Wydawnictwo: Zielona Sowa
Data wydania: b.d
Kategoria: Literatura piękna
ISBN:
Liczba stron: 318
Powieść zawiera wątki autobiograficzne. Jest to historia o młodym człowieku, pochodzącym z klasy robotniczej, który kształci się samodzielne, zdobywając po kolei jakieś doświadczenie poprzez ciężką edukację i pracę.Wszystko po to ,aby przypodobać się dziewczynie Ruth Morse, pochodzącej z bogatej rodziny. Młodzi z każdym dniem są sobie coraz bliżsi, bo pomimo tego, że Martin daleko ma do sfery bogaczy, etyki i kultury burżuazji, to dziewczyna bardzo go szanuje i wspiera. Jednak tylko do czasu, kiedy coraz to większy zapał oraz usilne dążenie Martina do zostania wielkim pisarzem, zaczyna przerastać Ruth.
Na książkę trafiłam całkiem przypadkiem, na którejś z grup, zaciekawiła mnie, głęboka dyskusja nad tą powieścią,bo nie przypadkowo znajduje się na liście 100 najważniejszych arcydzieł literatury światowej. Książka jest genialna pod każdym względem, napisana bardzo bogatym zasobem słów, niektóre z nich już dziś nieuważne na codzień, przepiękne opisy uczuć, bohaterów, ich wewnętrznych myśli. Młody człowiek, robotnik bez pieniędzy, ima się każdej pracy, z każdym dniem udoskonala swoje umiejętności i wiedzę. Dodatkowo rozwija swoją pasję, pisanie listów, opowiadań, powieści wysyłając je do różnych wydawnictw, redakcji, mimo, że za każdym razem jego odrzucano, a ten nie poddawał się, tylko szedł dalej. W międzyczasie czasie dalej próbuje przypodobać się rodzicom swojej dziewczyny, chcąc im udowodnić, że wartość człowieka nie leży tam, gdzie jego bogactwo finansowe. W końcu jego ciężka praca i ambicje przynoszą pożądany rezultat.
W tej książce jest tyle emocji, wrażeń, refleksji, przemyśleń z życia, ciężkiej pracy, walki z losem, gdy ktoś chce spełniać swoje marzenia, pomimo wszystkich trudności rzucanych każdego dnia. A także to, że nie zawsze już nasze zrealizowane marzenia przynoszą satysfakcję.
Dla mnie ocena 10/10, książka, jedna z niewielu, którą pamięta się na całe lata życia.
Przeczytane:2006-10-18, Ocena: 5, Przeczytałam, 2006,
"Martin Eden" to powieść smutna, lecz niestety wciąż boleśnie aktualna. Temat awansu społecznego, który okazuje się pułapką złudzeń, przewijał się już przez „Lalkę” Bolesława Prusa czy „Wielkiego Gatsby’ego” Francisa Scotta Fitzgeralda. W każdej z tych historii biedni próbują przedrzeć się do świata wyższych sfer, łudząc się, że właśnie tam znajdą szczęście, uznanie i spełnienie. Tymczasem spotyka ich głównie upokorzenie, samotność i rozczarowanie.
Główny bohater, Martin Eden, to marynarz żyjący w nędzy, który z pasją pisze, ale długo pozostaje niezauważony przez wydawców. Przypadek sprawia, że trafia do kręgu bogatej elity i zakochuje się w Ruth Morse, dziewczynie z dobrego domu. Aby zdobyć jej serce i wkroczyć na salony, Martin postanawia za wszelką cenę osiągnąć sukces. Ciężką pracą, determinacją i cierpieniem pnie się po szczeblach kariery. W końcu zdobywa sławę i uznanie, wtedy nagle zaczynają go zauważać ci, którzy wcześniej nim pogardzali. Ale sukces nie przynosi mu ukojenia, przeciwnie odrywa go od tego, kim był, wypala wewnętrznie.
W miarę jak rośnie jego popularność, maleje jego wiara w ludzi. Osiągnął to, czego pragnął, lecz sam stał się pusty. W oczach Ruth i jej świata zawsze był tylko "tym gorszym". Gdy zdobył sławę ,stał się dla nich maskotką sukcesu, nie człowiekiem. To go niszczy. Jak sam pisze:
„Kiedy życie stanie się zanadto już bolesną zmorą, czeka śmierć, by ukoić do wieczystego snu. Po co zwlekać? Już czas ostatni.”
Martin wybiera śmierć, świadomie w ciszy oceanu, który wydaje się ostatnią prawdziwą przestrzenią wolności. To jego akt ostatecznego sprzeciwu wobec świata zakłamania, obłudy i fałszywych wartości.
Smutnym dopełnieniem tej historii jest fakt, że sam Jack London, pisarz który życie znał z każdej strony, również zmagał się z depresją i zakończył swoje życie samobójstwem. W „Martinie Edenie” nie tylko stworzył wstrząsającą powieść o cenie indywidualizmu, ale też własny literacki testament.