Książka przeczytana w ramach #wirusowybooktour organizowany przez @ _za.czytana.bella_ i @łukaszrzadkowskiautor
“ Po drodze nie natknął się na nikogo żywego, kto potrzebowałby jego pomocy. Kasyno stało się grobowcem dla uzależnionych od hazardu głupców, do których dołączył jego partner. Darek czuł, że i jego może spotkać taki los, dla tego był przygotowany na walkę o swoje życie.”
Jako miłośniczka dobrego, czarnego humoru, grozy oraz klimatu rodem ze starych horrorów z lat 80 - tych nie potrafiłam przejść obojętnie obok Book Tour w którym oferują możliwość przeczytania “Wirusa hazardu”. Książka Łukasza już jakiś czas temu zwróciła moją uwagę, przy okazji targów książki w Poznaniu. Wiedziałam, że prędzej czy później po nią sięgnę i właśnie nadarzyła się ku temu doskonała okazja.
Nie pamiętam już kiedy ostatnio czytałam tak zdrowo pokręconą, pełną groteski, abstrakcji i absurdu opowieść. Wydarzenia tutaj opisane były tak irracjonalne i niewiarygodne że chwilami doprowadzały mnie do czytelniczej paranoi. Do tej pory wydawało mi się, że coś takiego nie istnieje. A jednak istnieje!
Łukasz Rzadkowski stworzył historię która z jednej strony przekracza granice dobrego smaku i odpycha, z drugiej strony w jakiś niezrozumiały sposób uzależnia (prawie jak hazard) i przyciąga jak magnes.
Mamy tutaj 329 stron hardkorowej jazdy bez trzymanki tylko i wyłącznie dla czytelników o mocnych nerwach lub dla ludzi z ogromnym dystansem.
Fabułę swojej powieści autor osadził w jednym z warszawskich kasyn.
Historia rozpoczyna się całkiem niepozornie, ot zwyczajny dzień jakich wiele w takim miejscu. Poznajemy pracowników tego przybytku i stałych bywalców, którzy spędzają przy urządzeniach całe doby, trwoniąc swój majątek z nadzieją na wielką wygraną, którą de facto i tak za chwilę puszczą dalej w obieg. Faktem jest, że autor sam wykonuje zawód krupiera i z dużą dokładnością opisał zasady panujące w kasynie, zachowania odwiedzających je ludzi, oraz sytuację z którymi na co dzień muszą mierzyć się pracownicy. Już od pierwszych stron “coś tu śmierdzi” - dosłownie, ale nie chcę wam spojlerować, więc napiszę tylko, że niektórzy bywalcy kasyna potrafią być naprawdę obrzydliwi i upierdliwi… Ja po tej książce na pewno będę doceniać bardziej pracę personelu sprzątającego.
Wszyscy klienci kasyna to postacie groteskowe i mocno przerysowane, Czasem śmieszą, czasem odpychają, innym razem irytują - nie da się ukryć że, autorowi udało się stworzyć cały wachlarz oryginalnych osobistości. Aż strach pomyśleć że tacy mogą chodzić po świecie…
Zaletą tej książki jest jej akcja, która z każdą kolejną stroną rozkręca się coraz bardziej i bardziej. W jednym z automatów do gry zadomowił się tajemniczy wirus.
“Automat wrócił do zwykłej pracy, współtworząc że stojącymi obok niego urządzeniami spójną jednolitą ścianę oczekujących na graczy maszyn. Coś jednak się zmieniło, o czym niebawem wszyscy mieli się przekonać.”
Szybko okazuje się że, to nie jest tylko zwykła usterka. Maszyna bowiem pożąda ludzkiej krwi i mięsa. Morderczy wirus pragnąc zaspokoić swój głód rozprzestrzenia się na pozostałe urządzenia.
Dochodzi do prawdziwej inwazji i makabry w czystej postaci. Klienci i pracownicy kasyna są niczym muchy schwytane w pajęczą sieć, choć w tym przypadku lepiej raczej napisać - w mordercze kable i przewody.
I tu zaczyna się totalna jatka - miażdżenie, rozrywanie, ucinanie, rażenie prądem, przebijanie, łamanie kości, a na dokładkę fruwające kończyny flaki i krew, krew, dużo krwi…
“Chrzęst łamanych kości i wilgotne mlaskanie zagłębiajacej się w mięsie klapy automatu towarzyszyły makabrycznej uczcie, podczas której technologiczny drapieżnik posilał się zdobyczą, a ta nie miała żadnych szans na ratunek. Pod maszyną rozlała się sporych rozmiarów kałuza krwi., a w niej walały się fragmenty odgryziony h kawałków ciała oraz organów.”
Ta książka z powodzeniem mogłaby nosić też tytuł “ Śmierć w kasynie na tysiąc sposobów” 😁
Sam motyw krwiożerczych maszyn atakujących ludzi, wykorzystany przez autora, nie jest niczym odkrywczym. Ja jednak mam do tego pewien sentyment - kojarzy mi się z niektórymi opowiadaniami Stephena Kinga, a gdzie jest ten Kingowy klimacik, tam jest dobrze i tyle w temacie. Ogólnie podczas lektury bawiłam się przednio
szczegółowe opisy pobudzały wyobraźnię, czułam się jakbym oglądała horror klasy B pełen zawrotnej akcji i komplikacji, który bardziej śmieszy absurdem sytuacji niż przeraża. Ale o to w tym chyba chodzi.
To co miło mnie zaskoczyło w trakcie lektury to makabryczne i zarazem zaskakujące zakończenie. Tu wyjaśnia się prawdziwe pochodzenie wirusa - i uwaga - kompletnie bym na to nie wpadła!
Kolejną rzeczą na plus jest fakt, że oprócz krwawej sieczki, fruwających wnętrzności i urwanych kończyn dostajemy od autora coś więcej - pewne przesłanie. Całą książkę możemy potraktować jako przenośnię do dramatyzmu i niebezpieczeństwa jakie stanowi hazard jako uzależnienie. On jest jak wirus - opanowuje całe nasze życie, sieje spustoszenie w naszych głowach. To okropny nałóg, który wysysa z ludzi całą energię.
Myślę, że pozycja od Łukasza Rządkowskiego zainteresuje osoby lubujące się w krwawych slasherach, klimatach gore i czarnym humorze. Czyli wszystkim wielbicielom horroru. A dla innych przestroga: pamiętajcie - sięgacie po to na własną odpowiedzialność. Jeśli macie słabe nerwy po lekturze “Wirusa hazardu” możecie nagle zacząć bać się własnej pralki lub blendera kielichowego. Gwarantuję że wasze spojrzenie na domowe sprzęty elektryczne zmieni się o 180 stopni.
Wydawnictwo: b.d
Data wydania: 2024-10-21
Kategoria: Horror
ISBN:
Liczba stron: 332
Język oryginału: polski
Dodał/a opinię:
olesia_w_krainie
Leksykon żywej śmierci omawia wszystkie produkcje o “żywych trupach” (zombie) od samego początku istnienia tego pojęcia w kinematografii oraz...