Bruce’a Camerona poznałam dzięki książce "Psiego najlepszego". Podobała mi się, bo była to jedna z tych pozycji co raz bawi, a raz smuci. Granie na emocjach jest u mnie naprawdę mile widziane. Autor pokazał mi się wtedy w postaci lekkiego pióra i przyjemnego stylu, więc pozycja "O psie, który..." była przeze mnie książką zdecydowanie wyczekiwaną. Nie miałam okazji za to czytać "Był sobie pies" i przyznam szczerze, że po przeczytaniu tej pozycji jeszcze pomyślę, czy po nią sięgnę.
Bella to bezpański szczeniak, który przyszedł na świat w przeznaczonym do rozbiórki budynku. Choć pierwsze tygodnie życia spędziła z mamą i rodzeństwem to ostatnio spędzała czas tylko z kociętami i dorosłą kotką. Zaledwie kilkutygodniowa Bella znalazła swojego człowieka - Od bycia bezdomną uratował ją Lucas, który od dłuższego już czasu zajmował się dokarmianiem bezpańskich zwierząt - przekonany, że są to tylko mruczące czworonogi.
Mężczyzna zakochany w małej od pierwszego wejrzenia zabiera ją i staje się jej właścicielem. W opiece pomaga mu matka, która jest weteranką wojenną. Mała Bella zachwycona jest towarzystwem ludzi, a oni mają się do kogo uśmiechnąć, mają kogoś kto daje im wiele radości. Jak się okazuje niewiele trzeba by zostać pełnoprawnym członkiem rodziny. Słodkie minki, merdanie ogonkiem i rozdawanie buziaków spowodowało, że zostaje jednogłośnie przyjęta do rodziny Lucasa. Niestety pojawia się problem. Mężczyzna wraz z matką wynajmują mieszkanie, a jego właściciel nie zgadza się na trzymanie zwierząt w domu. Raz odłowiona przez hycla Bella miała nad sobą widmo uśpienia, gdyby zdarzyło się to ponownie.
Lucas nie myśli o niczym innym jak o uratowaniu psiny i to za wszelką cenę. Pojawiają się dwa pytania. Czy mu się uda? I czy mądra sunia pogodzi się z decyzją jej człowieka?
Powieść przepełniona jest ciepłem już od pierwszych stron. Zabieg oddania głosu szczeniakowi podbije serce niejednego psiarza. Moje niestety się nie poddało urokowi. Choć przygód tu niemiara i to zarówno śmiesznych, jak i smutnych nie umiałam się wczuć. Książka była dla mnie zbyt prosta. Powiedziałabym, że wręcz prostolinijna. Autor chciał pokazać nam punkt widzenia psa i bardzo się z tego cieszę. Widzimy, że w przeciwieństwie do ludzi czworonogi nie kłamią i nie prowadzą żadnych gierek. Są po prostu szczere, a przyjaźń to dla nich więź na zawsze. Brakuje mi chyba pewnych komplikacji jak na człowieka przystało. U mnie nic nie chce być takie proste. Nie zawsze białe jest białe, a czarne jest czarne. Może za bardzo do tego przywykłam i te bezproblemowe realia mnie nie intrygują? Nie wiem, ale podejrzewam, że zastanowię się nad przeczytaniem "Był sobie pies".
Za to pewne jest to, że nie zniechęcam do czytania, bo książka sama w sobie jest interesująca i wyciska kilka łez. Mało tego udowadnia, że pies to najlepszy przyjaciel człowieka (ja uważam, że ogólnie zwierzę niekoniecznie psiak). Nie rani człowieka, a przynajmniej nie robi tego specjalnie tak jak potrafi zrobić to drugi człowiek.
Wydawnictwo: Illuminatio
Data wydania: 2019-01-30
Kategoria: Przygodowe
ISBN:
Liczba stron: 392
Tytuł oryginału: A Dogs Way Home
Dodał/a opinię:
Karolina MAREK
Wszystkie psy doskonale wiedzą, że życie ma sens tylko u boku ukochanego człowieka Bailey - bohater bestsellera "Był sobie pies" - powraca z nową misją...
Historia, która trafiła do serc czytelników na całym świecie. Nie tylko dla miłośników czworonogów! Wszystkie psy idą do Nieba…...