Niektóre związki mogą być niebezpieczne, a niektóre decyzje mogą kosztować życie...
Fanny Karlsson dobiega trzydziestki, pracuje jako fizjoterapeutka i desperacko pragnie miłości. Jej przyjaciele pochłonięci są własnym życiem, a jedyną bliską jej osobą jest Maj-Britt, starsza pani, z którą spotyka się podczas spacerów z psem.
Pewnego wieczoru Fanny natrafia na program telewizyjny o więźniach. Wystarczy jedno spojrzenie na Johana, skazanego za morderstwo, by poczuła, że musi go poznać. Wierzy, że jest w nim coś więcej - że tylko ona może go zrozumieć i się nim zaopiekować. Ich korespondencja przeradza się w relację, która stopniowo staje się pułapką bez wyjścia.
W tym samym czasie Edda Nord porzuca błyskotliwą karierę w PR i zaczyna pracę w Fundacji Pomocy Kobietom. Chce pomagać innym, ale nie przeczuwa, że sama może znaleźć się w niebezpieczeństwie. Jej własne małżeństwo zaczyna się rozpadać, a historie podopiecznych otwierają jej oczy na rzeczywistość, której wcześniej nie dostrzegała.
Losy bohaterek przecinają się, gdy zdesperowana Fanny zgłasza się do fundacji po pomoc - zaczyna rozumieć, że coś jest nie tak, ale jest już za późno. Johan nie zamierza pozwolić jej odejść. Edda robi wszystko, by ochronić kobietę, ale nieświadomie sprowadza na nią jeszcze większe niebezpieczeństwo. Czy mimo wszystko uda jej się uratować Fanny?
Wydawnictwo: Arkady
Data wydania: 2025-06-25
Kategoria: Kryminał, sensacja, thriller
ISBN:
Liczba stron: 352
Tytuł oryginału: Det hon förtjänar
TYLKO DLA MIŁOŚCI
„To jej wina” jest pierwszą częścią trylogii szwedzkiej autorki Emmy Angstrom. Tryptyk dotyka problemów z jakimi mierzą się współczesne kobiety. Angstrom porusza tematy, które często wolimy pozostawić niezauważone. Robi to w sposób nadzwyczaj chwytliwy.
Fanny zbliża się do trzydziestki. Jest samotna. Jedynymi bliskimi jej duszami są ukochana suczka i emerytka, z którą spotyka się w parku w trakcie spacerów z psem. Fanny marzy o wielkiej miłości, o uczuciu, które natchnie ją nową siłą. O człowieku, który zmieni jej życie. Gdy ogląda w telewizji program o więźniach, jej uwagę przykuwa Johan. Mężczyzna wydaje się całkowicie nie pasować do środowiska, w którym się znajduje. Cichy, nieśmiały, inteligentny. Pod wpływem impulsu, Fanny wysyła do niego list. Kiedy otrzymuje odpowiedź, a korespondencja zaczyna przybierać coraz intymniejszy charakter, kobiecie wydaje się, że oto upragnione szczęście wreszcie jest na wyciągnięcie ręki. Nie wie, że wpadła w sidła. Nie wie, że jej życie nigdy już nie będzie takie samo. Nie wie, że są drogi, z których nie da się zejść.... Edda pracuje w korporacji. Schematyczny plan dnia coraz mocniej jej dokucza. Kiedy decyduje się wprowadzić zmiany w swoim życiu, trafia na nietypową ofertę pracy. Dojrzewa w niej myśl, że zatrudnienie w ośrodku pomocy kobietom, to coś, co naprawdę chciałaby w życiu robić. Nie jest gotowa na to z czym przyjdzie jej się zmierzyć. Nie wie, jak trudne historie przyjdzie jej poznać. Nie wie, jak bardzo ta praca odmieni jej życie... Kiedy drogi obu kobiet się przetną, okaże się, że trwa walka o coś, co bardzo łatwo jest utracić. Czy Edda będzie w stanie uratować Fanny? Jak dużo zdoła poświęcić, by ocalić obcą kobietę?
Emma Angstrom dosadnie, bez upiększaczy, ukazuje losy kobiet z różnych środowisk. Bardzo realistycznie portretuje mechanizmy rodzącej się spirali przemocy. „To jej wina” to powieść w dobrze znanym, chłodnym, skandynawskim stylu. Ponure krajobrazy, nieprzystępne warunki atmosferyczne, poczucie odosobnienia. Angstrom nie koloryzuje. Nie nadbudowuje treści, by wywołać efekt szoku. Pisze z dziennikarską precyzją, ukazuje bohaterów bardzo zwyczajnych, jej styl jest surowy. Fanny i Edda to zupełnie rożne postacie, chociaż, gdy poznamy jej bliżej, wejrzymy w ich serca, okaże się, że jednak bardzo wiele je łączy. Pragnienie miłości, spokojnego, dobrego życia i chęć, by obok był ktoś, dla kogo będzie się najważniejszym. To także nasze marzenia, prawda? Angstrom jest narratorką rzeczywistości. Potrafi przedstawiać ją w całej brudnej okazałości, ale także czerpać natchnienie z drobiazgów. Na kartach „To jej wina” spotkamy wiele zła, nikczemności i fałszu, czyli tego, co ludzie tak bardzo skłonni są sobie wzajemnie prezentować. Angstrom ukazuje różne oblicza przemocy. Przemoc ma wiele imion. Przemoc nie musi boleć fizycznie. Przemoc to także nękanie, straszenie, zmuszanie do rzeczy, na które nie mamy ochoty. Przemoc to nie tylko cios, to także słowo. W tej powieści spotkamy bohaterki dotknięte przemocą fizyczną, seksualną, ale także materialną i psychiczną. Tak wiele kobiet i jeden wspólny mianownik - mężczyźni, którym oddały swoje serca. Osoby, dla których poświęciły część własnej osobowości. Autorka fenomenalnie pokazuje to, jak łatwo jest wejść w układ, który przynosi cierpienie i ból. Niestety, wyjście z niego okazuje się znacznie trudniejsze. „To jej wina” to opowieść o kobietach z różnych środowisk, z różnym wykształceniem i różnymi drogami życiowymi.
Być może łatwo jest oceniać Fanny. Kobietę pragnącą desperacko wręcz zainteresowania. Kobietę, która oddała swoje zaufanie człowiekowi, którego wcale nie znała. Być może łatwo przypiąć jej łatę. Być może łatwo powiedzieć sobie, że nas nigdy nic podobnego nie spotka. Tak łatwo przecież przychodzi nam wydawanie opinii. Jednak czy równie łatwo będzie nam dostrzec w tej bohaterce cząstkę siebie? Może to właśnie, przykre i bolesne, uświadomienie sobie, jak wiele nas z nią łączy, stanie się dla nas przyczynkiem do przeanalizowania własnych zachowań? Bardzo odważna powieść. Mimo tego, że głównymi bohaterkami są kobiety, myślę, że będzie też dobrą lekturą dla mężczyzn. Perfekcyjna analiza systemu przemocy. Emma Angstrom nie czuje lęku przed wejściem na bardzo niebezpieczny grunt. Nadal przecież przemoc domowa jest zjawiskiem, którego staramy się nie dostrzegać. Jeżeli zgłębimy statystyki i rzeczowo brutalne liczby ukażą nam skalę zjawiska, być może wtedy zastanowimy się nad tym, że przemoc nieprzerwanie trwa wokół nas. Dotyka ludzi, których znamy. Przemoc ma jednak bardzo bliską przyjaciółkę – jest nią cisza. O przemocy się nie rozmawia. Wiele kobiet funkcjonujących w związku przemocowym wstydzi się poszukać pomocy. Ciągle pokutuje przekonanie, że ofiara sama sobie jest winna. W tej problematyce chyba niewiele różni Szwecję od Polski. Mimo tak trudnych tematów i świadomości tego, że ta historia mogłaby wydarzyć się naprawdę, bardzo dobrze czyta się powieść Angstrom. Jest pełna napięcia, poruszająca i odważna. To jeden z tych thrillerów, które oscylują wokół surowego realizmu. Dotyka nas ta historia. Chyba bardziej niż moglibyśmy sądzić.
Emma Angstrom zabiera nas do całkiem zwyczajnego szwedzkiego miasta. Przedstawia nam kobiety, które mogłyby być naszymi siostrami lub przyjaciółkami. Zabiera nas do ich domów. Do ich więzień. Zmusza byśmy słuchali. Zmusza byśmy patrzyli. I chce żebyśmy zaczęli mówić. Powieść, która wnika pod skórę wywołując nieprzyjemny dreszcz. Oszczędny styl, zaawansowane portrety psychologiczne i wstrząsająca opowieść o tym, że miłość stać się może dla nas największym zagrożeniem. Warto poświęcić czas i przemyśleć postawy bohaterek wykreowanych przez Angstrom. Mówią one wieloma głosami, nie są jednoznaczne i w wielu aspektach okazać się może, jak bardzo przypominają nas same. Świetna i zaangażowana społecznie powieść. Niecierpliwie czekam na kolejną odsłonę kobiecej trylogii. Już teraz wiem, że to nie będzie łatwa lektura, ale na pewno da mi dużo więcej niż tylko wieczór spędzony wśród liter. Diabeł piekielnie mocno poleca.
Kiedy po raz pierwszy ujrzałam tytuł To jej wina, w mojej głowie pojawiła się myśl, że chciałabym poznać tę pozycję bliżej. Sam tytuł obiecywał coś interesującego, a opis tylko to potwierdzał. Z zainteresowaniem zabrałam się do poznawania tej historii i myślę, że mogę śmiało napisać, że ten tytuł wyciągnął mnie z zastoju czytelniczego.
Fanny jest singielką z przymusu, ale bardzo chciałaby s ię zakochać i stworzyć z kimś związek. Jej znajomi po kolei biorą ślub, rodzą dzieci i budują rodzinne życie, kiedy ona mieszka tylko ze swoim psem, Mią. Podczas oglądania jednego z programów w telewizji o więźniach, w oko wpada jej Johan – postanawia więc do niego napisać. Tak rodzi się relacja, która jest dla Fanny niczym gwiazdka z nieba. Z kolei Edda właśnie rzuciła pracę w agencji PR i szuka swojej ścieżki. W domu powoli zaczyna się psuć między nią, a jej mężem, a kiedy kobieta znajduje nową pracę — w fundacji pomagającej kobietom, sytuacja zaczyna eskalować. Czy obie kobiety poradzą sobie z trudnościami, z jakimi przyjdzie im się zmierzyć? Zwłaszcza że obie w pewnym momencie znajdują się w niebezpieczeństwie...
Pierwsze strony książki zdołały mnie wciągnąć na tyle, że moje myśli zaczęły krążyć wokół Fanny i Eddy, a moja ciekawość tylko rosła z każdą kolejną stronę. Przyznaję jednak, że chwilami pojawiały się we mnie wątpliwości dotyczące tego, czy to na pewno będzie książka należąca do gatunku thrillera. Potwierdzam już teraz – tak, to jest thriller i to nie byle jaki!
Jedną z głównych bohaterek jest Fanny, której historia wciągnęła mnie o wiele bardziej i to jej sytuacją żyłam przez większość książki. Jej relacja z więźniem, która narodziła się poprzez listy, która dawała jej złudną nadzieję na szczęśliwe zakończenie... Jako czytelnik z jednej strony pragnęłam dla niej czegoś dobrego, ale z drugiej często ją wyzywałam pod nosem za to, co robiła. Całkowicie straciła ona czujność, za co koniec końców musiała zapłacić. Jej wątek jest bardzo niepokojący, ale świadomość, że istnieje cała rzesza kobiet, które realnie romansują z osadzonymi, wybielając ich czyny... to jest dopiero przerażające.
Edda to druga bohaterka, której uwagę poświęcono w mniejszym stopniu, ale wciąż — jej historia miała bardzo duży wpływ na przebieg fabuły. Kobieta ta wzbudziła mój podziw swoją chęcią zmiany i tym, że postanowiła podjąć to ryzyko — porzuciła stabilną pracę na rzecz pomocy innym, a to jest coś, co po prostu mi imponuje. Jej relacje z mężem zostały przedstawione w sposób interesujący, choć miałam chwilami wrażenie, że odrobinę przerysowany, ale w zasadzie... Wierzę na słowo, że takie sytuacje w związkach zdarzają się codziennie milionom osób.
Emma Ångström ma bardzo dobre pióro, a stworzona przez nią historia okazała się tą, która rozbudziła we mnie głód czytelniczy. Fabuła powieści skupia się na trudnych tematach związanych z przemocą w związkach, nie tylko tą fizyczną, ale psychiczną przede wszystkim. Statystyki jasno pokazują, że to w większości kobiety są tymi pokrzywdzonymi, ale nie chciałabym, by zapomniano o mężczyznach, którzy również żyją w takich związkach i przyjmują na siebie liczne ciosy ze strony swoich ukochanych.
To jej wina to thriller psychologiczny, który zaskoczył mnie rzeczowym podejściem do tematu. Autorka starała się tutaj nie koloryzować życia obu kobiet, co oczywiście okazało się strzałem w dziesiątkę. Lektura tej powieści była dla mnie zdecydowanie świetną przygodą, ale i przede wszystkim — ważną. Z ciekawością sięgnę po kolejne tomy, by odkryć, co jeszcze w zanadrzu ma autorka.
Thriller psychologiczny o granicach zaufania, toksycznych relacjach i cienkiej linii między miłością a zagrożeniem. Życie Lindy rozpada się na kawałki...
Przeczytane:2025-11-17, Ocena: 5, Przeczytałam, Wyzwanie - wybrana przez siebie liczba książek w 2025 roku, Przeczytaj tyle, ile masz wzrostu – edycja 2025,
Kiedy zaczynałam tę książkę, byłam w stanie, w którym czytanie stało się dla mnie czasem obowiązkiem – chciałam czegoś, co mnie poruszy, wciągnie, sprawi, że znów poczuję „po co czytam”. I „To jej wina” właśnie w pewnym sensie spełniła tę funkcję: nie jako spektakularny show, ale jako cichy, powoli narastający dramat, który zaczyna się czaić w głowie i nie chce w nocy dać spokoju.
Bohaterka, Fanny Karlsson – fizjoterapeutka, samotna, na progu trzydziestki – to ktoś, kogo można spotkać obok siebie w tramwaju, w kolejce po kawę czy na spacerze z psem. Przestrzeń jej życia nie jest wielką metropolią pełną świateł, a raczej osiedlem, codziennością. Jej jedynym towarzyszem bywa pies i starsza sąsiadka. I stąd właśnie płynie siła tej powieści: choć temat – toksyczna relacja, więzień, manipulacja – może wydawać się znany, to przez tę zwyczajność Fanny czujemy, że „to mogło spotkać każdego z nas”. Kiedy ogląda więźnia skazanego za morderstwo i decyduje się z nim korespondować – coś w tym wydaje się impulsywne, wręcz nierozsądne. I w tym jest sedno: nie robimy rzeczy rozsądnych, gdy serce woła inaczej, gdy w duszy kiełkuje pragnienie bycia widzianym i kochanym.
Równolegle poznajemy Eddę Nord – kobietę, która porzuca dotychczasową karierę w PR i zaczyna pracę w fundacji wspierającej kobiety. To zmiana pozornie pozytywna, społecznie chwalebna, ale prawdziwość życia okazuje się brutalniejsza niż pięknie brzmiące deklaracje. W tej kontrze między życiem, które sobie planujemy, a tym, które dostajemy, tkwi druga warstwa tej książki – nie tylko „kto zrobił źle”, ale „jak bardzo pozwalamy zrobić źle sobie same, albo innym”.
Autorka nie uderza w spektakl przemocy – nie ma nadprodukcji dramatów, krzykliwych scen przesady. Raczej pokazuje, że zagrożenie może wyglądać zwyczajnie: listem, korespondencją, nagłym uczuciem „to właśnie on, to właśnie ja”, momentem zawieszenia. W tym sensie książka przypomina, że czasem największe niebezpieczeństwa mają twarze codzienności. I to mnie ujęło: ten „powolny pęk szklanki”, dźwięk który słyszysz dopiero wtedy, gdy już szkło leży na podłodze.
Językowo – Angström pisze oszczędnie, z drobnymi akcentami psychologii, ale bez przepychu. To styl, który nie woła: zobacz mnie! Raczej mówi: poczuj mnie. Jej bohaterki nie są idealne. Fanny czasem irytuje – jej samotność, jej pragnienie, by ktoś ją pokochał, by ją zauważył – to nie heroizm, to raczej prawda wielu z nas w jakimś momencie życia. Edda natomiast odczuwa ciężar wyborów, odpowiedzialności i niepewności. I w tej „zwykłości” jest coś mocnego – bo czytając, myślałam: „chyba sama to kiedyś przeżywałem” albo „byłam bliski tej decyzji”.
Mogę wskazać kilka rzecz jasnych, które dla mnie zadziałały w szczególny sposób: po pierwsze – tytuł: „To jej wina”. Z jednej strony prowokacyjny, nabijający się z naszej skłonności do obwiniania. Z drugiej – ostrzeżenie: czasem jesteśmy ofiarami, czasem w pewien sposób – uczestnikami własnej przeszłości, własnych wyborów. Ta ambiwalencja sprawia, że czytelnik zaczyna zadawać pytania: Czy to ona naprawdę ponosi winę? Czy to tylko system? Czy to on? Czy to my kiedy pozwalamy? Po drugie – konstrukcja fabuły: dwie kobiety, dwa światy, które w końcu się przecinają. Dzięki temu nie czujesz, że jesteś w łatwym labiryncie „kto zabił”, tylko w tunelu, w którym ktoś zapalił latarnię i czeka, aż ją doświetlisz sam. I to wolniejsze tempo – początek może wydać się spokojny, wręcz ospały – ale właśnie dzięki temu potem napięcie działa silniej, bo nagle „to” staje się. I po trzecie – temat miłości i relacji. Nie tej „romantycznej” w klasycznym sensie, ale tej, która może być pułapką. Korespondencja z więźniem? Kto normalny by to zrobił? I jednak – Fanny to robi. Bo pragnie, bo wierzy, bo… chce czegoś więcej. I w tej wierze i tym pragnieniu tkwi zagrożenie.
Ale aby być uczciwym – nie wszystko mnie przekonało w 100 %. Były momenty, gdy tempo zbyt się wałęsało (zbyt spokojne, zanim coś się wydarzyło). Były sceny, w których czułam pewną przewidywalność: że „to pewnie ten”, że „znowu ktoś taki”. I choć styl autorki to rekompensuje, to przez chwilę zastanawiałam się, czy nie chciałbym więcej „uderzenia”, więcej dramatycznej eksplozji. Ale może to wada czytelnicza – bo może ta książka nie miała być wybuchem, tylko powolnym odkrywaniem. I może to był jej cel – byś nie odskoczył, tylko został. I zostałam.
Podsumowując: „To jej wina” to dla mnie książka-odbicie w lustrze, choć nie lustrze idealnym, tylko z lekkim zmatowieniem – w nim widzimy swoją samotność, swoje pragnienia, swoje błędy i swoje ciche krzyki. I jednocześnie widzimy, że czasem miłość może być katem, a wybór – pułapką. To nie powieść łatwa-lekka-na jedno popołudnie, ale taka, którą czytałam, odkładałam i wracałam, bo chciałam wiedzieć, co dalej z tymi bohaterkami, co dalej z tym cieniem, który się nad nimi unosił.
Jeśli miałabym ocenić – nie w skali gwiazdek, bo to za proste – dałbym jej mocne „tak”. I wiem, że chętnie sięgnę po kolejną część trylogii, bo czuję, że jeszcze coś jest do odkrycia. Dla tych, którzy lubią kryminały z duszą, psychologiczne historie kobiet-zwykłych-bohaterek, a także dla tych, którzy czasem czują, że może właśnie oni staną się czyjąś literacką Fanny lub Eddą – polecam.