„Zbrodnia w efekcie” to kryminał autorstwa Joanny Chmielewskiej. Jestem fanką jej książek, ale tych „starych” – z czasów „Lesia” czy „Dzikiego białka”, bo późniejsza twórczość autorki jakoś mnie drażni. Po „Zbrodnię w efekcie” sięgnęłam jednak z sentymentu, bo dowiedziałam się, że to ostatnia jej książka. I w sumie nie żałuję, bo znalazłam w niej wszystko, co lubię w kryminałach Chmielewskiej: zwariowany humor, absurdalne sytuacje, śmieszne sformułowania. Jest też niestety trochę tego, czego w nich nie lubię, czyli: chaos, gadulstwo i roztrzepanie przedstawionych w nich kobiet oraz nieprawdopodobne zbiegi okoliczności. Niemniej jeśli ktoś – tak jak ja – jest fanem dawnych powieści pani Joanny, nie radzę sięgać po „Zbrodnię w efekcie”, bo nie ma w niej tego ducha, którym zachwycały kryminały w stylu „Wszystko czerwone” czy „Harpie”.
Duża część akcji rozgrywa się w ogródkach działkowych, mamy więc przy okazji sporo informacji na temat różnych roślin – ale bez obaw, nie jest to nachalne i nawet brzmi ciekawie. Gorzej przedstawia się sama sprawa kryminalna, która – chociaż na początku mocno mnie wciągnęła (bezgłowy szkielet na działce to bądź co bądź dość intrygująca rzecz) – później robi się zbyt chaotyczna i rozmywa się w zawiłościach rodzinnych koligacji, spraw spadkowych, majątków arystokratycznych i wspomnień tylu osób, ze aż się od tego kręci w głowie. To główny powód, dla którego książka mi się nie podobała: za dużo historii, za dużo zagmatwania, zgubiłam się gdzieś tak w połowie i już nie udało mi się odnaleźć, chociaż szczerze kibicowałam sympatycznemu policjantowi Woźniakowi w jego śledztwie i życiu osobistym, w które także otrzymujemy wgląd (i ten akurat wątek, związany z uroczą Marlenką, jest jednym z ciekawszych i niezagmatwanych). Jak zwykle w kryminałach pani Chmielewskiej mamy bardzo pozytywny obraz stróżów prawa: męskich, silnych, zaangażowanych w prowadzone śledztwo i pamiętających szczegóły sprzed pięciu lat, jakby zdarzyły się wczoraj. Mamy też obraz kobiet, który zawsze mnie denerwował: rozgadanych, roztrzepanych, niezorganizowanych i chaotycznych – które to cechy w zamyśle autorki maja chyba tworzyć wizję pełną uroku, jako że wspomniani stróże prawa wytrzymują to wszystko bez mrugnięcia okiem, a nawet często – podchodzą do tychże dam życzliwie.
Zakończenie bardzo w stylu autorki – nawet jak ktoś się zgubił w połowie, to wyjaśnienie jest na tyle łopatologiczne, że można się połapać i odnaleźć. Ale prawda jest taka, że gdyby nie fakt, że jest to ostatnia książka autorki, która bardzo cenię, zostawiłabym ja w połowie i nie czytała, bo za bardzo mnie zmęczyła. Dokończyłam z szacunku, ale raczej nie polecam fanom starych dobrych kryminałów Chmielewskiej, chyba że w ramach podróży sentymentalnej i pożegnania z autorką.
Komu ta książka może się spodobać? Tym, którym styl „nowej” Chmielewskiej odpowiada – z całą pewnością. I tym, którzy ponad logikę postępowania bohaterów stawiają zabawne dialogi, pełen absurdów humor i lekki styl.
Podsumowując: „Zbrodnia w efekcie” to niezbyt udane pożegnanie z pisarką, aczkolwiek uważam tę książkę o wiele lepszą niż kilka bezpośrednio poprzedzających ją tytułów autorki.
Wydawnictwo: inne
Data wydania: 2013-08-28
Kategoria: Kryminał, sensacja, thriller
ISBN:
Liczba stron: 308
Język oryginału: polski
Tłumaczenie: brak
Dodał/a opinię:
Joanna Tekieli
Jak znaleźć trupa, nie zaglądając do kostnic, piwnic, starych krypt i nie zapuszczając się w ciemne zaułki dzielnic cieszących się złą sławą? Joanna, ulegając...
Partię brydża w domu Joanny przerywa wtargnięcie policji, która poszukuje porwanej... Joanny Chmielewskiej. Porywacze rządają okupu i grożą okaleczeniem...