok 1944. Naloty, schrony, codzienny strach. A jednak w tej szarej, przytłaczającej rzeczywistości pojawia się światło, Clara Button wraz z przyjaciółką Ruby Munroe tworzą w podziemiach opuszczonej stacji metra Bethnal Green jedyną w kraju bibliotekę. Wyobrażam sobie, jak między betonowymi ścianami, wśród stukotu kroków i echem odległych wybuchów, ktoś sięga po książkę i przez chwilę zapomina o wojnie. To miejsce staje się nie tylko wypożyczalnią, ale prawdziwym azylem, gdzie można znaleźć spokój, pociechę, a czasem nawet uśmiech.
Książka pokazuje, jak słowo może stać się tarczą przeciwko lękowi. Jak opowieści pozwalają oderwać się od przytłaczającej rzeczywistości, a czasem dodać odwagi. Nie brakuje w niej trudnych chwil, ponieważ wojna nie oszczędza nikogo. Są momenty, które chwytają za serce i każą zastanowić się, jak ja sama poradziłabym sobie w takich warunkach. Czy potrafiłabym, tak jak Clara i Ruby, nieść pomoc innym, gdy wokół wszystko się rozpada?
To, co mnie w tej historii ujęło najbardziej, to niezwykła siła kobiet. Ich lojalność wobec siebie, determinacja i wiara, że nawet w najciemniejszym tunelu można znaleźć promyk światła. Autorka pięknie pokazała przyjaźń, która staje się opoką w najtrudniejszych chwilach. Wzruszyła mnie też świadomość, że ta opowieść jest inspirowana prawdziwymi wydarzeniami. Historia ta pokazuje, że ktoś naprawdę odważył się stworzyć bibliotekę w samym sercu wojennej zawieruchy.
Podczas czytania towarzyszyły mi różne emocje, od wzruszenia, przez dumę, po wdzięczność, że dziś mogę czytać w ciszy, bez strachu o kolejny dzień. Momentami miałam łzy w oczach, innym razem czułam ciepło w sercu.
Najbardziej podobało mi się w tej książce to, jak mocno wybrzmiewa przesłanie o sile literatury i ludzkiej solidarności. To piękna lekcja, że nawet wtedy, gdy świat wali się w gruzy, warto dbać o drobne źródła nadziei, bo one pomagają przetrwać.
Polecam tę powieść każdemu, kto wierzy, że książki potrafią ocalić człowieka. To historia, która zostaje w sercu na długo. I która przypomina, że czasem odwaga zaczyna się od prostego gestu, sięgnięcia po książkę i podania jej komuś, kto właśnie tego najbardziej potrzebuje.
Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
Data wydania: 2025-07-23
Kategoria: Historyczne
ISBN:
Liczba stron: 480
Tytuł oryginału: The Little Wartime Library
Dodał/a opinię:
Poczytajzemna
Na Ulicy Jemioły pachnie piernikami, błyszczą choinki i wszyscy odliczają dni do Wigilii. Wszyscy - oprócz starszej pani Evie. Jej dom jako jedyny pozostaje...