Życie bywa piękne, ciężkie, zaskakujące, magiczne i straszne. Czasami daje odetchnąć, innym razem zrzucam ciężary pozornie nie do udźwignięcia. Jednak zawsze jest nieprzewidywalne i... bardzo, bardzo ulotne.
„Nikt nie idzie” to najnowsza książka Jakuba Małeckiego. Pomimo tego, że o autorze słyszałam już od jakiegoś czasu, było to moje pierwsze spotkanie z jego twórczością. Nie czytałam nic na jego temat, nie nastawiałam się w żaden sposób. I jak wyszła ta konfrontacja? Z pewnością... zaskakująco.
nikt2
Powieść po kolei wprowadza nas w życie poszczególnych bohaterów. Najpierw poznajemy Marysię, typową „dziewczynę z sąsiedztwa”, inną niż wszystkie, a jednocześnie bardzo podobna. Dziewczyna poznaje pilota i jakoś wszystko toczy się dalej. Nie jest to sztampowa miłość jak z bajki, to uczucie bardzo prawdziwe i piękne na swój życiowy sposób. Kolejną bohaterką jest Olga, poobijana przez życie, trochę zagubiona w codzienności. Tak samo, jak Igor, którego los w pewien sposób zdeterminowany został przez zaginięcie brata. I na końcu Klemens, ni to chłopiec, ni mężczyzna. Co ich połączy? Co podzieli? Dokąd poprowadzą ich kręte ścieżki życia?
Nie często sięgam po książki w tym stylu i też nie często mam taki mętlik w głowie, gdy piszę recenzję. Chciałabym wspomnień o wszystkim i jednocześnie zaakcentować to najważniejsze, czyli uczucia, które wywołała we mnie powieść. Bo już na początku muszę was ostrzec. Nie będzie łatwo. „Nikt nie idzie” przenosi czytelnika w fikcyjny, a jednocześnie boleśnie prawdziwy świat. Jej lektura pozostaje w pamięci, a uczucia, które jej towarzyszą, na trwałe odcisną piętno na czytelniku. Zamykając książkę wciąż tkwiłam w opisanym świecie. Coś ściskało mi serce i nie dawało zapomnieć o wcześniejszych wzruszeniach. „Nikt nie idzie” wywołuje bowiem całą paletę emocji, rozbawia, zasmuca i zmusza do refleksji.
Ciąg dalszy na:
Wydawnictwo: Sine Qua Non
Data wydania: 2018-10-31
Kategoria: Literatura piękna
ISBN:
Liczba stron: 264
Tytuł oryginału: Nikt nie idzie
Język oryginału: Polski
Dodał/a opinię:
Dominika Róg-Górecka
Trochę zaczęli się kolegować. Oczywiście nikomu by się nie przyznał, bo kolegowanie się z dziewczyną było bardziej obciachowe, niż na przykład zakładanie kalesonów, ale skoro już grabił u niej liście, to mógł przecież z nią też porozmawiać. Albo poganiać kota. Albo pograć w badmintona.
Albo pojechać z nią do fabryki fortepianów, gdzie pracował jej tata i gdzie ona miała swój tajny skład z zabawkami.
Wiersze fascynowały go, ale robiły mu krzywdę. Zabierały spokój, męczyły. Czasami przychodziło mu do głowy, że wolałby nigdy nie zainteresować się haiku, nie wiedzieć tego wszystkiego, nie znać tych myśli i słów.
Więcej