ᴛʏᴛᴜᴌ ʀᴇᴄᴇɴᴢᴊɪ: 𝗪𝗶𝗲𝗿𝘇𝘆ć 𝘄 𝗠𝗶𝗸𝗼ł𝗮𝗷𝗮, 𝗰𝘇𝘆 𝗻𝗶𝗲?
Magdalena Witkiewicz niczym Święty Mikołaj spełnia marzenia, zarówno swoich bohaterów, jak i wiernych czytelników. W najnowszej książce 𝑈𝑤𝑖𝑒𝑟𝑧 𝑤 𝑀𝑖𝑘𝑜ł𝑎𝑗𝑎 𝟸. 𝑁𝑎 𝑟𝑎𝑡𝑢𝑛𝑒𝑘 𝑏𝑎𝑏𝑐𝑖 ponownie zabrała mnie w świat pełen ciepła, dobroci i świątecznych cudów. Tym razem w centrum wydarzeń znajduje się mała dziewczynka, która bez chwili wahania postanawia ratować swoją „przyszywaną” babcię. Kobieta po zawale trafia do szpitala, a jej los wydaje się przesądzony… lecz zbliżają się Święta, a to przecież czas, gdy cuda są na wyciągnięcie ręki. Uwielbiam książki Magdaleny Witkiewicz, jednak tym razem, z bólem serca, muszę przyznać, że ta część wypadła najsłabiej z całej trylogii. Dwie poprzednie oczarowały mnie i poruszyły moje serce, natomiast tutaj zabrakło mi tej charakterystycznej „Witkiewicz w książce Witkiewicz”. Być może dlatego, że najpierw powstał scenariusz filmowy, przy którym autorka była jedynie współtwórczynią, a dopiero potem książka. Ten odwrócony proces niestety nie wyszedł historii na dobre. Nie zmienia to faktu, że czytałam książkę z przyjemnością. 𝑈𝑤𝑖𝑒𝑟𝑧 𝑤 𝑀𝑖𝑘𝑜ł𝑎𝑗𝑎 𝟸 bawi, wzrusza i rozczula. W książce nie brakuje ciepła, dobra i pięknych relacji międzypokoleniowych. Momentami śmieszy, innym razem ściska serce, potrafi też zaskoczyć i wzruszyć do łez. Mimo wszystko gdzieś w tle nie czułam tej magii, która tak wyraźnie obecna była w poprzednich częściach. Może to kwestia zbyt wysokich oczekiwań, a może po prostu magia świąt tym razem trochę się rozmyła.
Trudno zastanawiać się, czy ta powieść ma coś wspólnego z prawdą. Na pewno nie. Jeśli chce się przy niej dobrze bawić, trzeba po prostu wrzucić na luz, skupić się na fabule, a nie na tym, czy mogłoby się to wydarzyć, czy też nie, bo jakie to ma znaczenie. Liczy się miejsce akcji, śnieg, zbliżające się święta i ta szczególna magia, którą autorka zamknęła w tej historii. Gdy wyłączy się myślenie i pozwoli porwać chwili, książkę pochłonie się w zawrotnym tempie, a na końcu zostanie uśmiech i ciepłe przekonanie, że wszystko dobrze się skończyło. W takich opowieściach przecież nie o realizm chodzi. Trzeba obudzić w sobie dziecko i cieszyć się chwilą, żeby poczuć tę magię.
Gdy ukochana „przyszywana” babcia Zosi traci przytomność i zagraża jej wybranie się… tuż przed świętami to od razu staje się jasne, że rezolutna dziewczynka zrobi wszystko, by uratować swoją babcię. Jej wiara w cuda szybko mi się udzieliła, i to nie tylko dlatego, że to powieść świąteczna, ale również dlatego, że jej akcja toczy się tuż przed Wigilią. Dodatkowo grono charakternych emerytek z Jagodą na czele, mieszkających w Happy Endzie, sprawiło, że wzruszeniom i uśmiechom nie było końca. Powieść przeczytałam z ogromną przyjemnością i uśmiechem, który nie znikał z twarzy aż do ostatniej strony. Na te kobiety nie ma rady, potrafią przerobić na swoje kopyto nawet zamkniętego w sobie Aleksandra, który w domu seniora szukał spokoju, a to przecież ostatnie, czego mógł się tam spodziewać. Za to znalazł prawdziwą troskę i ciepło, jakiego pewnie nigdy wcześniej nie doświadczył.
Anna i Robert, po małych zawirowaniach, w końcu biorą ślub i wyjeżdżają w podróż poślubną w góry, zostawiając Zosię pod opieką pensjonariuszek Happy Endu. Tymczasem związek Mikołaja i Agnieszki przechodzi kryzys, choć mogło być tak pięknie. Każde z nich inaczej rozumie priorytety w związku, ale przecież miłość nie polega na zatraceniu siebie. Dobry związek wymaga szczerej rozmowy i gotowości do kompromisu. Muszą znaleźć drogę środka, by dojść do wspólnego celu.
Na pierwszy plan w tej części wysuwają się przede wszystkim perypetie gwiazdy reality show, Aldony, oraz Zosi, która podstępem wsiada do jej samochodu, by dotrzeć do Warszawy i odnaleźć prawdziwego Mikołaja, który ma gościć w telewizji. Zdaniem dziewczynki tylko on może dokonać cudu i ocalić ukochaną babcię.
Trochę szkoda, że poboczne wątki bohaterów poznanych w poprzednich częściach, zwłaszcza w książce 𝑈𝑤𝑖𝑒𝑟𝑧 𝑤 𝑀𝑖𝑘𝑜ł𝑎𝑗𝑎 𝟸, zostały potraktowane po macoszemu, jakby były dopisane trochę na siłę i stanowiły jedynie tło dla poczynań Zosi i Aldony. To ich relacja wysuwa się na pierwszy plan, ale za to jest piękna i poruszająca. Aldona, celebrytka zafiksowana na punkcie swojej kariery, przemienia się w kobietę, która dawno temu pogubiła się na życiowych ścieżkach. Zosia nieoczekiwanie znajduje w niej sojuszniczkę, choć początkowo Aldona miała ochotę wyrzucić dziewczynkę na śnieg. Potem jednak wraca do niej obraz z dzieciństwa, gdy sama była zagubiona i bezradna, a jej babcia była chora i nikt nie podał jej wtedy pomocnej dłoni.
Z podróży do Mikołaja obie wynoszą coś ważnego. Zosia zyskuje przyjaciółkę, a Aldona otwiera w sobie szufladę dawno zamkniętą na klucz, w której ukryła rozżaloną na świat, samotną dziewczynkę i dziecięcą traumę. Choć udaje, że los Zosi i jej babci wcale jej nie obchodzi, w chwili próby staje po właściwej stronie.
Tak swoją drogą, Magdalena Witkiewicz musi mieć niebywały talent, skoro na podstawie scenariusza filmowego, przy którego tworzeniu jedynie współuczestniczyła, potrafiła napisać ciepłą, zabawną, świąteczną powieść, którą dosłownie pochłonęłam w jedno popołudnie, co zdarza mi się naprawdę rzadko. Dodatkowo musiała sztywno trzymać się ram scenariusza, bo nie mogła zbytnio odbiegać od oryginału, który widzowie zobaczyli na dużym ekranie. Moim zdaniem wyszło jej to doskonale, bo książka i tak przewyższa jakością film, choć plejada znakomitych aktorów i ich świetna gra sprawiły, że na ekranie można zobaczyć przyjemny, rodzinny film o świątecznym klimacie.
Gdy nastawi się do całości pozytywnie i nie będzie oczekiwać od filmu produkcji na miarę Oscara, a od książki literatury kandydującej do Nobla, można spędzić z tą historią naprawdę przyjemne chwile i na koniec poczuć się jak w bajce, gdzie ludzie się kochają, a los sprzyja bohaterom. Czyż nie o to chodzi w świątecznych powieściach? Dziwi mnie to marudzenie i narzekanie ludzi, że nie tego oczekiwali. A czego w takim razie? Nie rozumiem, po co sięgać po świąteczne książki albo iść na film do kina, skoro z góry wiadomo, jak ta historia będzie przedstawiona. Zamiast gderać i czepiać się drobiazgów, wystarczyłoby dać się ponieść tej opowieści, by miło spędzić z nią czas, tak jak ja.
A więc, wierzyć w Mikołaja, czy też nie? To pytanie powraca co roku, gdy zbliżają się Święta. Wierzyć w Mikołaja to przecież nie tylko kwestia bajkowej postaci w czerwonym płaszczu, ale wiary w dobro, w ludzką życzliwość i w to, że nawet w najmniej spodziewanym momencie może wydarzyć się coś pięknego. Magdalena Witkiewicz znów zaprasza czytelników do ciepłego, pełnego świątecznej atmosfery świata, w którym codzienność spotyka się z odrobiną magii. W książce 𝑈𝑤𝑖𝑒𝑟𝑧 𝑤 𝑀𝑖𝑘𝑜ł𝑎𝑗𝑎 𝟸. 𝑁𝑎 𝑟𝑎𝑡𝑢𝑛𝑒𝑘 𝑏𝑎𝑏𝑐𝑖 pokazuje, że dobre rzeczy naprawdę mogą się zdarzyć, jeśli tylko da się im szansę.
Wydawnictwo: b.d
Data wydania: 2025-10-10
Kategoria: Obyczajowe
ISBN:
Liczba stron: 0
Dodał/a opinię:
Halina Więcek
Rude włosy, piegi i cicha natura sprawiły, że Amari od zawsze czuła się outsiderką. W szkole dokuczano jej z byle powodu, więc zaczęła unikać ludzi. Znany...
Jasmine Santos zdecydowanie nie określiłaby swojej kariery łyżwiarskiej jako udanej. Niezliczona liczba złamanych kości i obietnic to jej idealne podsumowanie...