Gdy sięgałam po tę książkę, nie spodziewałam się, że będzie aż tak emocjonująca. Pierwsze strony skierowały mnie w stronę zwykłej, spokojnej obyczajówki, której akcja prawdopodobnie będzie toczyć się głównie na wsi.
Tak się nastawiłam. Typowa polska wieś, zwyczajni ludzie i problemy, o których raczej wolę czytać, niż sama przeżywać. Niestety pewnie też będzie to książka, o której zapomnę już następnego dnia.
Nic bardziej mylnego. „Sen Julii” pochłonął mnie w całości. Co ciekawe, najpierw zżyłam się z bohaterką drugiego planu, a dopiero potem z samą zainteresowaną, Julią. Obu paniom kibicowałam, choć momentami drażnił mnie kierunek, w jakim biegły Julki przemyślenia.
Chyba najbardziej bałam się, że w którymś momencie jednak w końcu zrezygnuje ze swoich poszukiwań, a tego ogromnie nie chciałam. Byłam bardzo ciekawa pierwszego spotkania dziewczyny z biologiczną matką, ale to chyba normalne w przypadku tego typu opowieści. Autorka długo testowała moją cierpliwość. Czy zaspokoiła ciekawość? O tym musicie przeczytać sami.
Pewne jest to, że emocje i napięcie trzymały mnie do ostatniej strony. Nie było możliwości, bym nie doczytała tej powieści. To nie jest tytuł, który znudzi w połowie. Gdy już, już czytelnik ma wrażenie, że za chwilę odetchnie… zamiast tego uchodzi z niego całe powietrze. A niepewność trwa nadal. I pcha ku następnym rozdziałom.
Ogromnie podobało mi się to, co autorka zrobiła z końcówką. Ostatnie rozdziały wycisnęły ze mnie strumienie łez. Wzruszenie, żal, smutek, radość i złość – to wszystko przeplatało się ze sobą nieustannie i nie pozwalało mi się uspokoić.
„Sen Julii” to opowieść o poszukiwaniu własnego ja, mierzeniu się z lękami, które siedzą w podświadomości każdego z nas. Nie każdy jednak ma okazję dowiedzieć się, co one oznaczają, powalczyć z nimi, a tym bardziej przegonić je, by móc znów spokojnie i szczęśliwie żyć.
Czasem to zwykły przypadek decyduje za nas. Czasem coś specjalnie pcha nas tą, a nie inną drogą. I nie zawsze możemy sami zdecydować, czy nią iść. Mamy za to wpływ na sposób, w jaki odniesiemy się do przeszkód napotkanych na tej trudnej, wyboistej drodze.
„Sen Julii” porusza bardzo trudny temat adopcji i próbuje dać czytelnikowi rozeznanie w temacie: czy adoptowane dziecko powinno odszukać swoich biologicznych rodziców? Pewne jest to, że absolutnie każda sytuacja jest inna, a to pytanie chyba nigdy nie znajdzie właściwej, jednoznacznej odpowiedzi.
Książkę gorąco polecam zwolennikom emocjonujących, życiowych historii. No i zerknijcie na tę okładkę! Cudo!
więcej emocjonujących powieści na www.piorkonabiurko.pl
Wydawnictwo: b.d
Data wydania: 2020-02-10
Kategoria: Obyczajowe
ISBN:
Liczba stron: 320
Ilustracje:brak
Dodał/a opinię:
sniezynka
Wiek XIX wymaga poświęceń. Losy młodej hrabianki Ireny Wandy Ostrowskiej zakochanej w urzędniku nie toczą się tak, jak by tego pragnęła. Wychodzi więc...
Cześć! Mam na imię Konrad, ale mowią do mnie Kadelek. Wszystko przez moją siostrę, która miała być bratem! Chodzę do przedszkola, chodź wolę być na morzu...