,,Na tropach Smętka'' to niesamowita wręcz i fascynująca zarazem, relacja z wyprawy kajakowej, którą Melchior Wańkowicz odbył w roku 1935 wraz ze swoją młodszą córką Martą. Celem wyprawy były Prusy Wschodnie, tereny Warmii i Mazur, oraz poszukiwanie ducha polskości na tych ziemiach. Melchior Wańkowicz powszechnie był uważany za "mistrza reportażu" w historii literatury polskiej, a ta książka jest jedną z jego najbardziej znanych. Ja czytałam ją już kilka razy i mimo to Melchior Wańkowicz oczarował mnie po raz kolejny. Chociaż ten reportaż ma już swoje lata i wiele się zmieniło w kwestii przynależności państwowej, polityki, religii, stosunków społecznych, a także zmienił się nieco język, to książka nadal warta jest przeczytania.
Podziwiam autora, że w tych niespokojnych czasach wybrał się na tereny należące do Niemiec, których mieszkańcy sami opowiedzieli się przeciw przynależności do Polski.
A że przypadkiem mieszkam na Mazurach i w dodatku mój dom znajduje się przy ulicy noszącej imię autora, mam do niego jakiś sentyment...
"Wszystko zaczęło się od kajaka.
Co wiosna, ledwo puszczą wody, zjawiają się na stole mapy. I zanim krokusy rozkwitną w ogródku, już na rozrzuconych papierach wyobraźnia nasza rozkwieca pachnące łęgi nadbrzeżne. Myślimy o rzeczułkach wąskich, którymi sunąć będziemy - tak wąskich, że pióro wiosła o brzegi uderza..."
Tereny Prus Wschodnich nie były znane Polakom, czytając tę książkę zauważyłam, że Wańkowicz znakomicie oddaje swoje wrażenia na papier. Robi to tak plastycznie, że nie trzeba wielkiej wyobraźni, żeby "zobaczyć" jak wyglądał wtedy mazurski krajobraz. Ja dość dobrze znam te tereny, bo w czasach szkolnych szwendaliśmy się po okolicy, i pieszo i rowerami, ale też kajakiem czy żaglówką lub zwykłą łódką. Bardzo dobrze połączone ze sobą jeziora tworzą znakomite szlaki wodne. Obecnie jednak trochę trudniej jest się poruszać w taki sposób, gdyż nie do każdego jeziora czy rzeki jest swobodny dostęp. Sporo terenów nadbrzeżnych zostało wykupionych i są zagrodzone. Lecz dla wytrwałego turysty zawsze znajdzie się jakieś wyjście. I chociaż mieszkam tu już wiele lat, to wciąż na nowo odkrywam piękno tej ziemi. Pamiętam też, gdy rodzina mojej mamy pytała nas, dlaczego chcemy zamieszkać w Prusach a nie w Polsce, i że kiedyś przyjdą tu z powrotem Niemcy i nam wszystko zabiorą... Owszem, zdarza się, że przyjeżdżają i oglądają włości swoich przodków, ale nikt nikomu niczego nie zabiera.
Wańkowicz w czasie swojej wyprawy szukał polskości i prawdziwych Mazurów. Z tego, co ja pamiętam, to niezbyt chętnie oni się ujawniali, gdyż często byli dyskryminowani. Gdy byłam dzieckiem, to mieszkało obok nas małżeństwo, których przodkowie byli tu od kilku pokoleń. Ich nieco odmienny język zawsze mnie fascynował i lubiłam słuchać tych opowieści sąsiadów jak cudownych bajek...
"Dotychczas nie słyszeliśmy mazurskiej mowy, choć już trzeci dzień jesteśmy w Prusach Wschodnich. Pupy - to wielka wieś, licząca 1000 mieszkańców, tutaj więc wreszcie zetkniemy się z Mazurami."
Książka ta jest nie tylko świetnym reportażem, ale także dokumentem historycznym, pełnym pasji i zaangażowania oraz miłości do ojczyzny a także do ludzi, którzy w niej mieszkają.
Napisana z humorem lektura potrafi zachwycić nawet dziś i zmusza mnie zawsze do refleksji a nawet wzruszeń.
To powinna być lektura obowiązkowa dla mieszkańców Mazur, ale tez i Warmii, bo i o niej autor wspomina. Myślę, że pomimo swojego nieco archaicznego jezyka nie jest to książka tylko dla koneserów. Warto ją przeczytać choć jeden raz.
Wydawnictwo: Księży Młyn
Data wydania: 2022-05-26
Kategoria: Historyczne
ISBN:
Liczba stron: 560
Język oryginału: polski
Dodał/a opinię:
Myszka77
Nie masz smutniejszej ziemi niż białostocka. Pola jej kwitną jak i nasze, rzeki jej błyszczą jak i nasze, drzewa jej szumią jak u nas, ale ludzie jej, ludzie mają na twarzach tragiczne, stężałe maski.
"Wrzesień Żagwiący" to opisy polskiego Września przekazane przez Mistrza Melchiora oparte na rozmowach ze świadkami i uczestnikami tych dni. ...
Dzieje kilku emigantów polskich, którzy na przełomie XIX i XX w. wyruszyli do Kanady w poszuiwaniu lepszego bytu. Dzięki nieprawdopodobnemu wręcz wysiłkowi...
Lud ten - z różnych szczepów złożony - zasiadł się mocno w lasach i bagnach. Od południa, od Morza Śródziemnego, biła o ten ich kraj ciepła fala chrystianizmu.
Więcej