Christine Steinmeyer uwierzyła, że wiadomość odnaleziona w skrzynce pocztowej to pomyłka... Wkrótce podejrzane incydenty zaczynają się mnożyć, jak gdyby ktoś przejął kontrolę nad jej życiem. Tymczasem policjant Martin Servaz otrzymuje klucz do pokoju hotelowego. Miejsca, w którym rok wcześniej miały miejsce przerażające wydarzenia. Czy te dwie sprawy coś łączy?
Mimo, że ta książka to już trzecia część serii - fakt ten nie przeszkadza w lekturze. "Nie gaś światła" to thriller trzymający w napięciu przez cały czas. Lodowaty wstęp zapowiada smakowitą lekturę. Autor zbudował tu "zimną" atmosferę, pełną koloru białego. Kojarzącego się bezosobowo. Wywołującego uczucie niepewności. Im dalej brnęłam tym bardziej mi się wydawało, że ten niepokojący początek jest jednak najmniej przerażający.
Bardzo szczegółowe opisy - a jednocześnie proste - niebywale mnie angażowały, popychały w głąb pełnej pułapek historii. Autor bawił się mną, sterował moimi myślami, zręcznie blefował. Pozostawiał wystarczająco dużo wskazówek, abym próbowała sama rozwiązać zagadkę. A jednak było ich zbyt mało, abym miała jakąkolwiek szansę na jej rozwikłanie. Ta książka to jakby pakiet zawierający "te" niepokojące elementy, które obudziły we mnie nieznane mi dotąd ludzkie instynkty.
Autor postawił mnie tu w sytuacji walki bohatera z trudnościami, jego bolączkami. Martin Servaz to bohater z traumatyczną przeszłością. Zdiagnozowany jako niezdolny do pełnienia obowiązków. Cierpiący na depresję. Poznawszy jego historię byłam pełna zrozumienia stanu obecnego jego psychiki. Natomiast Christine to przykład osoby poddanej presji psychologicznej. Ofiary destrukcji niewidzialnego przeciwnika. Obserwowałam jej powolne popadanie w obłęd. Jej otoczenie stawało się coraz bardziej wrogie i niebezpieczne. A może tylko tak jej się wydawało? Nikt nie był takim jakim się jej wydał. Aż strach pomyśleć, że mogłabym znaleźć się na jej miejscu.
Czytanie momentami stawało się trudne. Bohaterowie zabrali mnie w piekielny wir ich szalonych prób wydostania się z matni. Śledziłam każdy ich krok. Kontrolowałam każdą ich reakcję. Spodziewałam się sama odnaleźć klucz do tajemnicy, ale szybko zdałam sobie sprawę, że autor po mistrzowsku oszukał mnie. Utkał pajęczynę. Bardzo krótkie rozdziały. Szybka akcja. Byłam zmuszona iść ciągle do przodu, wiedząc, że napotkam kolejne pułapki. Autor manipulował mną od początku do końca, a przerażenie coraz bardziej ściskało mi gardło.
Muszę przyznać, że Bernard Minier posiadł umiejętność utrzymania niepokojącej atmosfery do ostatnich stron. Na wiele sposobów podkreślał wzrastające poczucie niepewności. Naciski, manipulacje, mechanizmy kontroli innych, niszczenie psychiki. Pisarz posiadł niezwykły dar wciągania w głąb historii, budowania nastroju strachu. Stworzona przez niego atmosfera to ta pisana przez wielkie "A". Niepokój nie opuścił mnie ani na chwilę.
Czy nasi znajomi są tymi za kogo się podają? A może ukrywają jakieś mroczne tajemnice? Apeluję do Was - na wszelki wypadek "nie wyłączajmy światła". Bądźmy zawsze przygotowani na najgorsze...
Wydawnictwo: Rebis
Data wydania: 2014-10-10
Kategoria: Kryminał, sensacja, thriller
ISBN:
Liczba stron: 320
Tytuł oryginału: N'eteins pas la lumiere
Język oryginału: francuski
Tłumaczenie: Monika Szewc-Osiecka
Ilustracje:Michał Pawłowski/ Alamy/ BE&W/ John Dalton
Dodał/a opinię:
Agnieszka Chmielewska-Mulka
Wyczekiwany powrót Servaza i jego przerażające starcie z Hirtmannem! Norweska inspektor Kirsten Nigaard prowadzi śledztwo w sprawie morderstwa...
Największa zagadka w karierze Martina Servaza. Pirenejach mieszka, ukryty przed światem, kultowy reżyser filmów grozy Morbus Delacroix. To uwielbiany...