Już tak bywa w naturze ludzkiej, że zdarza się nam kłamać. Niektórzy uważają, że kiedy naginają prawdę w dobrej wierze, to nie jest tak do końca kłamstwo, bo robią to, by nie zranić czyiś uczuć, być bardziej interesujący, by uniknąć nieprzyjemności lub nie pozbawiać kogoś marzeń. W psychologii istnieje pojęcie białego kłamstwa i, mimo iż w pewnych okolicznościach potrafi być bardzo przydatne, bo ratuje z niezręcznych sytuacji i opresji rodzinnych, towarzyskich czy zawodowych, to jednak zawsze pozostanie moralnie dwuznaczne. Bohaterka debiutanckiej powieści Sophie Stava wie, że kłamstwo jest złe, niewłaściwe i że wcześniej czy później wyjdzie na jaw i narobi sporo nieprzyjemności, ale i tak skłamie, patrząc prosto w oczy. Dla niej to uzależnienie. Jednak w końcu trafiła na osobę, która w kłamaniu i manipulowaniu była równie dobra, co ona…
Sloane Caraway jest kłamczuchą, która czasami sama wierzy w swoją wykreowaną fikcję. Kłamie, bo wydaje jej się, że życie jest banalne i nudne a ona sama mówiąc prawdę, jest dla innych ludzi nieatrakcyjna. Pewnego dnia siedząc w parku, zauważa zapłakaną dziewczynkę wraz z zakłopotanym i trochę przerażonym sytuacją przystojnym mężczyzną. Zadziałała automatycznie i już po chwili udzielała im pomocy, bo dziecko użądliła pszczoła. U Sloane natura wzięła górę nad rozsądkiem. Przedstawiając się, znów skłamała i to nie tylko co do wykonywanego zawodu, ale również i imienia. Ot tak, na wszelki wypadek. To było silniejsze od niej. Parę dni później spotkała żonę mężczyzny, która podziękowała jej za udzielenie pomocy. Kobieta mogła powiedzieć prawdę, ale chcąc się przypodobać, dalej snuła swoje wizje. Kłamstwo jej się opłaciło, ponieważ Violet zaproponowała jej posadę niani. Tak bardzo chciała zaprzyjaźnić się z panią domu i jej rodziną, że kłamstwa zaczęły oplatać ją samą, ale z czasem okazało się, że nic nie jest tym, czym się wydaje, a w bogatym domu i idealniej rodzinie rządzą tylko pozory.
„Książki nie dopuszczały poczucia samotności, przeczytane szczegóły wplatały się w tkaną przeze mnie pajęczą sieć kłamstw”.
„Wszystkie moje kłamstwa” to debiut Sophie Stava i według mnie bardzo, ale to bardzo udany. Umiejętnie połączyła elementy zawiłej opowieści obyczajowej z thrillerem psychologicznym. Lekki i przyjemny styl wskazywał na pewne „wyrobienie” i podczas lektury do głowy mi nie przyszło, że to dopiero pierwsza książka Autorki. Bardzo dobrze wykreowała postacie. Nie były papierowe, można je było nie tylko polubić czy się z nimi utożsamiać, ale również zrozumieć ich motywację i podejmowane decyzje. Żaden z bohaterów nie był postacią jednoznaczną, co świetnie współgrało z intrygą. Sophie Stava stworzyła świetną fabułę, która nie pozwalała na dłużej oderwać się od książki. To była nietuzinkowa i bardzo dynamiczna historia o manipulacji i grze pozorów, opowiedziana ze swadą, ale i będąca przestrogą, żeby nie oceniać nic i nikogo zbyt pochopnie, by zawsze uważać, kogo obdarza się zaufaniem i nie wierzyć we wszystko, co mówi i robi druga osoba, bo nie ma w życiu nic idealnego i stałego. W mgnieniu oka można stracić wszystko. Wreszcie lektura pomaga zrozumieć, że każdy z nas nosi jakąś maskę i że nie jest się jedyną osobą na świecie, która może się mijać z prawdą, że kłamstwo może być bardziej niebezpieczne niż najgorsza prawda i zawsze ma swoją cenę… z reguły wysoką…
Według niektórych badań każdy z nas wypowiada codziennie około 0,75 kłamstwa… coś w tym musi być, choć nie mam pojęcia, w jaki sposób zostało to zbadane i chyba nie chcę wiedzieć… najlepiej wziąć sobie do serca słowa Marka Twaina: „Jeżeli mówisz prawdę, nie musisz niczego pamiętać”.
Wydawnictwo: Książnica
Data wydania: 2025-08-27
Kategoria: Kryminał, sensacja, thriller
ISBN:
Liczba stron: 368
Dodał/a opinię:
Anna Szulist